Duch, który sprowadził pomoc

 

Otrzymałam niezwykle ciekawą i oryginalną relację dotyczącą fizycznej interwencji osoby zmarłej. Do tej międzywymiarowej manifestacji doszło w dramatycznych okolicznościach, a duch, o którym mowa bez dwóch zdań, uratował życie dwóch osób.

Oddaję głos Krzysztofowi, bezpośredniemu uczestnikowi wydarzeń:

Chciałbym zacząć od tego, że nigdy nie interesowały mnie sprawy tak zwanego życia pozagrobowego. W czasie, kiedy doszło do zdarzenia, które chcę przedstawić pracowałem w Policji. W sumie moja służba trwała dziesięć lat. Rezygnacja z pracy w Policji spowodowana była trudną sytuacją rodzinną, a nie niechęcią do samej instytucji. Choć różnie się o policjantach mówi, ja byłem dumny z munduru, który nosiłem.

Tego pamiętnego dla mnie dnia, pracowałem z Adamem – on pozostał w Policji do dziś. Nasz dyżur się kończył. Wracaliśmy z jakiejś interwencji domowej. Jechałem bardzo wolno, ponieważ warunki pogodowe były fatalne, a droga nieoświetlona. Głęboki listopad, zimno, silny wiatr i ulewa. Po lewej stronie drogi puste pola, po prawej stare magazyny i popadająca w ruinę, nieczynna fabryka. Nagle zobaczyliśmy starszego mężczyznę, który dawał nam znaki żebyśmy się zatrzymali. Po jego ruchach i zachowaniu widać było ogromne zdenerwowanie. Zatrzymaliśmy samochód i wysiedliśmy, żeby zobaczyć, co się stało. Ten mężczyzna przemieścił się o kilka metrów i wszedł w krzaki, pokazując nam żebyśmy poszli za nim. Podeszliśmy bliżej i poświeciliśmy sobie latarkami. W dole (około czterech metrów poniżej drogi) zobaczyliśmy przewrócony samochód. Zeszliśmy tam najszybciej jak się dało. W wozie były dwie osoby: ranna kobieta w kompletnym szoku oraz nieprzytomny mężczyzna. Ja wezwałem pomoc, a kolega usiłował wydobyć pasażerkę. Jak wspomniałem samochód był przewrócony i to ograniczało dostęp do kierowcy. Finalnie udało nam się wydobyć pasażerkę, co zbiegło się z przyjazdem Straży Pożarnej. Wkrótce przyjechał też ambulans i można powiedzieć działaliśmy pełną parą. W pewnej chwil Adam podszedł do mnie i zapytał, gdzie jest ten starszy gość, który nas zatrzymał. Powiedziałem, że nie wiem, ale prawdopodobnie gdzieś się tu kręci. Jeden ze strażaków podał mi damską torebkę, a ja zajrzałem do niej szukając dokumentów. Znalazłem duży czerwony portfel. Były tam oczywiście dokumenty tej kobiety, ale zauważyłem też zdjęcie mężczyzny, który nas zatrzymał. Nie miałem wątpliwości, że to ten sam człowiek. Kobieta była już w karetce i zajmował się nią ratownik medyczny. Później zostawił ją pod moją opieką, bo potrzebna była pomoc przy ciężko rannym kierowcy. Otworzyłem jeszcze raz ten portfel, wskazałem na zdjęcie i zapytałem, czy ten mężczyzna jechał z nimi. Odpowiedziała, że jechali sami. Powiedziałem, że ten pan nas zatrzymał i dzięki niemu żeśmy ich znaleźli. Dziewczyna się rozpłakała, na zdjęciu był jej zmarły ojciec. Powiem szczerze: zatkało mnie. Kompletnie nie umiałem wykrztusić z siebie ani słowa.

