Rozmawiałam niedawno z pewną panią. Znamy się z widzenia, pani Maria jest osobą niezwykle pogodną, więc kiedy zobaczyłam ją smutną i zadumaną, nie mogłam przejść obojętnie i nie zapytać, co jest tego powodem. Powiedziała, że ma ciężko chorą kuzynkę. Jej krewna zmaga się z jedną z tych dolegliwości, które postępują wolno, ale ich skutki są nieodwracalne. Z upływem czasu kuzynka będzie wymagała coraz szerszego zakresu opieki. Jej jedyna córka wstąpiła do zakonu i kończy okres nowicjatu. Zakon o regule klauzurowej, co oznacza, że po złożeniu ślubów wieczystych nie opuści murów zgromadzenia do końca żywota swego. Nie na darmo w dawnych czasach mniszki klauzurowe po ślubowaniu przykrywane były czarnym całunem, co miało symbolizować ich śmierć dla świata. Pani Maria wraz z jeszcze jedna krewna pojechały do dziewczyny, aby prosić ją o ponowne, dogłębne przemyślenie tej decyzji. Przedstawiły jej diagnozę lekarską, rokowania i przebieg choroby. Mimo, że bardzo obrazowo opisały mało optymistyczny scenariusz życia jej matki, dziewczyna nie zmieniła zdania. Postanowiła pozostać w zgromadzeniu, a matką niech zajmą się dobrzy ludzie, za których ona się pomodli. Pani Maria jest osobą wierzącą i w związku z zaistniałą sytuacją przeżywa głęboki konflikt wewnętrzny. Z jednej strony wierzy w tak zwane powołanie, z drugiej zastanawia się jak decyzja córki ma się do „Czcij ojca swego i matkę swoją „ o miłości bliźniego nie wspominając. Ja także mam spore wątpliwości natury moralnej a propos tej sprawy. Nie osądzam jednak tej dziewczyny, bo nie mam prawa tego robić. Koniec końców każdy z nas ponosi sam konsekwencje każdego uczynku i każdej decyzji.
W związku z zakonnicami i dylematem moralnym opisze pewną historię, której bohaterka również wiodła życie zakonne. Jak się okazało po opuszczeniu ciała pozostała tutaj w niezmienionym stanie umysłu.
Zwiedzałam malowniczy zameczek, w którym zorganizowano wystawę ikon. W pobliżu znajdował się fragment zabytkowego muru i park. Nieopodal muru zauważyłam postać zakonnicy. Na podstawie zachowania osób, które obok niej przeszły nabrałam pewności, że jakby to ująć, nie jest widoczna dla wszystkich. Kiedy i ona zorientowała się, że patrzę bezpośrednio na nią najpierw zniknęła. Pokazała się ponownie w nieco bardziej ustronnym miejscu. Powiedziała żebym wzięła kamyk z parkowej alejki. Wydało mi się to trochę dziwne, niebawem zrozumiałam, że szukała sposobu, aby się skontaktować. Kamyk po prostu wskazywał trop energetyczny.
Mówiąc krótko, była to kolejna ofiara przerażającej i okrutnej II Wojny Światowej. Razem z pozostałymi siostrami zajmowała się ukrywaniem dzieci z getta. Siostry oprócz doraźnej pomocy potrzebującym prowadziły sierociniec. Ta działalność pozwalała na przetrzymanie dziecka do momentu zapewnienia mu stałej, bezpiecznej kryjówki. Siostry wiedziały, czym ryzykują, zauważyły też wzmożone zainteresowanie ze strony pewnego pana, który znany był ze swojej szczerej i interesownej sympatii dla okupanta. Pewnego wieczoru moja rozmówczyni wyszła po zieleninę do ogrodu. Ogród znajdował się na tyłach budynku, a od ulicy odgradzał zgromadzenie wysoki płot. W pewnej chwili zauważyła przemykający cień. Zdecydowanie była to męska sylwetka. Skradała się za owym fantomem najciszej jak umiała. Wreszcie go odkryła. Szpicel klęczał przy okienku piwnicznym i podsłuchiwał rozmowę prowadzoną w tym pomieszczeniu. Niestety jedna z sióstr miała bardzo donośny głos. Był to cenny dar w sferze wokalnej, ale nie w życiu codziennym konspiratorek. Wyobraziła sobie, co czeka dzieci, ją, pozostałe siostry i osoby współpracujące, kiedy mężczyzna zrobi użytek ze świeżo pozyskanych informacji. To, że je zadenuncjuje było pewne i stanowiło jedynie kwestię czasu. W desperacji zdała sobie sprawę, że trzyma w ręku małą łopatę, tak zwana saperkę. Nie namyślając się podeszła jeszcze bliżej. Mężczyzna był tak zaaferowany treścią rozmowy, że nie zauważył kiedy podeszła. Uderzyła raz. Nie wiedziała, że ktoś taki jak ona, czyli drobna kobieta może mieć tyle siły. Była pewna, że ogłuszyła konfidenta. Pobiegła do swojej przełożonej. Opowiedziała, co zaszło i poprosiła o pomoc. Razem udały się do ogrodu. Szpicel leżał bez ruchu. Nie miała odwagi go dotknąć. Przełożona obróciła ciało i oświetliła twarz latarką. Mężczyzna był martwy. Przełożona nie rozpaczała, za jedyny problem uznała kwestię pozbycia się zwłok. Następnego dnia ludzie, z którymi siostry współdziałały wywieźli ciało i zakopali je w lesie.
Przełożona kazała wszystkim siostrom modlić się za duszę zmarłego.
Nie rozumiałam, czemu ta szlachetna, oddana dzieciom osoba nie przeszłą do światła tylko tuła się między wymiarami. Otrzymałam odpowiedzieć, która muszę przyznać, bardzo mnie zaskoczyła.
– Jestem tu, bo nie czuję żalu. Popełniłam grzech ciężki i nie potrafię wzbudzić w sobie skruchy. Jest napisane Nie zabijaj- zabiłam. Jeśli kogoś opłakuję to tylko niewinnych, których nie udało się uratować. Nie potrafię myśleć o tamtym człowieku jak o swoim bliźnim. Szukam odpowiedzi na wiele pytań –
Bardzo ciężko jest nie oceniać. Sama staram się tego nauczyć..
Mam pytanie: Co oznacza „trop energetyczny” dzięki któremu udało się Pani skontaktować z ową zakonnicą?
No i zastanawia mnie bardzo, czy ta dobra dusza, która uratowała tyle istnień ludzkich swoim czynem, nie zadała sobie sama tej pokuty? Czy to Jasność jej nie chciała przyjąć..?
Niesamowita historia. Daje wiele do myślenia.
Pozdrawiam serdecznie!
Jasność przyjmuje nas takimi jakimi jesteśmy. Myślę, że to jest zawsze wybór danej osoby. Moim zdaniem sprawa jest prosta – działanie w samoobronie.Dla niej nie.
Na każdym przedmiocie z którym mamy kontakt pozostawiamy swój ślad. Nie tylko odciski linii papilarnych, zapach czy drobinki skóry ale i swoisty odcisk energetyczny.
Dziękuję bardzo za odpowiedź!
Czyli nam żywym pozostaje modlitwa za te biedne „samokatujące się” dusze… Oby odkryły, że są kochane bez względu na wszystko!
Dobrego dnia 🙂
Cieszę się, że nie tylko ja piszę o zakonnicach i popełnionych przez nie czynach, które zatrzymują je na Ziemi.
http://przygoda-z-duchowoscia.blog.pl/2014/01/18/zakonnica-i-rozaniec/
Pozdrawiam
Cieszę się, że czerpie Pani inspirację z mojego bloga.
Cieszę się, że jest taki blog jak Pani. Wciąż czyta się go wspaniale.
Trzeba powiedzieć innym, że ten „drugi świat” istnieje, a kto lepiej to może zrobić jak nie ten, który wiele przeżył i wiele widział i wciąż to robi 🙂
Pozdrawiam
Witam serdecznie napisałam do Pani maila baaaardzo proszę o pomoc
Na jaki adres – mój to edel@op.pl