Wielokrotnie już na tym blogu publikowałam historie osób, które doświadczyły kontaktu z „druga stroną”, co w dłuższej perspektywie, owocowało zmianami w ich życiu. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że nic nie dzieje się przez przypadek. Powiem więcej, dusze, komunikując się na poziomie werbalnym lub symbolicznym działają w naszym, dobrze pojętym interesie. Moim skromnym zdaniem, istoty duchowe doskonale wiedzą jak osiągnąć najlepszy efekt lub wręcz jak dozować napięcie, aby taki kontakt pozostawił niezatarty ślad w psychice obserwatora. Pomijając dusze zdegenerowane, oni nie chcą nas straszyć, ani bawić się naszym kosztem. Przekazują komunikaty, ostrzegają lub inspirują do działania.
Z wielką przyjemnością publikuje dzisiaj list od Pani Bożeny :
„Moja mama po rozwodzie z ojcem poszukiwała mieszkania. Znalazła u koleżanki z pracy – Pani Basi. Mieszkanie było podzielone na dwa -jedno i dwupokojowe ze wspólnym użytkowaniem kuchni i łazienki. Chodziłam wtedy do szkoły średniej.
Miałam 16 lat siedziałyśmy obie z panią Basią w kuchni przy oknie. Na kuchennym stole pani Basia kładła dla mnie pasjansa dwiema taliami holenderskich kart. Pięknymi kartami, mocno zniszczonymi, przedwojennymi, z graficznym przedstawieniem symboli i postaci.Był jesienny wieczór, zapalone światło, naprzeciwko stołu otwarte drzwi na ciemny przedpokój.
Nagle kątem oka zauważam postać, odwracam głowę i widzę jakiegoś mężczyznę przechodzącego przez przedpokój. Nie widać jego twarzy, na głowę naciągnięty kapelusz, podniesiony kołnierz długiego płaszcza trenczu, związanego paskiem. Szerokie spodnie z mankietami, brązowe, skórzane buty. Całość ubioru w kolorze khaki, mniej więcej w stylu lat trzydziestych. Ręce włożone do kieszeni.
Nie słychać było otwieranych drzwi, człowiek pojawił się bezszelestnie.
Pani Basia spojrzała na mnie i spytała:
-Widzisz to, co ja?
-Tak!
Wstałyśmy od stołu, złapałyśmy się za ręce, zapaliłam światło w przedpokoju – nikogo tam nie było….Otwierałyśmy drzwi do kolejnych pokoi, zapalałyśmy światło, ale w żadnym pomieszczeniu nikogo nie było…..
Pani Basia spojrzała na mnie:
-Gdybym była sama uwierzyłabym, że miałam jakieś przywidzenia, ale jesteśmy we dwie, więc na pewno ta postać przywidzeniem nie była.
-Gdybym była sama, bez pani, pomyślałabym tak samo.
Obie byłyśmy nieco zmieszane, w końcu nie często widuje się ducha.
Byłam wtedy świeżo po przeczytaniu książki ks. Klimuszki „Moje widzenie świata”, (księdza z mojego miasta), więc nabrałam jakiejś wewnętrznej pewności, że ten człowiek właśnie zmarł i przyszedł odwiedzić swoje dawne miejsce.
Wtedy szukałam informacji o moim domu, okazało się, że został wybudowany w latach trzydziestych dla pracowników stoczni Schichau w Elblągu (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ferdinand_Schichau), produkującej później na potrzeby wojenne, stąd wynikła szybka budowa (spore osiedla w tym stylu) domów dwu- trzy-piętrowych z dwuspadowym dachem.
Wydawałoby się, ze to już koniec historii, a jednak….Minęło wiele lat (20?) od tamtego wydarzenia, wyszłam za mąż, miałam dzieci.
Któregoś dnia byliśmy na spotkaniu u przyjaciół. Zebrało nam się na opowiadania historii z własnego doświadczenia – „nie z tej ziemi”. Niewytłumaczalne zjawiska z punktu widzenia nauki. Opowiedziałam swoją historię. W momencie opisu wyglądu „mojego ducha” koleżanka wykrzyknęła:
– Ten sam człowiek odwiedzał panią G. spod jedynki!
Okazało się, że rodzice mojej znajomej znali rodzinę mieszkającą pod nr 1. Z relacji rodziny poznali historię wizyt tego osobnika w ich mieszkaniu. Byłam lekko wstrząśnięta, pani Basia już dawno nie żyła, więc nie było nikogo, kto mógłby potwierdzić czy uwiarygodnić moją historię, a tu jednak jest!
Przy okazji zaczepiłam sąsiadkę z zapytaniem o odwiedziny ducha. Pani G. potwierdziła, był kilkakrotnie u nich w mieszkaniu, nawet siadał na fotelu. W związku z tym prosili księdza o poświęcenie mieszkania.
I to jest koniec tej historii. Jednak od tamtego czasu miewam „kontakt” z bliskimi zmarłymi, którzy na krótki moment pojawiają się albo w mojej świadomości, albo we śnie, uspakajając mnie lub prosząc o coś. Nie czuję lęku, wiem, że świat jest o wiele bardziej złożony niż mój ludzki umysł jest w stanie sobie wyobrazić.
Nie tak dawno, jakieś 3 lata temu, zainteresowałam się metodą kwantową 2p. Zrobiłam kursy, można rzec weszłam na ścieżkę rozwoju duchowego ( cokolwiek pod tym pojęciem rozumiemy) a inaczej mówiąc – życia świadomego. Tylko nie wiedziałam, że fizyka kwantowa tak bardzo zbliży mnie do Boga, za to jestem wdzięczna. Za każde doświadczenie, które przyszło mi lub przyjdzie przechodzić. Te doświadczenia zawsze czemuś służą, nawet, jeśli nie jestem w stanie na dzień dzisiejszy zauważyć ich głębszego sensu.”
Autorce dziękuję za poświęcony czas oraz wielką szczerość i życzę samych sukcesów we wszystkich aspektach życia.