Kiedy karetki odjechały, a nasi koledzy z drogówki przejęli sprawę, nie byliśmy już potrzebni. Adam jeszcze raz zapytał o tego starszego pana, a ja powtórzyłem mu słowa córki. Zrobiło się dziwnie. Po prostu żadnemu z nas nie przechodziły przez gardło z pozoru proste słowa: po raz pierwszy w życiu widzieliśmy ducha. Dopiero po jakimś czasie zebrało nam się na szczerą rozmowę. Przeanalizowaliśmy całą sytuację dosłownie minuta po minucie. Nie było innego samochodu, do którego mógłby wsiąść i odjechać, gdyby oczywiście był żywym człowiekiem. Jego strój był zupełnie nieadekwatny do warunków pogodowych, więc gdyby to był żywy człowiek szukałby pomocy, chociażby, żeby się ogrzać. Poza tym, kiedy wysiedliśmy z auta obaj go widzieliśmy, jednak, mimo że wyglądało jakby krzyczał, to tak naprawdę nie usłyszeliśmy ani słowa. Nasz reakcja oparta była na obserwacji mowy ciała. Kiedy zobaczyliśmy rozbity samochód włączyło się działanie mechaniczne. Ostatecznie po coś jesteśmy szkoleni.

Trudno dyskutować z faktami, a one wskazywały, że mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem paranormalnym. Faktem jest też, że gdybyśmy ich nie znaleźli, to kierowca raczej nie przeżyłby wypadku, a i pasażerka miała małe szanse, ponieważ w nocy chwycił mróz. Jak już pisałem, to mało uczęszczana okolica i nikłe są szanse, że ktoś by ich znalazł. Może dopiero rano złomiarze, którzy rozbierali resztki stalowych elementów nieczynnej fabryki.

To jeszcze nie koniec tej niezwykłej historii. Okazało się bowiem, że do wypadku nie doszło za sprawą złej pogody lub błędu kierowcy. Była to zemsta ex partnera tej młodej kobiety, który nie chciał pogodzić się z rozpadem ich związku. Człowiek ten wielokrotnie taranował ich samochód, próbując zepchnąć pojazd z drogi. W końcu kierowca atakowanego samochodu wpadł w poślizg i uderzył w drzewo, a następnie samochód stoczył się po skarpie i przewrócił. Sprawca odjechał nie wzywając pomocy.

Sprawa okazała się bardzo poważna, a sprawca stanął przed sądem. Pan Krzysztof oraz jego kolega zostali wezwani w charakterze świadków.

Na korytarzu podeszła do mnie ta młoda kobieta. Przypomniała rozmowę z karetki i poprosiła żebyśmy potwierdzili tożsamość osoby, która nas zatrzymała. Dyskretnie pokazała nam kilka zdjęć, na których był jej ojciec. Bez wątpliwości widzieliśmy wtedy właśnie jego. Trudno go pomylić z kimś innym: wysoki (około dwa metry wzrostu), burza kręconych siwych włosów i takie trochę orientalne rysy twarzy. Okazało się, że ojciec tej pani był Ormianinem. Kolega od razu zaznaczył, że w życiu oficjalnie się nie przyzna, że widział ducha. Ona to doskonale rozumiała, chciała tylko znać prawdę, dla samej siebie. To była bardzo wzruszająca scena.

Zainteresowałem się tematem zjaw pojawiających się na drogach. Myślę sobie, że to takie znaki ostrzegawcze dla nieostrożnych kierowców. Kto wie, może działają z polecenia siły wyższej?

Przypadek opisany przez Krzysztofa niewątpliwie daje do myślenia. Zjawa ojca pojawiła się w momencie, kiedy życie córki było zagrożone. Może to świadczyć o tym, że jesteśmy permanentnie obserwowani przez dusze w Zaświatach lub o istnieniu jakiegoś systemu ostrzegawczego, uruchamiającego się w dramatycznych okolicznościach. Wszak, kiedy grozi nam niebezpieczeństwo emitujemy specyficzną energię strachu, a poza tym mentalnie wzywamy na pomoc istoty z innego wymiaru

Co do zjaw pojawiających się na drogach całego świata, to klasyfikowałabym je jako tak zwane „duchy rocznicowe”, czyli ukazujące się albo w rocznicę własnej śmierci, albo w okolicznościach zbliżonych do panujących w tamtej chwili. Dla przykładu, ktoś kto zginął, kiedy jednocześnie była jesień, padał deszcz, a księżyc wszedł w fazę nowiu, będzie wracał w tych okolicznościach. Dlaczego? Bo uznaje taki zbieg okoliczności przyrodniczo- astronomicznych za potencjalnie niebezpieczny i chce ostrzec innych.

Pytaniem otwartym pozostaje, czy są to faktycznie istności duchowe przechodzące ze swojego wymiaru w nasz wymiar fizyczny, czy też stanowią rodzaj projekcji albo hologramu, pozostawionego przez ducha w miejscu szczególnie dla niego ważnym. Być może matryca czasoprzestrzenna pozwala na takie działanie. A może należy wziąć pod uwagę jeszcze inne możliwości?

Otagowano , , , .Dodaj do zakładek Link.

5 odpowiedzi na „Duch, który sprowadził pomoc

  1. Basia komentarz:

    Trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do tego typu relacji…Nie twierdzę ,że duchy nie działają w naszym fizycznym świecie…Sama miałam kilka dziwnych wydarzeń. Czytajac jednak tą relację zastanawiam sie, jak ci męzczyźni mogli dokładnie zweryfikować wygląd osoby, ktora się pojawiła. Z opisu pogody wynika, że cyt.”warunki pogodowe były fatalne, a droga nieoświetlona. Głęboki listopad, zimno, silny wiatr i ulewa.”

  2. Anna V. komentarz:

    Słyszałam kiedyś podobne historie.
    Pierwsza.
    Jakiś facet jechał rowerem ulicą koło cmentarza. Nagle pod koła wbiegła mu kobieta i poprosiła go, aby z nią udał się na cmentarz, bo jej córka jest w niebezpieczeństwie. Gościu nie był strachliwy, kobieta wyglądała wiarygodnie i normalnie. Postawił rower przy bramie cmentarnej i poszedł za kobietą. Była księżycowa noc. Widział doskonale kobietę, która go prowadziła. Nagle usłyszał odgłosy spod muru, gdzie były nisze grzebalne. Nie wszystkie były zamurowane, było kilka jeszcze otwartych, nie używanych. Właśnie z takiego jednego otworu dochodziły dziwne odgłosy. Mężczyzna podszedł bliżej i w świetle Księżyca zauważył leżącą w niszy związaną dziewczynę. Była nie tylko związana, ale w dodatku zakneblowana. Stąd te dziwne odgłosy. Usiłowała wołać o pomoc przez knebel. Facet nie zastanawiał się długo i uwolnił dziewczynę z więzów i knebla. Była cała, tylko trochę poturbowana. Powiedziała gościowi dlaczego tu wylądowała. Było to w czasach, kiedy nie było komórek. Postanowili, ze udadzą się na posterunek milicji ( wtedy ). Byli tak zaaferowani sytuacją, że dopiero pp wyjściu z cmentarza, kiedy odważny gościu brał swój rower, nagle uświadomił sobie, ze nie ma kobiety, która go poprowadziła do związanej dziewczyny. Kiedy ta zapytała, jak wyglądała owa kobieta, facet dokładnie opisał jej wygląd. Dziewczyna od razu rozpoznała w niej swoją matkę, która zmarła dawno temu. Uwolniona dziewczyna powiedziała, ze jak leżała związana, to modliła się wszystkimi znanymi modlitwami i wołała: Mamo, mamo, ratuj mnie.Powtarzała te słowa z mocą, choć wiedział, ze jej matka nie żyje, ale odczuła właśnie taką potrzebę.
    Druga.
    Pewna kobieta była bardzo pobożna i modliła się w różnych intencjach. Także w intencji dusz czyśćcowych. Mimo, ze była raczej uboga, raz w miesiącu zamawiała Mszę Św. w ich intencji.
    Było to przed wojną. Nie wszyscy ( podobnie jak i dziś ) mieli wtedy dobrą o ile w ogóle pracę. Ta kobieta też jej nie miała, a w dodatku była samotna i nie miała żadnej rodziny. Pracowała jako ekspedientka albo pomoc w domu od wszystkiego. Kiedyś szła ulicą i podszedł do niej młody, dobrze ubrany mężczyzna i powiedział jej, że na takiej i takiej ulicy, pod takim i takim numerem mieszka starsza pani, która potrzebuje gospodyni i zaufanej osoby. Kobietę zamurowało i jak doszła do siebie, rozejrzała się, ale faceta już nie było. Nie miała nic do stracenia. Poszła pod podany adres i faktycznie w porządnej willi mieszkała taka starsza osoba, jak jej opisał mężczyzna i jak się okazało, faktycznie potrzebowała kogoś, ale jeszcze nie dała nigdzie ogłoszenia. Zdziwiła się, jak jej powiedziała przybyła, ze dowiedziała się od jakiegoś mężczyzny na ulicy o tym miejscu.I kiedy spojrzała na etażerkę, stały tam różne fotografie. I ona na jednej z nich rozpoznała spotkanego człowieka. Starsza pani zdziwiła się i powiedziała, że to jej zmarły tragicznie wiele lat temu syn. Oczywiście biedna a pobożna kobieta dostała tę pracę.

  3. Krystyna komentarz:

    Wspaniałe, przejmujące relacje. Dziękuję. I ja opowiem swoją.
    Dostałam telefon, że mój Tata (91,5) jest w szpitalu, stan poważny, ale mam być spokojna, bo je, rozmawia i głowa też dobrze pracuje. Miałam bilet na samolot typu stand by, denerwowałam się, czy uda mi się dostać na ten lot, następny był za 24 godziny. Aby nie martwić się rozmyślaniem o Tacie, „zabijałam” czas rozwiązując krzyżówki. Trochę denerwowała mnie obecność młodego, bardzo wysokiego mężczyzny, który starał się być blisko mnie, stale mi się przyglądał. Ignorowałam go. On też oczekiwał na odprawę na podobnym bilecie, tak myślę, gdyż stał, gdzie ja i pozostali, liczący na szczęście, pasżerowie. Gdy nareszcie zostałam odprawiona, ujrzałam ogromną kolejkę do koniecznych procedur, które obowiązują w dzisiejszym świecie. Zwątpiłam, bo do zamknięcia bramki zostało 20 minut, a dojście do niej, na tym lotnisku jest długie. W tym momencie pojawił się obok mnie znowu ten mężczuzna, pokazał, że ma dwa bileciki (nie mogę znaleźć właściwego słowa, przepraszam), ale to była zgoda na expresowe przejście. Szybkim krokiem mijał pasażerów pokazując tebileciki, przepraszając i tłumacząc, że nasz samolot za chwilę startuje, ja podążałam za nim. Gdy już nas posprawdzano on zaczął biec, ja zrobiłam to samo. Wyprzedzał mnie, ale wciąż był doskonale widoczny. Gdy dotarliśmy do bramki, jeszcze kłębili się tam ludzie, chciałam podziękować temu człowiekowi i rozglądałam się za nim, bo nagle straciłam go z oczu. Nigdzie go nie było! Przecież przewyższał o głowę innych ludzi, była nas tylko garstka na niedużej przestrzeni… Podczas lotu, spacerując po samolocie, z ciekawości przyglądałam się pasażerom, nie znalazłam go. Gdy, w sumie po trzydziestu godzinach w podróży, dotarłam do szpitala, dowiedziałam się, że stan Taty zmienił się, już był nieprzytomny. Lekarz zareagował zdziwieniem, gdy na mój głos Tata się ocknął, choć nie mówił i nie otwierał oczu, ale bardzo tego chciał sądząc jak poruszał głową .
    Tato odszedł tej nocy o 4.15. Gdyby nie ten człowiek – Anioł, bo tak go nazwałam, nie zdążyłabym się pożegnać z Tatą. Tym razem nie był to duch, nie sądzę, ale wierzę, że Posłaniec Stamtąd.

  4. Diana komentarz:

    Bardzo lubię tą historię , często do niej wracam, aby dodać sobie otuchy po śmierci taty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *