Echa historii, ślady dawnych zdarzeń

 

 

Zdarza się, że zupełnie bezwiednie stajemy się świadkami niezrozumiałych dla nas zjawisk, a przed naszymi oczyma przemykają obrazy świadczące o obecności istot duchowych. Dla wierzących w możliwość kontaktu między wymiarami odbiór takiej sytuacji i jej interpretacja wydają się zupełnie proste. Dla osób sceptycznych jest to czasami doświadczenie zmieniające chłodne podejście do zagadnienia lub przynajmniej pozostawiające pewien ślad w ich pamięci. Jednym słowem nikt nie przechodzi wobec paranormalnych manifestacji obojętnie.

Pojawia się jednak pytanie, co tak naprawdę widzimy? Czy zawsze jest to istność duchowa nawiedzająca daną przestrzeń lub przywiązana do niej na stałe z własnej woli lub bezsilności? Wiele wskazuje na to, że niekoniecznie obserwując osobliwe zjawisko, widzimy ducha.

Przedstawię dwie relacje. Pierwsza otrzymana od Pani Jolanty, którą ciepło pozdrawiam.

„To było dość dawno, chodziłam jeszcze do liceum.

W czasie wakacji całą naszą paczką pojechaliśmy do przyjaciół nieco starszych od nas, którzy pobrali się i kupili gospodarstwo rolne. To było gdzieś w okolicach Jeleniej Góry (nie pamiętam nazwy wsi). Z Jeleniej jechało się PKS-em do jakiejś większej wsi i potem piechotą do tej naszej dziury. To była wieś poniemiecka. Na dachu domu, w którym gościliśmy, widniała swastyka i data: rok 1936. Jak dziś pamiętam to doskonale. Na takim wzgórku pod lasem, znajdowały się ruiny cmentarza niemieckiego. Cały teren był zaniedbany, nagrobki porozbijane, nie sposób było odczytać nazwisk.

Po obiedzie, ja jako miłośniczka historii w ogóle, a II Wojny Światowej w szczególności, poszłam na ten cmentarz. Długo tam spacerowałam, użalając się nad ludzkim losem. Po kolacji gdzieś około 19:00 (to było lato, ciepło i widno) całe towarzystwo poszło do stodoły pośpiewać, pogadać i pograć na gitarach.

Ja zostałam w domu – bolała mnie głowa, było dość ciepło, a ja źle znoszę wysokie temperatury. Siedziałam sama w pokoju i czytałam. Było cicho. Odruchowo spojrzałam za okno. W przydomowym ogródku pod takim niedużym drzewkiem (wisienka) stał chłopiec. Potrząsał drzewem w taki sposób, aby owoce spadły. Chłopiec miał około 4-6 lat, był ubrany w białą bluzeczkę z krótkimi rękawkami i spodenki krótkie na szeleczkach (takie nosi się w Bawarii). Twarzy nie widziałam.

Pomyślałam, że to dziecko kogoś z przyjezdnych lub sąsiadów. Postanowiłam zapytać chłopca skąd się tam wziął. Wyszłam z domu i skierowałam się na ogródek. Kiedy rozejrzałam się na miejscu, nikogo tam nie znalazłam. Pomyślałam ze to dziwne, bo nie można było wyjść z tego ogródka tak abym tego nie zauważyła. Wróciłam do pokoju, spojrzałam w okno i ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, chłopiec znów tam był. Teraz dopiero się wystraszyłam.

Podejrzewam, że był to ktoś z dawnych mieszkańców domu i wiem, że często moi przyjaciele, którzy tam mieszkali słyszeli dziwne dźwięki i kroki. Po dziś dzień, wystarczy, że przymknę oczy, żeby ujrzeć tego chłopca tak jak widziałam go tamtego lata.”

Teraz moja wizja, również z przed wielu lat. Pojechałam z przyjaciółką na urlop w góry. Maleńka miejscowość, cisza i spokój. Ta dziewczyna była po ciężkich przejściach osobistych i dlatego warunki wypoczynku były celowo dostosowane, aby ukoić jej cierpiącą duszę. Wcześnie rano poszłam na spacer. Szłam skrajem lasu, podziwiając przepiękną panoramę. Poniżej tego miejsca rozciągało się pole należące do moich gospodarzy, a za nim biegła droga prowadząca do centrum tej wioski. W pobliżu drogi rosło ogromne drzewo, na które zwróciłam uwagę zaraz po przyjeździe. Nie wiem, ile mogło mieć lat, ale miało tak gruby pień, że nie byłabym w stanie objąć go rękoma. Postanowiłam wracać na śniadanie i żeby skrócić drogę zaczęłam schodzić w dół, miedzą pomiędzy polami. W pewnej chwili spostrzegłam, że na najniższym konarze drzewa wisi człowiek. To był tak realny obraz, że bez zastanowienia zaczęłam biec w dół, cały czas myśląc w jaki sposób ratować tego wisielca. W dodatku byłam przekonana, że słyszę lament zrozpaczonej kobiety. Nie widziała jej, ale natężenie dźwięku wskazywało, że znajduje się w pobliżu. Zwolniłam przy rowie melioracyjnym, który był głęboki i wypełniony błotem, co nie ułatwiało przejścia na drugą stronę. Kiedy pokonałam tę przeszkodę i spojrzałam ponownie na drzewo, nikogo tam nie było. Rozpaczliwy lament również ucichł. Proszę mi wierzyć, że potrzebowałam dłuższej chwili, aby ochłonąć. Kiedy dotarłam na kwaterę udało mi się zachęcić do rozmowy moją gospodynię, a ta opowiedziała wiele historii o przeklętym drzewie wisielców.

Zastanawiam się czy ja i Jolanta widziałyśmy zjawy osób uwięzionych w pułapce swojej nagłej śmierci, czy raczej pewną projekcje astralną, rodzaj przekazu z pogranicza światów. Przecież projekcja astralna oznacza, nie tylko tajemnicze drzwi do innego wymiaru, ale i potencjalną podróż w czasie, który w innych wymiarach nie płynie liniowo.

Skojarzyłam te opisy z historiami zjaw z pól bitewnych. Praktycznie odnaleźć je można na każdym kontynencie. Takich relacji jest bardzo wiele przypomnę zatem dwa miejsca, w których dochodzi do tych zdumiewająco realnych manifestacji bardzo często.

Najbardziej znanym, wśród nawiedzanych pól bitewnych, jest oczywiście Gettysburg. W czasie wojny secesyjnej, a dokładnie od 1-3 lipca 1863 roku zginęło, przepadło bez wieści lub zostało rannych ponad 50 tysięcy ludzi. W roku 1966 przyjechała na miejsce bitwy grupa zajmująca się rekonstrukcją zdarzeń historycznych. W nocy nad obozem rekonstruktorów zapadła mgła. Słychać było werble, krzyki, po prostu zgiełk bitwy. Zdezorientowani ludzie wyszli z namiotów, a w otaczającej ich mgle dostrzegli zjawy żołnierzy walczących po obydwu stronach tego bratobójczego konfliktu. W tym miejscu wielokrotnie dochodziło do manifestacji o mniejszym lub większym nasileniu, opisanych przez licznych świadków.

Inny przykład to Alresfor w hrabstwie Hampshire, gdzie 29.03.1644 rozegrała się krwawa bitwa między skłóconymi frakcjami politycznymi ówczesnej Anglii. Ezoterycy po dziś dzień zbierają się w rocznicę tego smutnego wydarzania, żeby oczekiwać na zjawy, które ukazują się w tym miejscu cyklicznie.

Można założyć, że owe zbrojne widma to duchy zmarłych żołnierzy, tylko, że oczom obserwatorów jawią się nie pojedynczy ludzie, lecz całe armie. Zupełnie, jakby znaleźli się w samym środku realnej bitwy.

Takie historie nie są jedynie znakiem naszych czasów, pierwsze opisy podobnych widmowych żołnierzy pochodzą ze starożytnej Asyrii. Jak wspomniałam dotyczą wszystkich kultur i okresów historycznych, a za wspólny mianownik mają okrutną rzeź ludzi i zwierząt, której skalę zapewne trudno sobie wyobrazić.

Istnieje zatem możliwość, że stajemy się widzami zdarzeń minionych, a nie wizyt istot duchowych, odbywających się w czasie (przynajmniej w naszym mniemaniu) rzeczywistym. Być może część zamkowych białych dam, lub smętnych zjaw dzwoniących kajdanami to właśnie projekcje astralne. Uruchamiają się one w kontakcie z mniej lub bardziej licznymi odbiorcami i stanowią powtarzalny cykl obrazów oraz dźwięków. Proszę zwrócić uwagę, że bohaterowie tych projekcji nie wchodzą w interakcje z odbiorcą. Nie kierują wzroku w jego stronę, o nic go nie proszą i niczego względem niego nie czynią.

Jestem przekonana, że nowoczesna fizyka znajdzie prędzej czy później wyjaśnienie tego fenomenu i czynnika, który owe obrazy niejako uruchamia. Idę o zakład, że będzie to czynnik ludzki.

Otagowano , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „Echa historii, ślady dawnych zdarzeń

  1. ~Leptir komentarz:

    niesamowite ale prawdziwe….
    mój mąż opowiedział mi historię swojego ojca:
    dziadek Stefek rocznik 1906 w okresie powojennym osiedlił się z rodziną na Dolnym Śląsku we wsi Rokitnica k.Złotoryi. Wiadomo w tamtych czasach wyżywić 4 dzieci było nie lada problemem, więc Stefek wybrał sie nocą na „polowanie”. Wiadomo w tamtych czasach nie wolno było mieć broni, dziadek miał jakiś własnoręcznie zrobiony karabin? , w każdym razie wyruszył aby upolować choćby zająca. Była zima, sypał śnieg, dziadek przeszedł przez drogę bo mieszkał nad rzeką i wszedł na pobliskie wzgórki i zapadliska. Wokół była cisza, ani jednego sladu, zreszta swoje tez umiejetnie zasypywał. Kiedy doszedł do takiego zapadliska usłyszał, rżenie koni, krzątanie i nawoływanie wielu ludi, odgłosy rozmów….. wystraszył się i czym prędzej stamtąd uciekł….. ale na drugi dzień z ciekawości poszedł tam jeszcze tan…. i co ? żadnych śladów obozowiska, śnieg bialutki bez żadnych śladów. Wystraszył się …i nikomu o tym nie powiedział.jednak po latach, kiedy mój mąż był już dużym chłopakiem i żądnym wiedzy – opowiedział mu o tym zdarzeniu.
    Dziadek Stefek umarł…..ale kiedy mój mąż miał już chyba ze 40 lat pojawiła sie w okolicy ekipa badaczy , archeologów…. i na 100 % zidentyfikowała w tamtym miejscu stare grodziszcze, wykopano nawet jakieś przedmioty….
    co więc słyszał dziadek Stefek w tamta śnieżną noc ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *