Częstym tematem państwa listów jest żałoba i różnego rodzaju rozterki związane z uroczystościami pogrzebowymi. Postanowiłam zebrać te wątki w jeden i odpowiedzieć na kilka listów jednocześnie. Zaznaczam, że nie czuję się w tych sprawach arbitrem, gdyż jedynym nieomylnym sędzią jest serce lub jak kto woli sumienie każdego z nas. Skoro jednak pytania zostały skierowane do mnie to czuję się zobligowana, aby na nie odpowiedzieć.
Temat pierwszy: kremacja
Syn Marty chorował na białaczkę i zmarł w wieku 21 lat. Zgodnie z wolą zmarłego ciało poddano kremacji. Na dzień dzisiejszy połowa rodziny obraziła się na matkę, która potraktowała ciało syna jak: cytuję „poganka”. Pomijam fakt, że odnoszenie się w ten sposób do kobiety opłakującej zmarłe dziecko to barbarzyństwo. Patrząc na sytuację w szerszej perspektywie, może lepiej będzie dla Marty, żeby jej przestrzeni życiowej nie zajmowali tak zapalczywi i nienawistni ludzie.
Jestem w stanie zrozumieć sprzeciw wobec kremacji wyrażony przez osoby starsze, pamiętające koszmar wojny i kojarzące krematorium z obozem zagłady. Jeśli sprawa dotyczy ich osobiście mogą żądać pochówku do ziemi. Żywię głębokie przekonanie, że poszanowanie ludzkiej godności wiąże się przede wszystkim z realizacją wolnej woli każdego człowieka. Przyjęło się, że wola zmarłego jest święta, czyli innymi słowy jego decyzje obowiązują bliskich tak na płaszczyźnie spadkowej jak i sposobu pochówku. Marta, zgodnie z ostatnią wolą syna poddała ciało kremacji. Nikt nie ma prawa kwestionować tej decyzji.
Instytucje kościelne długo oponowały i sprzeciwiały się kremacji. Zgodnie z talmudyczną zasadą grzebania ciała do ziemi, gdzie „zdeponowane” miało w uśpieniu czekać na odrodzenie w dniach ostatecznych, spalenie go niejako zaprzeczało zmartwychwstaniu. Eschatologia katolicka w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat mocno ewoluowała. Choć drzewiej heretyków palono na stosach nie tylko aby zadać im okrutną śmierć, ale również po to, aby pozbawić ich ciała (tym samym skazać delikwentów na wieczne potępienie) to obecnie kremacja nie ma już wpływu na przyszłe losy zmarłego. Zdecydowały względy demograficzno – ekonomiczne, jak widać różne zjawiska mogą dynamicznie oddziaływać na doktrynę. Skoro kapłani nie są zgodni, jak interpretować zawiłości teologiczne to wiernym pozostaje zdrowy rozum i dobra wola, reszta jest (na szczęście) w rękach Najwyższego.
Myśląc zdroworozsądkowo dla Wszechmogącego Boga nie ma rzeczy niemożliwych, a co za tym idzie, gdy zechce odtworzy On człowieka bodaj z jednej kostki.
Temat drugi: żałoba
Obserwując ten proces dochodzę do wniosku, że czasami przybiera on skrajne formy, które nazwałabym implozją i eksplozją. Część osób przyjmuje ból do wnętrza, gdzie sieje on wielkie spustoszenie tak na poziomie psychicznym jak i fizycznym. Tacy ludzie nie dopuszczają do siebie nikogo i nie przyjmują lub nie potrafią przyjąć pomocy, czułej obecności czy jakiejkolwiek formy wsparcia zewnętrznego. Jest to stan niebezpieczny, ponieważ prowadzi do depresji, a w skrajnych wypadkach do samobójstwa lub ciężkiej choroby. Taka postawa rodzi również ogromną frustrację otoczenia. Wszyscy zastanawiają się czy aby nie urazili czymś tej cierpiącej osoby lub czemu ona nie chce przyjąć od nich pomocy, mimo, że wcześniej pozostawali w bliskiej relacji. W takich wypadkach potrzebna jest interwencja specjalisty i ogrom zrozumienia wśród najbliższych.
Eksplozja to przemożna potrzeba wciągania w przeżywanie osobistej traumy jak największej liczby osób. Zupełnie jakby dało się to cierpienie złagodzić obdzielając nim każdego kto się akurat pojawi na horyzoncie zdarzeń. Jest to na pewno zdrowsze dla żałobnika i bardziej zrozumiałe dla otoczenie, które przynajmniej wie jak ma się zachować i z jakimi emocjami ma do czynienia. Oczywiście, eksplozja może rodzić kłopotliwe sytuacje, trudno bowiem spodziewać się od osoby nie mającej osobistej więzi z rodziną zmarłego, czegoś więcej niż słów otuchy, a bywa, że oczekiwania są ogromne.
„Pisze do Pani, ponieważ chyba pierwszy raz w życiu nie wiem, jak się zachować. Mam córkę Wiktorię, obecnie 23 letnią. Wika na pierwszym roku studiów poznała Roberta i bardzo szybko przylgnęli do siebie na dobre. To był sympatyczny chłopak, stanowili ładną parę. Robert zginął w wypadku samochodowym. Taka głupia, przypadkowa śmierć. Córka to bardzo przeżyła i chociaż było jej ciężko wspierała rodziców Roberta (on był jedynakiem), odwiedzała ich, razem z nimi jeździła na cmentarz. My również staraliśmy się im pomóc. Od tych strasznych chwil minęło 1,5 roku. Wika powoli układa sobie swój świat. Rodzice Roberta dzwonią często, zapraszają córkę do siebie, wypytują co u niej słychać. Córka nic nie mówi, ale widzę, że jest tym zmęczona. Chciałabym pomóc jej wyjść z tej dziwnej sytuacji. Współczuję rodzicom Roberta i zawsze będę go dobrze wspominać, ale przecież Wika ma prawo żyć dalej i cieszyć się młodością, a oni jej tego nie ułatwiają. Czy mam moralne prawo ingerować w to wszystko? Czy moja córka jest częścią ich żałoby? „
Śmierć jedynego dziecka to dramat i to jest bezdyskusyjne. Wydaje mi się, że rodzice Roberta widzą w Wiktorii „wdowę” i oczekują, że pozostanie z nimi kompensując w jakimś, choćby minimalnym stopniu brak Roberta. Młoda kobieta ma prawo zakochać się i ułożyć życie z kimś innym, co jest oczywiste. Opisana sytuacja jest trudna i bardzo delikatna, ale naiwnością byłoby przypuszczać, że rozwiąże się sama. Jeśli Wiktoria jest „lekiem łagodzącym ból” to z pewnością spełniła swoją rolę w wystarczającym stopniu. Czas najwyższy taktownie acz stanowczo wycofać się do własnego życia.
Zawsze warto żyć, mając na względzie aby, „kochać bliźniego swego jak siebie samego”, lecz nie bardziej. Kiedy przekraczamy granice i dajemy więcej niż jesteśmy w stanie znieść to taka hojność nie rodzi dobrych owoców. Mało tego, owa hojność ponad miarę prowokuje jeszcze większe oczekiwania. To błędne koło może z powodzeniem kręcić się przez lata.
Żałoba powinna mieć swój kres i choć nasz świat zmienia się bezpowrotnie to jednak pozostają na nim bliscy i przyjaciele, którzy również nas potrzebują. W moim pojęciu żywi mają pierwszeństwo i to im głównie należy się nasza uwaga.
Dalsza część niebawem.
Dziękuję Kochana… <3
Jeżeli Człowiek wierzy to śmierć jakakolwiek by nie była jest wyzwoleniem do wspanialej, radosnej, boskiej wieczności trzeba to tylko zaakceptować, jeżeli ktoś nie wierzy to ma gorzej, ale może śmierć kogoś bliskiego skłoni go do refleksji, przewartościowania swojego myślenia, ci co byli po drugiej stronie, a relacji jest bardzo dużo, mówią że tam jest wspaniale i wszyscy otoczeni są miłością, a więc ci co odchodzą idą w Miłość <3
nie musi mieć swego kresu. Mówią ,że po stracie dziecka żałoba nigdy si nie kończy. Się żyje ale żałoba trwa.
Masz rację – minął niecały rok, zamiast lżej – jest tak samo, a może nawet trudniej … Każdy ranek, każdy wieczór, każdy moment oddechu w ciągu dnia to wspomnienia i myśl tylko o nim. Jedyna ucieczka to coraz cięższa i dłuższa praca, późne powroty, unikanie rozmów i wspomnień, ale zaczyna już brakować sił ……….