Noc to szczególny czas, pełen zagadkowych szeptów i znaków. To pora tajemnych kochanków i spraw ukrytych, którym dzień nie służy. Choć przynosi sen dający wytchnienie, budzi też trwogę, okrywając ziemię swoją ciemną szatą.
Jesteśmy dziećmi światła i z tej przyczyny, wierzymy temu, co jasne i ciepłe. Noc, ma swoje dzieci, żyjące z dala od zgiełku dnia i rażących promieni słonecznych. Istoty miłujące niezliczone gwiazdy i wyznające potęgę Księżyca. Jak powiadają niektórzy, Matka Noc przygarnia również przybyszy ze światów duchowych, owych międzywymiarowych straceńców, którym droga do Wiecznego Domu nieco się zapętliła.
Pragnę odnieść się w tym artykule do zjawiska, znanego od zarania dziejów, a dotyczącego szczególnego stanu, w którym doświadczamy paraliżu ciała oraz wrażenia, że jesteśmy duszeni przez potworną istotę, wysysającą z nas siły życiowe.
Wszystkie ludy ziemi, znają to zjawisko i przypisują jego pojawianie się różnym istotom z tego i innego świata. W wierzeniach słowiańskich zmora lub mara to istota pół demoniczna, męcząca śpiące osoby i wysysająca z nich krew. W folklorze ta istota zwana jest również: strzygoniem lub strzygą, kikimorą, dusiołkiem lub nocnicą. Demonologia, wymienia sukuby i inkuby, jako istoty atakujące śpiących mężczyzn i kobiety w celu odebrania im energii seksualnej i cennych życiowych fluidów.
Tymczasem nauka, wspomniane doświadczenie określa mianem paraliżu sennego. Stan taki występuje fizjologicznie podczas snu i zapobiega wykonywaniu przypadkowych ruchów ciała. Ze zjawiskiem paraliżu przysennego mamy do czynienia wówczas, gdy mózg zaczyna wysyłać owe impulsy w niewłaściwym momencie: przy gwałtownym wybudzaniu się ze snu w fazie REM lub podczas zasypiania, gdy nie doszło jeszcze do utraty świadomości.[1]
Teoria naukowa brzmi przekonująco. Gdybyśmy podczas snu odtwarzali ruchy, jakie wykonujemy w wizji sennej, mogłoby to zagrażać nie tylko nam, ale również naszemu otoczeniu. Zatem mechanizm ograniczający naszą ruchliwość zapewnia nam bezpieczeństwo. Wiemy doskonale jak groźne są stany somnambuliczne, podczas których człowiek śniący nieświadomie wstaje z łóżka, porusza się po mieszkaniu, lub co gorsza z niego wychodzi.
Zastanawia jednak fakt, że niektóre osoby przeżywają ten stan tylko raz w życiu i do tego w bardzo szczególnych okolicznościach. Za zgodą panów, którzy do mnie napisali, prezentuję ich doświadczenia i kontekst historyczny oraz obyczajowy.
- Historia Grzegorza
W roku 1989 byłem wraz kolegą na tak zwanych saksach w Niemczech. Pracowaliśmy w jednej z wiosek nad Mozelą. Mieszkaliśmy w starej kamienicy i mieliśmy wspólny dość ciasny pokój. W pomieszczeniu, które służyło nam za sypialnię było tylko łóżko i materac oraz mały stół. Ja spałem na łóżku.
Jednej nocy miałem dziwny i dość przerażający sen, któremu towarzyszył paraliż senny. Bardzo realnie przyśnił mi się byt duchowy, który próbował mnie udusić. Nie widziałem go, a tylko czułem. W myślach zapytałem kim jest i czego ode mnie chce. Telepatycznie odpowiedział, że jest kobietą, Niemką, która pracowała w czasie wojny w obozie i nie lubi Polaków oraz że zmarła w tym łóżku. Powiedziała też, że mnie zabije.
Jak to w paraliżu bywa wszystko działo się bardzo realnie. Widziałem mojego kolegę jak śpi, ale nie mogłem się ruszyć, żeby go obudzić. Chciałem krzyczeć o ratunek, ale nie byłem wstanie otworzyć ust. Nie wydobył się z nich nawet najmniejszy jęk. Panowała kompletna cisza, przerywana tylko miarowym oddechem mojego kolegi. Robiło się nieciekawie. Prosiłem, te istotę, żeby przestała. Bez odzewu. Płakałem i traciłem oddech. Ostatnią myślą jaka przyszła mi do głowy była modlitwa. Zacząłem w myślach prosić o ratunek Jezusa. W pewnej chwili puściła mnie. Obudziłem kolegę, a on długo musiał mnie uspokajać, bo byłem spanikowany. Po wielu namowach wróciłem nawet do tego samego łóżka. Sen już się nie powtórzył ani tej nocy ani w dniach kolejnych.
Następnego roku przyjechałem w to samo miejsce, ale tym razem z bratem. I oczywiście „na złość” Niemce spałem w jej łóżku, ale już mi się nie śniła. Za to wynikła inna ciekawa historia. Pracował z nami kolega, który biegle posługiwał się niemieckim. Któregoś razu przy winie opowiadałem tę historię, a kolega przetłumaczył ją naszym gospodarzom.
Okazało się, że parę lat temu w tym budynku znajdował się dom spokojnej (sic!) starości. Jednak został zlikwidowany. A w tym pokoju i w tym łóżku faktycznie kiedyś leżała i w końcu zmarła starsza pani. Jej imienia już nie pamiętam. Wiele wskazuje na to, że mogła być SS-manką w obozie. Do dziś się zastanawiam czy to, aby na pewno był zwykły paraliż senny? Dodam, że od tej pory już nigdy więcej nie doświadczyłem czegoś takiego.
- Historia Norberta
Jeszcze za czasów studenckich przeżyłem pewną niesamowitą historię, która po dziś dzień nie daje mi spokoju. Było to tak: mój wujek prowadził firmę remontowo – budowlaną i świadczył swoje usługi w różnych krajach. Miał wiele zamówień, bo jedni zadowoleni klienci polecali go kolejnym osobom. Wujek jest złotą rączką i potrafi naprawić dosłownie wszystko, sprosta nawet bardzo kapryśnym klientom. Poprosiłem go, żeby mnie zatrudnił na czas wakacji. Zgodził się chętnie, zwłaszcza, że trafiło mu się wyjątkowo duże zamówienie. Pojechaliśmy do Francji, gdzie na terenie starej winnicy było mnóstwo prac remontowych. Po śmierci właściciela, winnica i zabudowania podupadały. Nowy zarządca miał wiele pomysłów i chciał doprowadzić budynki do dawnej świetności. Marzył mu się hotel i restauracja.
Mieszkaliśmy w jednym z takich budynków. Mnie trafił się mały pokoik wyglądający jak typowa służbówka. Najpierw byłem szczęśliwy, że nie muszę spać w tym samym pokoju, co wujek, bo on strasznie chrapie. Pierwsze noce minęły spokojnie, jednak później zacząłem się budzić, bo wydawało mi się, że ktoś chodzi po pokoju. Słyszałem takie dziwne szuranie, odgłosy poruszanych przedmiotów, skrzypienie drzwi. Tłumaczyłem sobie, że to stary dom i ma swoje odgłosy.
Pewnej nocy znowu się przebudziłem i ku swemu przerażeniu zobaczyłem sylwetkę mężczyzny, stojącego przy oknie. Był zwrócony twarzą w stronę okna, a plecami do mnie. Przerażony zapaliłem światło i zjawa znikła. Ta sytuacja powtórzyła się ponownie, jakieś trzy dni później z tym, że zobaczyłem tego mężczyznę z bliska. Bez problemu mogłem opisać jego twarz. (siwe włosy, orli nos, szrama w poprzek czoła)
Bałem się tam spać, ale z drugiej strony było mi wstyd się przyznać, że widzę ducha. Myślałem, że współpracownicy mnie wyśmieją. Spałem przy zapalonej lampce.
Wreszcie przyszła ta najgorsza noc. Zasnąłem, ale przebudziłem się z uczuciem ogromnego ciężaru na klatce piersiowej. Otworzyłem oczy, a ten mężczyzna mnie dusił. Nie wiem czy był to tak zwany paraliż senny. Nie wszystkie objawy pasowały do definicji książkowej. Mogłem krzyczeć i szarpałem się ze zjawą. Wujek, śpiący za ścianą usłyszał moje wrzaski i przybiegł do mnie. Kiedy usłyszałem najpierw jego wołanie (idę do ciebie, co się tam wyrabia) a następnie skrzypienie otwieranych drzwi, zjawa zniknęła.
Na szyi miałem odbite palce, byłem w okropnym stanie psychicznym i wyznałem wujkowi, co przeżywam w tym pokoju od momentu naszego przyjazdu. Wbrew moim obawom nie wyśmiał mnie i zaproponował żebym spał gdzie indziej. Powiedział, że w starych domach nie takie rzeczy się zdarzają. Zmieniłem lokum i wszystko ustało.
Kilka dni później, wypadło francuskie święto narodowe i właściciel winnicy zaprosił nas na obiad. Był bardzo zadowolony z postępów w robocie. Z jego żoną i córką mogłem rozmawiać w języku angielskim. Z nim wujek mówił po niemiecku. Zapytałem o poprzednich właścicieli i o historię winnicy. Ponieważ obie panie były bardzo sympatyczne, przyznałem się im do moich nocnych przygód. Dowiedziałem się, że w tej służbówce mieszkał kuzyn poprzedniego właściciela, a mój opis rzeczywiście odzwierciedla wygląd tego mężczyzny.
Za mieszkanie, wikt i niewielkie wynagrodzenie ( ten kuzyn) zajmował się zwierzętami, drobnymi naprawami i ogrodem. W czasie wojny kolaborował z Niemcami, był ich szpiclem – donosił na francuzów i pomagał wyłapywać ukrywających się Żydów. Po wojnie był sądzony i odsiedział kilka lat. Blizna, która zwróciła moją uwagę powstała , kiedy omal nie doszło do samosądu – ludzie go po prostu nienawidzili.
Nikt nie chciał go zatrudnić, więc propozycja kuzyna była dla niego wybawieniem. Podobno na starość zwariował i mówił, że jakaś żydowska rodzina przychodzi go w nocy straszyć. Całymi nocami nie gasił światła. Według tych pań prześladowały go po prostu wyrzuty sumienia.
Zapytałem, czy wierzą, że to on mnie nawiedził w nocy? Odparły, że to możliwe, bo mam wszystko to o czym on marzył: młodość, wykształcenie, sympatię ludzi.
Sam nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Ta sprawa nie daje mi spokoju, nie pasuje do mojego światopoglądu, ale jednocześnie trudno mi podważać realność tego, co widziałem i czułem.
Jeśli obaj panowie przechodzili paraliż senny, a to co widzieli, słyszeli i czuli było jedynie halucynacją to skąd taka zbieżność szczegółów i faktów historycznych? Wszak halucynacja z definicji określa widzenie czegoś, co fizycznie nie istnieje.
Może prawda leży pośrodku?
Medycyna prawidłowo zdefiniowała pewien specyficzny stan naszego ciała związany z fazą REM, a istoty niefizyczne wykorzystują ów moment, aby zbliżyć się do śpiącego człowieka. Logicznie rzecz biorąc ma to sens, bo każdy napastnik obserwuje ofiarę, aby uchwycić chwilę, w której jej uwaga jest rozproszona lub z innych powodów, ma ona mniejszą szansę na obronę.
Paradygmaty współczesnej nauki negują istnienie świata duchowego. Każde ludzkie doświadczenie dotykające tej przestrzeni przypisuje się halucynacjom, omamom i zaburzeniom pracy mózgu. Zupełnie jakby człowiek był biomaszyną; skomplikowaną, wielozadaniową i działającą li tylko na płaszczyźnie fizycznej. Wydaje się, że z punktu widzenia nauki, idea o duchowej istocie człowieka, traktowana jest nie jako sprawa wątpliwa tylko wstydliwa – niczym poważny błąd konstrukcyjny, aberracja systemu.
Doprawdy trudno uwierzyć, żeby tak doskonała „maszyna”, w dodatku zdolna do samo replikacji, wyewoluowała od organizmu jednokomórkowego, bez jakiejkolwiek ingerencji zewnętrznej. Utwierdzam się w tym przekonaniu, obserwując obecne technologie, do tworzenia których potrzeba wybitnych specjalistów, pracujących w zespołach interdyscyplinarnych. Postęp wymaga bowiem wiedzy nieosiągalnej dla jednego człowieka.
W moim pojęciu, istota ludzka jest dziełem Wielkiego Kosmicznego Architekta, którego cząstkę nosimy w sobie. On, w swoim geniuszu sprawił, że jesteśmy tak samo blisko rzeczy widzialnych jak i niewidzialnych. W świecie fizycznym fizyczni, w astralnym dotykamy pełnej wielowymiarowości. Z tej przyczyny badanie i ocenianie jakiegokolwiek zjawiska, tylko w kontekście jednowymiarowej płaszczyzny bytu, jest głębokim nieporozumieniem.
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Pora%C5%BCenie_
Jeśli strona ta była Wam pomocna, jeśli pragniecie rozwoju Biura Duchów możecie wesprzeć finansowo istnienie bloga KLIKNIJ TUTAJ
Przeżyłam dwukrotnie paraliż senny. Pierwszy raz kiedy moja maleńka córeczka spała obok mnie przy zapalonej lampce nocnej, a drugi w Egipcie po odwiedzeniu grobowca Totmesa. Opiszę wam najpierw ten drugi przypadek bo był dziwny, tym bardziej,że zawsze utożsamiałam swoje poprzednie wcielenie związane z Egiptem, a to były moje pierwsze odwiedziny w tym arcyciekawym kraju.
Nie pamiętam od kiedy zaczęłam wierzyć w reinkarnację,ale od najmłodszych lat fascynował mnie Egipt,miałam uczucie,że
coś mnie z nim łączy. Moim marzeniem było zobaczyć te artefakty na własne oczy. To były lata 60-te ubiegłego wieku więc wyjazd do Egiptu był nieosiągalny. W latach siedemdziesiątych trafiłam do muzeum w Dreźnie i tam w najniższych piwnicznych salach trafiłam na Egipskie mumie i inne wykopaliska z Egiptu zawłaszczone podczas drugiej wojny światowej. I nagle znalazłam się tam zupełnie sama pośród tych wszystkich eksponatów. Uczucie jakie wtedy mnie ogarnęło było nie do opisania – ja zaczęłam się panicznie bać i szybko opuściłam te pomieszczenia.
Po latach wreszcie moje marzenie się zrealizowało i w roku 2004 miałam okazję po raz pierwszy wyjechać do Egiptu.
Dolina Królów – miałam 5 karnetów do odwiedzenia grobowców Faraonów. Odwiedziłam 4 i szukałam jeszcze jakiegoś żeby wykorzystać ten ostatni karnet. Daleko w głębi było wejście do grobowca gdzie nie stała żadna kolejka. Było nas 3 osoby, postanowiłyśmy do niego wejść. Z każdym zbliżającym się krokiem do tego grobowca powoli zaczął ogarniać mnie dziwny niepokój i lęk – taki sam jak w drezdeńskim muzeum.
Weszłyśmy do wewnątrz. niepokój mój był tak ogromny, że chciałam to miejsce opuścić jak najszybciej. Za przyzwoleniem obecnego tam Araba zrobiłyśmy kilka zdjęć i opuściłyśmy ten grobowiec. Wtedy z każdym oddalającym się krokiem opuszczał mnie ten dziwny niepokój, aż wreszcie po oddaleniu się na około 100 m poczułam się normalnie. Przeczytałam informację to był grobowiec Faraona Totmesa.
Wydawałoby się,że na tym uczuciu zakończyła się moja dziwna przygoda z grobowcem, ale nie, to miało jeszcze ciąg dalszy. Po powrocie na statek (była to wycieczka statkiem po Nilu) kiedy to po kolacji, po zgaszeniu telewizora ułożyłyśmy się do snu z koleżanką obudził mnie samoistnie włączony się telewizor. Spojrzałam na zegar, była 23,55. No cóż pomyślałam, może coś zadziałało na statku i główna jakaś centrala włączyła telewizor , zgasiłam go i ponownie zasnęłam.
Nad ranem obudziło mnie uczucie czyjejś obecności. Poczułam jak ktoś siada w nogach mojego łóżka. Byłam odwrócona do ściany. Dziwne, ale nie czułam strachu. Po chwili ten ktoś przesunął się i usiadł w połowie łóżka na wysokości moich bioder.Wyraźnie czułam jak materac wgniótł się pod ciężarem tego kogoś.Wtedy pomyślałam:- nie chcę cię, idź sobie i zaczęłam się modlić. Chciałam modlić się na głoś, ale nie mogłam wydobyć głosu. Siłą woli zaczęłam wydobywać głos i usłyszałam własny bełkot. Wtedy obudziła się koleżanka i spytała: – coś ci się śni? Wstała i potrząsnęła mnie za ramię. Powiedziałam :-Irenka, zapal światło. Kiedy zapaliła światło poczułam jak ten ktoś powoli wstaje i wychodzi. Materac wrócił do pierwotnego stanu. Zrelacjonowałam jej to zjawisko ,a ona stwierdziła :- śniło ci się to wszystko.
-Irenko ,jak mogło mi się to śnić kiedy relacjonuję ci to co się działo już po zapaleniu światła i doskonale pamiętam moment kiedy wstałaś,żeby potrząsnąć moim ramieniem. Przyznała mi rację.
Kiedy opowiedziałam o tej nocnej wizycie naszej pilotce, ta zaproponowała mi zmianę kabiny. Nie skorzystałam z tej propozycji bo zaraz po południu statek ruszył w dalszy rejs, a ja odczułam wtedy błogi spokój.
Po 10 latach wróciłam do Egiptu i ponownie znalazłam się w Dolinie Królów. Postanowiłam jeszcze raz odwiedzić grobowiec Totmesa. Niestety w połowie drogi ponownie ogarnął mnie nieopisany niepokój. Zawróciłam !
Kiedy znalazłam się w Kairskim muzeum nie miałam odwagi zejść do sali z egipskimi mumiami, przez cały czas zwiedzania towarzyszył mi ten sam niepokój i w zależności w jakiej sali się znajdowałam niepokój ten albo narastał albo się zmniejszał.
W dalszym ciągu jestem zafascynowana artefaktami Egiptu i zdaję sobie sprawę,że gdzieś tam w poprzednim życiu musiało się coś wydarzyć co ciągnie mnie do niego, a jednocześnie potęguje wielki strach.
Wywołałam zdjęcia zrobione w grobowcu Totmesa. Na wszystkich było pełno przezroczystych kulek takich jak różnej wielkości baniek mydlanych. Zaraz potem natrafiłam na artykuł w jednej z gazet
pod tytułem „Tak wygląda dusza” . Zdjęcia były bliźniaczo podobne do moich!
Pani Ado ja trochę z innej beczki. Zapamiętałam wizję, którą Pani pokazała Baba Wanga we śnie, a która była makabryczna. I pytanie moje jest takie,czy ta jasnowidząca odwiedziła już Panią po raz drugi,bo pamiętam że taką obietnice złożyła. Pytam dlatego,bo na YouTube przed chwilą obejrzałam p.Jackowskiego i jego „wizję na żywo” i po tym co usłyszałam przyszło mi do głowy że jedna z wizji p.Jackowskiego może dotyczyć właśnie Watykanu. Pozdrawiam
Tak, odwiedziła mnie jeszcze dwa razy – później oświadczyła, że nadszedł jej czas na kolejne wcielenie. Zgodnie z jej oświadczeniem urodziła się w Rosji.Zawsze wybiera kraj, który najbardziej jej potrzebuje.
To ja chyba ze wszystkich opisanych tutaj zjawisk miałam klasyczny paraliż senny. Pierwszy raz przeżyłam go będąc na ostatnim roku studiów, mieszkałam wtedy w mieszkaniu po moich dziadkach, pokój dzieliłam z siostrą, a w innym pokoju mieszkały inne dwie studentki. W nocy
doznałam dziwnego uczucia, wydawało mi się że spadam w czarną otchłań, ponadto na piersi czułam ogromny ciężar, zaznaczam, że nie była to konkretna zjawa, duch, mara zwyczajny ciężar tak jakby coś mnie przygniatało ale nikogo nie widziała. Przebudziłam się, dokładnie widziałam pokój, śpiącą siostrę zaznaczam, że nadal czułam ten ciężar który pchał mnie w czarną otchłań, niestety mimo , że już nie spałam nie mogłam się ruszyć, nie mogłam mówić, krzyczeć byłam dosłownie sparaliżowana. Nie mam pojęcia jak długo to trwało ale było to przerażające uczucie, ostatnimi siłami woli udało mi się ruszyć palcem u nogi i wtedy właśnie odzyskałam władzę nad swoim ciałem. Zniknęła też otchłań i ciężar na piersi. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, byłam mokra, roztrzęsiona, przerażona do tego stopnia, że wskoczyłam do łóżka do siostry, udało mi się jakoś zasnąć. Rano siostra żartowała, że nawiedzają mnie jakieś duchy ale ja wiedziałam, że to nie to , że to co przeżyłam nie jest żadnym nawiedzaniem, opętanie, nurtowało mnie to ale na jakiś czas zapomniałam o tym, aż do pewnego dnia w którym do rąk wpadło mi czasopismo „Charaktery”. W nim to własnie przeczytałam artykuł o tym czym jest i skąd bierze się paraliż senny. Zaznaczam, że świadomość że nie zwariowałam i że ni tylko ja to przeżywam była kojąca. Drugi raz podobne doświadczenie zdarzyło mi się w tym samym pokoju kilka lat później, pokój ten był już moją sypialnią małżeńską, od tego czasu już nigdy się to nie powtórzyło ale dbam o to żeby do snu nie kłaść się zdenerwowana, wzburzona, bo umiejętność zasypiania jest bardzo ważna dzięki temu jak na razie paraliż mnie nie chyta.
Ja przeżyłam dwa razy paraliż, i to było z początku dziwne i niemożliwe a jednak się myliłam. Jeden i drugi wyglądał tak samo, leżałam nieruchomo w łóżku, ale wszystko wokół słyszałam. Przede mną pojawiała się postać, w bardzo jasnych promieniach światła, czułam jak mnie dotyka całuje, ale to co innego jak ze zwykłym człowiekiem. Śmiało też powiem że zostałam tak jakby wykorzystana (zgwałcona). Dziwne przeżycie, ale nieszczęście nie jestem sama która to doświadczyła.
Poprzedniej nocy miałem kolejny(czwarty od roku)paraliż tzn.mam nadzieje że to czego doznaje to paraliż.Mam nadzieje bo przynajmiej moge to jakoś nazwać i wytłumaczyć(przynajmiej sobie).Pierwszy raz,okoľo rok temu.Miałem koszmar.Śnił mi sie mòj młodszy brat, miał kilka lat w tym šnie,był żywy tylko w martwym,na pòł rozkładającym sie ciele.Sen był straszny.Obudziłem się,włączyłem światło,zapaliłem papierosa by sie rozbudzić by ponownie nie wrócić do tego snu.Po wypaleniu położyłem się na boku i chciałem zasnąć.Po chwili usłyszałem”pstryczek” jak ktośby zapata światło ponownie.otworzyłem oczy lecz światło było nadal zgaszone,pomyślałem że to może na korytarzu lecz nagle usłyszałem kroki zmierzające do mojego łóżka,wyostrzyłem zmysły ponieważ w pokoju byłem zupełnie sam.nagle poczułem jak coś siada za moimi plecami na materac.poczułem że materac fizycznie się ugina. Serce zaczęło mi walić, chciałem odwrócić głowe by sprawdzić co sie dzieje lecz came ciało miałem kompletnie sparaliżowane.poczułem jak coś czy ktoś siedzi za mną z miejscu gdzie miałem zgięte kolana(w pozycjii embrionalnej) I dwoma rękoma przyciska moje moje nogi oraz górną partie ciała wgniatając mnie w materac.siła nacisku była tak ogromna że usłyszałem jak łóżko zatrzeszczało.i nagle zapadła cisza,pierwszy raz w życiu usłyszałem prawdziwą pustą cisze,to było przerażające.walczyłem siłą woli z całych sił by się choc lekko poruszyć,zacząłem sie modlić choć byłem niewierzący.w końcy udało mi sie minimalnie poruszyć głową,zauwarzyłem ze w miejscu nacikającego na mnie”bytu”,co prawda nie znajdowała sie żadna zauważalna postac jednak wyraźnie spostrzegany w tym miejscu obraz widzenia był załamany dając zarys sporej wielkości postaci. (Bardzo ciężko to wytłumaczyć)czułem obecność oraz energie „czegoš”.pokój nabrał purpurowej barwy, ta energia nie była dobra tak mi sie wtedy wydawało bo po ostatnim „ataku”doszło do mnie że jest gorzej,mianowicie doszło do mnie że owy BYT jest kompletnie pozbawiony jakichkolwiek walorów dobra bądź zła,jest porostu bezuczuciowym bytem pozbawionym również płci,czymś czego nie potrafie wytłumaczyć..nie potrafie określić jak długo to trwało,wkońcu urzywając całej swej „świadomej siły jakoś to coś zrzuciłem bądź samo odstąpiło I mogłem sie ruszyć.usiadłem na łóżku ciężko sapiąc, byłem kompletnie wyczerpany I przerażony ,prześcieradło było mokre od potu.pomimo przerażenia I szoku padłem na łóżko I poprostu zasnąłem.rano nie wiedziałem jak mam to wszystko sobie wytłumaczyć,chorobą psychiczną, nawiedzeniem przez ducha,demona ,obcych?poczytałem troche I inernecie na tema ataku „strzygi”itp.w końcu poprowadziło mnie to do paraliżu przysennego. Wkońcu przynajmiej mogłem to jakoś nazwać.do dziś nie wierze że to tzn.paraliż przysenny,choć tak naprawde nie wiem sam w co wierze.później miałem jeszcze dwa ataki,doszły do Nich halucynacje słuchowe,mianowicie w momencie odzyskiwania czucia w ciele I zrzucania tego czegoś ze mnie naptępuje przeraźliwy pisk,mam wrażenie że to dźwięk”niezadowolenia tego bytu(takie mam wrażenie).ostatniej nocy było podobnie tylko że tym razem nie był to jeden byt tylko TRZY! Już Sam nie wiem co mam myśleć,robi się to coraz bardziej zagmatwane,zdaje sobie sprawe z tego jak to wszystko brzmi…jest to duży skrót tych doświadczeń,chciałem się tylko tym podzielić I poprosić kogoś kto miał podobne przeżycie o kontakt ze mną co da mi nadzieje że poprostu nie cierpie na jakąś chorobe psychiczną(choc czasem mam wrażenie że ta wersja byłaby dla mnie spokojniejsza.
Dziekuje.
mariuszrez1980@gmail.com
Witaj. Nie zwariowałeś. Mam nadzieję, że od tamtej pory sytuacja się nie powtórzyla. Ja przeżyłam coś takiego parenaście lat temu. Byłam wtedy po przejściach w dołku psychicznym. To była straszne. Tuż po zaśnięciu zwalał
ł się na mnie ogromny szary kształt o zarysie człowieka, potwornie ciężki. Widziałam, pomimo zamkniętych oczu ( spałam ) byłam sparaliżowana, to coś mnie dusiło, nie mogłam oddychać. Obudziłam się przerażona jak to odpłynęło. Po jakimś czsie pojawiło sie znowu, tak samo jak poprzednio zwaliło się na mnie, ale tym razem zaczęlo sie bawić moim ciałem. Wtedy poczułam, że to ma szkielet. Nic z tym nie mogłam zrobić, więc sie poddałam, było mi wszystko jedno. Niestety w realu czulam sie coraz słabsza. To coś przychodziło coraz częściej, a ja słabłam. Kiedy za piątym razem zaczęło mnie gwałcić i gryźć w szyję ogarnęła mnie taka wściekłość że jeszcze to śię nade mną pastwi !!! Nadludzkim wysiłkiem wyszłam z ciała ( do połowy ) i zaczęłam z tym czymś walczyć !! Wygrałam ! Przebudziłam się i natychmiast sprawdziłam szyję – nie było śladów pogryzienia. Zycie uratowała mi koleżanka, która sama przerażona poradziła , co mam zrobić. Miałam znienić miejsce spania ( nirealne ), założyć na szyję poświecony krzyzyk, spać przy zapalonym świetle ( najlepiej świecy ) w rzaie ataku modlić sie. Powiedziała, że człowiek nie przeżywa 7 ataków.
Zastosowałam wszystko. To coś przyszło jeszcze raz, zwaliło sie na mnie, ale natychmiast zostało „zerwane” ze mnie. Nawet się nie obudziłam. Ja też bym myślała, że zwariowałam, gdyby nie koleżanka, która zaczęła mi opowiadać, że coś się znią dzieje. Powiedziałam co ma zrobić. Ona mogla przesunąć spanie, ale nogi łóżka pozostały w tym samym miejscu. W nocy to coś zwaliło jej się na nogi ! Pozdrawiam.
Witam. Mam 24 lata. Od jakiegoś czasu mam je prawie codziennie. Pierwszy paraliż senny miałem po śmierci mojego taty. To co go różniło od innych to to,że był nad ranem, od razu po przebudzeniu. Czułem strach i czyjąś obecność, ale jednak ktoś mnie przytulił, pocałował w policzek i odszedł. Myślę, że to mógłbyć mój tata. Następne nie należały do przyjemnych. Otóż jednym razem byłem ciągnięty za nogi, innym razem słyszałem skrzypce, dokładnie taki dźwięk z horrorów tuż przy uchu, raz spiąć na antresoli czułem obecność kobiety która biegła do mnie po schodach. Będąc na wiosce ktoś jakby szarpał mnie za ramie. Ostatnio przeżywam je często, czasami więcej niż raz w ciągu nocy, ale z wielu z nich szybko się wybudzam. Tu na moim nowym mieszkaniu miałem kilka. Zdarzają się jeden po drugim. Po chwili gdy zamknę oczy znowu się zaczyna. Czułem jak ktoś wchodzi do pokoju, za drugim razem już stawiłem mu opór. Modliłem się do Jezusa. Do tej pory bałem się tego i zawsze początkowym stanem jest strach. Postanowiłem,że chce zrozumieć, prosiłem o to samego Chrystusa. Mowiłem mu,że jeśli to są istoty, źle naznaczone bądź nie, to chce je zrozumieć albo pomóc im. Pierwsza próba kontaktu była wczoraj w nocy. Świadomie złapałem chwilę przejścia REM i nastąpił paraliż. Powiedziałem dzień dobry ale ten wnet szybko się skończył. Drugi nastał w nocy gdy leżałem na plecach. Słyszałem wypowiadane słowa mi do ucha, niestety nie były zbyt zrozumiałe, ale z formy wypowiedzi starałem się coś zrozumieć. Przeszył mnie znowu strach oraz próbowałem kontrolować oddech i może dlatego przekaz nie był zbyt klarowny i szybko się skończył. Już nie dałem rady wrócić. Mimo to po głosie, nieco zniekształconym czułem jakby był to mój kolega który równo rok temu popełnił samobójstwo. Śnił mi się pare razy z różnym przekazem. Pomodliłem się za niego. To był dobry człowiek. Jeśli ktoś ma podobne doświadczenia w życiu bądź ma wiedzę na ten temat,proszę o kontakt. Nr tel. 784293752
to było 26.11.2021 r (dzisiejszej nocy) poszłam spać i obudziłam się (obstawiam koło 2-4) zobaczyłam cień (nie umiem go zbyt opisac ) chodził on po moim pokoju, nie mogłam się ruszać próbowałam krzyczec o pomoc ale sprawiało mi to ogromną trudność,zjawa przeszła przez połowę mojego pokoju (10m) i się obudziłam mogłam się normalnie ruszać i myśleć. Ostatnimi nocami słyszałam pukanie w moje okno oraz raz widziałam sylwetkę chociaż myslę ze to mogła byc wyobraznia.1raz sni mi się takie coś,aż tak realistyczne boje się ze ten duch moze chcieć czegoś więcej proszę o pomoc
Ten artykuł na temat paraliżu sennego i ataków duchowych jest niezwykle interesujący i pouczający. Historie czytelników, które zostały w nim opisane, są naprawdę przerażające. Cieszę się, że autor poruszył ten temat, ponieważ wiele osób może się z tym borykać bez świadomości, że istnieje na to wyjaśnienie. Artykuł jest dobrze napisany i zawiera wiele przydatnych informacji. Polecam go wszystkim, którzy chcą dowiedzieć się więcej na ten temat.
Artykuł jest bardzo interesujący i porusza ważny temat. Opisane historie czytelników na temat paraliżu sennego i ataków duchowych są fascynujące i dają do myślenia. Cieszę się, że autor porusza ten temat i zwraca uwagę na to, że niektóre doświadczenia mogą mieć związek z duchowością. Bardzo wartościowe są też wskazówki dotyczące radzenia sobie z tego rodzaju sytuacjami. Całość czyta się łatwo i przystępnie. Polecam ten artykuł.
Wiele lat temu przydarzyła mi się podobna historia, nie opowiadałam o tym nikomu, bo bałam się , że zostanę uznana za wariatkę. W czasach studenckich przeplatanych nauką i sobotnimi imprezami miałam kolegę, który był chyba mną zaintresowany (inny kierunek, wspólne imprezowe spotkania), ja też darzyłam go sympatią ale nie brałam na poważnie jego uczuć. Nie twierdzę, że to było przyczyną przyszłego nieszczęścia, z perspektywy czasu na pewno nie, miał on też poważne problemy w domu- rodzice (prawnicy) potrafili wyjechać na wycieczkę za granicę zostawiając mu karteczkę w kuchni że wrócą za tydzień i pustą lodówkę. Chłopak popełnił samobójstwo- podciął sobie żyły i jeszcze dla pewności się powiesił. Ponieważ wcześniej miałam dwa dziwne sny- pierwszy miesiąc przed jego śmiercią a drugi jakiś tydzień przed, zupełnie nie związane z nim personalnie i zupełnie z pozoru nie związane z niczym a jednak głęboko niepokojące ( nie powinnam się chyba wdawać w szczegóły żeby nie stracić sensu – dodam jeszcze, że raczej rzadko sny pamiętam jako sowa zmuszona do pobudek o 5 rano a te wraziły mi się w pamięć, tak, że do dziś są żywe) uznałam wtedy, że mogłam jakoś temu zaradzić, że gdybym je właściwie odczytała może mogłabym go odciągnąć od tej decyzji, jakoś go uratować… Jego śmierć przeżyłam bardzo ciężko, z mocnym poczuciem winy, nie mogłam spać, w dzień jakoś się trzymałam, w nocy były łzy. I wtedy doznałam czegoś, o czym chciałabym zapomnieć, ale nie mogę. Wydaje mi się, że było to związane z kryzysem psychicznym, jaki wtedy przechodziłam- byłam skrajnie wyczerpana, to z pewnością. Po pewnym czasie zasypiania z poczuciem winy doznałam czegoś podobnego do stanów opisywanych przez innych- dlatego ośmielam się o tym napisać. W trakcie zasypiania, kiedy już-już miałam odpłynąć do królestwa snów nagle czułam paniczny, naprawdę paniczny strach, potem powietrze stawało się bardzo gęste i gorące, jakbym zaczęła pływać w budyniu, niesamowity nacisk na całe ciało z przewagą klatki piersiowej, jakby coś próbowało wedrzeć się do wnętrza mojego ciała, cały czas paniczny strach, brak możliwości ruchu. Nie jestem osobą praktykującą, czyli daleko mi do kościoła, ale zaczęłam odmawiać modlitwy z dzieciństwa i to pomogło. Atak został odparty. Powtórzyło się to następnej nocy i wtedy jakby kątem oka (nie mogłam się ruszyć) zobaczyłam jakąś czarną postać w kapturze siedzącą przy moim łóżku. Znowu modlitwy pomogły chociaż było jeszcze trudniej jeśli to możliwe. Trzeciej nocy powtórzyło się to samo, poszło łatwiej. Bałam się zasypiać, byłam wykończona. Ale TO jakby odpuściło. Po 3 tygodniach od śmierci mojego kolegi miałam znowu sen, który pamiętam, a jest ich niewiele w moim życiu, i to był piękny sen. Widziałam go, jak schodził z jakiejś góry czy wysokiego pagórka do mnie razem z jakimś chłopcem i dziewczyną, oni szli trzymając się za ręce, uśmiechali się, przystanęli w połowie tego pagórka przy jakimś wysokim drzewie, jedynym zresztą w tej scenerii, mój kolega zszedł niżej , podszedł do mnie, objął mnie, poczułam niezwykły bijący od niego spokój i….to było tak realne, że obudziłam się w tym momencie, byłam cała zapłakana i w efekcie zła na siebie, że się obudziłam. Nigdy więcej już nie przyszedł do mnie we śnie, ale nabrałam pewności, że jest szczęśliwy tam, gdzie jest. Ta mrożąca krew w żyłach ciemna postać wróciła do mnie po 5-6 latach w chwili kryzysu, wyczerpania fizycznego i psychicznego 1 raz. Modlitwa przepędziła koszmar choć nadal nie jestem osobą praktykującą. Od kilku lat nic podobnego mi się nie przydarzyło i nie chciałabym przypomnieć sobie tego wszechogarniającego strachu jaki mi w tych w sumie 4 sytuacjach towarzyszył. Swoją drogą jak wielką moc ma modlitwa, skoro nawet u nie bardzo praktykującej osoby działa przepędzając cienie? Pozdrawiam i przepraszam za tą epistołę opisującą wydarzenia sprzed ponad 30 lat, ale nigdy i nikomu jeszcze o tym nie opowiadałam, tamy puściły gdy zobaczyłam, że nie jestem w tych przeżyciach sama. Jeszcze raz pozdrawiam
Bardzo dziękuję