Eutanazja – kwestia etyczna czy praktyczna?

 

 

W korespondencji od Państwa przewija się temat eutanazji. Bardzo poruszył mnie list od Pana Z., Czytelnik wyrzucał sobie, że zabrakło mu odwagi i nie skrócił cierpień swojego śmiertelnie chorego ojca, który błagał go o to wielokrotnie. „Mam na utrzymaniu dzieci, co stałoby się z moją rodziną, gdybym poszedł do więzienia? W Polsce eutanazja jest traktowana jak zabójstwo. Z drugiej strony do końca życia będę śnił o moim ojcu, błagającym o litość i kolejną dawkę morfiny.”

Eutanazja to trudny temat, ale skoro zostałam „wywołana do tablicy” to postaram się szczerze i w zgodzie z własnym sumieniem napisać, co o tym myślę. Na początek przedstawię historię osoby, która stanęła przed podobnym wyborem. Przywołam tę historię, ponieważ „Tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono” jak pisała w jednym z wierszy Wisława Szymborska, a Krystynę los „sprawdził” i to w ekstremalny sposób.

Mama Krystyny poświęciła swoim dzieciom praktycznie całe życie. Porzucona przez męża harowała po dwanaście godzin żeby utrzymać trzyosobowa rodzinę. Samotnej matce pomagali tylko teściowie, bardzo ubolewający nad postępkiem swojego syna. Po ich śmierci Krystyna wraz z matką i bratem Krzysztofem przeprowadziła się do domu odziedziczonego po dziadkach. Kiedy mama zaczęła chorować brat kończył studia, a Krysia szkołę pomaturalną. Szybko okazało się, że matka ma raka. Pomimo wczesnej diagnozy i podjętego leczenia choroba rozwijała się w szybkim tempie. Po dwóch operacjach i naświetlaniu, lekarze uświadomili rodzeństwu, że jedyne, co mogą zrobić dla matki to zapewnić jej troskliwa opiekę. Mama zawsze mówiła, że najgorsze, co może człowieka spotkać to samotność w jakiejś umieralni. Zabrali ją do domu. Krysia opiekowała się mamą, a jej brat poszedł do pracy. Bardzo pomagała przy chorej również narzeczona brata. Przychodziła na „nocne czuwania”, jak nazywała swoje dyżury, żeby oni mogli się wyspać. Krysia po dziś dzień ma w bratowej ukochaną przyjaciółkę.

„Mama cierpiała niesamowicie. Nieraz zastanawiałam się, czemu okrutny ból spotyka taką dobra kobietę? Nie miałam już łez żeby nad nią płakać. Krzysztof usiłował być twardy, ale nieraz słyszałam szloch dochodzący z jego pokoju. Pewnej nocy, kiedy ból nie dawał za wygraną, mama powiedziała do mnie: Krysiu, jeśli mnie kochasz, skróć moje cierpienia. Ja nie mogłam pogodzić się z myślą, że aby pomóc muszę zabić. Jednak, kiedy kolejnej nocy jęki mamy przeszły już w skowyt, podjęłam decyzję i byłam gotowa zrobić, co trzeba bez względu na konsekwencje prawne. Co to za życie myślałam, karmienie przez rurkę, powycinane jelita, skóra i kości? Zdawałam sobie również sprawę, że mama uodparnia się na środki przeciwbólowe i z każdym dniem, tak czy inaczej zbliżamy się do dawki śmiertelnej. Teraz może mają jakieś inne leki, ale w tamtym czasie asortyment  medykamentów przeciwbólowych był ograniczony. Kupiłam dodatkowe ampułki morfiny. W tym kraju wszystko da się przecież „załatwić”. Byłam przerażona, ale zdecydowana. Przez cały dzień mama była jakoś wyjątkowo spokojna. W nocy, kiedy zasnęła zeszłam na dół do kuchni i przygotowałam zastrzyk. Z tym zastrzykiem wchodziłam na górę tak jakbym szła na szafot. Na ostatnim schodku usiadłam żeby zebrać siły. Szczerze mówiąc nie wiem ile czasu spędziłam skulona na schodach. Weszłam do pokoju i nachyliłam się nad mamą żeby ją pocałować. Była dziwnie chłodna. Sprawdziłam tętno, ale było niewyczuwalne. Mama nie żyła, a ja stałam nad nią z pełną strzykawką. Zrobiło mi się słabo. Opadłam na fotel przy łóżku. Tyle emocji na raz nie udźwignie chyba nikt. Po kilku latach w rocznicę śmierci mamy, przyznałam się bratu, co chciałam zrobić. Okazało się, że on też miał dodatkową morfinę, tylko zabrakło mu odwagi.”

W pierwotnym znaczeniu eutanazja to po prostu „dobra śmierć”. W starożytności ludzie skracali swoje męczarnie lub bolesną agonię bliskich. Jeszcze w średniowieczu mizerykordia przynosiła kres męki śmiertelnie rannym wojownikom. Można powiedzieć, że to hitlerowskie praktyki eksterminacyjne (słynna akcja T4) sprawiły, że termin eutanazja, nabrał pejoratywnego znaczenia. Trzeba być jednak obłąkanym nazistą, żeby nazwać mord na ludziach fizycznie bądź psychicznie upośledzonych „dobrą śmiercią”.

Przywódcy religijni reprezentujący paradygmat wiary jednoznacznie potępiają eutanazję czynną, jednocześnie w pełni akceptując odmowę tak zwanej terapii uporczywej. Moim zdaniem każdy powinien w swojej sprawie decydować sam. Dobrym rozwiązaniem jest Oświadczenie Pro Futuro, potwierdzone notarialnie. Człowiek z powodu źle pojętej troski najbliższych nie może stać się „podmiotem” technik medycznych.

W Polsce trudno jest o dobry ośrodek opieki długoterminowej, a i koszt pobytu osoby chorej jest często nie do udźwignięcia dla bliskich. Trzeba jednak pamiętać, że w wielu krajach opieka nad osobami chorymi lub w podeszłym wieku to branża usługowa warta miliony Euro. Medycyna wydłuża życie, ale też czas umierania, a w interesie ośrodków opiekuńczych leży aby pacjent przebywał u nich jak najdłużej. Nawet w stanie wegetatywnym.

Kolejna sprawa to obawa samych lekarzy przed ewentualnymi pozwami sądowymi. Lekarz stosuje często bolesne, procedury medyczne pomimo iż wie, że pacjenta od śmierci dzielą najwyżej dni. Podtrzymuje się życie, nawet u krańcowo wyczerpanych chorych, których rodzina za wszelką cenę domaga się przedłużania de facto agonii. Ja nie potępiam bliskich, którzy działają w dobrej wierze i z miłością. Jednak jeśli daje się ludziom narzędzia do sztucznego podtrzymywania funkcji życiowych to trzeba też mieć odwagę postawić sobie trudne pytania.

Tak się składa, że w swoim życiu doświadczyłam wiele bólu i jestem pewna, że po przekroczeniu pewnego (indywidualnego) progu cierpienia kończy się człowieczeństwo. Nie istnieje już nic tylko człowiek i ból. Jeśli do tego dodamy złe rokowania to „przedłużanie życia” staje się ponurym żartem.

Na zakończenie przypomnijmy sobie słowa ks. Tischnera, który kiedy nie mógł już mówić. gestem przywołał Jarosława Gowina i wręczył mu karteczkę: „Nie uszlachetnia”. I jeszcze jedno:

„Nie ono dźwiga. Cierpienie zawsze niszczy – pisał schorowany ks. Józef Tischner. – Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.

 

Otagowano , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

3 odpowiedzi na „Eutanazja – kwestia etyczna czy praktyczna?

  1. ~Daga komentarz:

    Piękny wpis – dziękuję za tak trudny temat. Przeszłam „tylko” cierpienie ukochanej kotki przedłużane przez weterynarza, który dawał nadzieję, tam gdzie jej już nie było. Było minęło, ale dziś postąpiłabym inaczej…

    Pozdrawiam serdecznie

    • ~Sumienie komentarz:

      Eutanazja , zabijanie nienarodzonych , aborcja pourodzeniowa ( piękna nazwa pod ktora kryje sie zabijanie dzieci juz urodzonych). Czy ” wyższe ” cele moga usprawiedliwić MORDERSTWO ???
      Jesli nawet wykonane rękoma lekarzy ale to ZAWSZE morderstwo .

  2. ~Paulina komentarz:

    Pisałam do Pani kilka razy i po raz kolejny musze podziękować za ten wpis.
    W Listopadzie pochowalam Babcie, jednak kolo 5 dni przed śmiercią była w stanie wegetatywnym i to podtrzymywanym przez maszyny. Gdyby była potencjalnym dawcą to następnej doby od orzeczenia śmierci mózgu by było po wszystkim. Bałam się, że będą jej przedłużać niepotrzebnie męki. Ostrzegali nas, że to może potrwać. Po szpitalu siedziałam w internecie, żeby zrozumieć, znaleźć chociaż jeden powód takiego stanu. Czułam, że to niesprawiedliwe. I to właśnie w tym stanie 2 razy zakwestionowała swoją obecność w moim domu. Zresztą sny też były wymowne, wiedziałam, że już jedną nogą jest w zaświatach. Powinni popracować nad tymi kwestiami, patrzenie na przedłużanie męk jest co najmniej OKROPNE!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *