Często w listach rozważacie Państwo czym jest karma i czy aby na pewno jest sprawiedliwa? Chcę wierzyć, że Sprawiedliwość przez duże S istnieje i chociaż jej wyroki mogą być dla nas niezrozumiałe, działa ona bez zarzutu. Kryteria tych działań pozostają niepojęte, ponieważ umysł człowieka nie jest w stanie objąć zagadnień analizowanych w skali kosmicznej. Poza tym, często nie znamy wszystkich okoliczności życia danej osoby i nie wiemy jakimi naprawdę przesłankami się kierowała. Tak już jest skonstruowana nasza psychika, że mierzymy innych własną miarą. Jednym słowem tylko książę wie, czy ratował księżniczkę z bezinteresownej miłości, czy też do działania motywowała go wizja przyobiecanej połowy królestwa.
Odnoszę wrażenie, że skala pojmowania i oceniania pojęć zamkniętych w słowach dobro i zło bardzo się zmieniła. Jesteśmy zewsząd bombardowani złymi wiadomościami, a znieczulica w kontaktach międzyludzkich osiągnęła swoje apogeum. Zło jest medialne, kolorowe, ciekawe i świetnie się sprzedaje. Natomiast dobru (zwłaszcza bezinteresownemu i heroicznemu) przyglądamy się ze zdumieniem, zaskoczeni, że takowe jeszcze istnieje. Dziś przyznaje się medal młodemu mężczyźnie, który uratował tonące dziecko. Pokazuję się go w mediach i zadaje mu się w kółko jedno pytanie; czemu pośpieszył na ratunek? Jakby oczywistym było, że mógł spokojnie stać na brzegu, jako pasywny świadek tragedii. Dla naszych dziadków byłoby rzeczą normalną, że młody, wysportowany mężczyzna, wiedziony odruchem ludzkiej solidarności ratuje tonące dziecko. Oni powiedzieliby, że mężczyzna zachował się tak jak trzeba i jest z niego „swój chłop” – tyle i aż tyle. Pojęcia dobra i zła zostały zdeprecjonowane, a złotouści prawnicy i politycy sprytnie zamieniają jedno w drugie. Trudno zachować rozsądek i zdrowy osąd sytuacji. Paradoksalnie, mimo racjonalizacji rzeczywistości, żyjemy w czasach, w których tylko sercu można zaufać.
Wracając jednak do zagadnień karmicznych, znany jest pogląd, że „karma musi się wypalić”, czyli należy naprawić swoje dawne błędy i zmienić życiowe schematy, aby móc w przyszłości, żyć z czystym kontem, nie powtarzając niepotrzebnie starych potknięć i nie pomnażając w ten sposób obciążeń. Innymi słowy trzeba ponieść konsekwencje swoich czynów. Sęk w tym, że los każe nam spłacić nasz weksel w nieoczekiwanych momentach i w zaskakujący sposób. Na tym to właśnie polega. Pojawia się okazja, aby zadośćuczynić, zrozumieć, naprawić coś ważnego i albo uda nam się to zrobić we właściwy sposób i zamknąć weksel, albo będziemy unikać konfrontacji z dawnym życiem i przerabiać w kółko to samo. Bo to nie pech, diabeł, fatum lub zła passa czają się za rogiem. To raczej konsekwencje naszych czynów lub też braku działania, domagają się w danej chwili uwagi.
Czy dług karmiczny można zniwelować lub w jakiś sposób oczyścić karmę? Pewnie, że można, ale nie czynnościami powszechnie uważanymi za magiczne. Nikt nie może swoją wolą (a tym są przecież magiczne rytuały) korygować karmy drugiego człowieka. Poza tym, gdyby nawet chciał to zrobić to musiałby przyjąć tę zanieczyszczoną energię na siebie. Ona nie rozpłynie się w niebycie za sprawą kadzideł i grzechotek. Każdy dobry uczynek, który popełniamy w intencji bezinteresownej miłości, czystego współczucia, pełnego empatii i głębokiego zrozumienia drugiego człowieka, działa na naszą karmę. Dobro neutralizuje zło. Ważne jest również wybaczenie, nie tylko innym, ale również sobie
.
W komentarzach do bloga pojawiło się takie oto pytanie:
„Witaj drogi Robercie, jakiś czas temu miałem wypadek. A konkretniej jadąc samochodem, rowerzysta wjechał mi pod maskę i zginął. Widziałem go z daleka, że zachowuje się podejrzanie, więc zacząłem hamować, a gdy zjeżdżał już do osi jezdni (jechał z przeciwka) to zacząłem trąbić z myślą, że odbije na swój pas. Niestety zamiast odbić skręcił prosto pod moją maskę i zginął na miejscu. Według mnie robiłem wszystko co mogłem, aby tego uniknąć. Po obejrzeniu jednego z nagrań z Twoim udziałem a konkretnie tego, gdzie mówiłeś o swojej koleżance z liceum, która została potrącona przez samochód dlatego, że 200 lat wcześniej rozjechała kogoś swoim powozem. Stąd mam takie pytanie. Czy według Ciebie przez to, że zabiłem człowieka (nieumyślnie) czeka mnie podobna kara w przyszłych wcieleniach?”
Jest ono wprawdzie skierowane do Roberta Gajdzińskiego, ale pozwolę sobie odpowiedzieć, oczywiście w imieniu własnym.
Proszę się zastanowić, drogi kierowco czy zaszkodził Pan potrąconemu człowiekowi: „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”? Czy w momencie wypadku myślał Pan o niebieskich migdałach lekceważąc sytuację na drodze, rozmawiał przez telefon i w dodatku jechał samochodem bez przeglądu za to z pełną świadomością szwankujących hamulców? Z listu wynika, że nic takiego nie miało miejsca. Nie Pan zabił tego człowieka, on sam się zabił, tyle, że przy pomocy Pańskiego samochodu. Nie rozumiem, dlaczego z góry zakłada Pan, że oto powstał potężny dług karmiczny, podczas gdy może właśnie dług się wyrównał? Może Pan w poprzednim życiu zrobił coś, co w tym mężczyźnie wywołało nieuzasadnione poczucie winy? Może dręczył się latami i zamartwiał, że oto powstało zobowiązanie, którego nie może spłacić, ponieważ drogę zamknęły mu sprawy ostateczne? Owszem mężczyzna zginął, ale czy jest Pan pewien, że to nie był po prostu dzień jego odejścia i gdyby nie to drogowe zajście umarłby we własnym łóżku?
Koleżanka z historii Roberta, mogła rozjechać dyliżansem kilka osób, ponieważ była w sztok pijana lub z innych powodów naruszyła zasady bezpieczeństwa. Kto wie czy ów powóz nie jechał dosłownie „po trupach do celu”. Nie wolno się zadręczać i określać a priori rodzaju i wagi swojego udziału w danej sprawie.
Istnieją sytuacje oczywiste: pielęgniarka podaje zbyt dużą dawkę leku, co powoduje śmierć pacjenta. Jej pomyłka bierze się stąd, że skupiła myśli na sylwestrowej kreacji, a nie na swoich obowiązkach. Gubi ją próżność i brak współczucia. Ktoś inny z chęci zysku fałszuje wyniki pomiarów i w związku z tym kłamstwem giną ludzie. Te krwawe pieniądze, będą go drogo kosztowały.
Czasem nieprzyjemne lub wręcz dramatyczne wydarzenia stanowią pretekst do pozytywnych zmian w życiu i choć na pierwszy rzut oka brzmi to paradoksalnie, korzystają obie strony.
Kilka lat temu wracałam z moimi bliskimi ze Ślęży. Przed nami jechali nasi przyjaciele. Oba samochody zatrzymały się przed skrzyżowaniem, ponieważ trzeci poprzedzający naszą kolumnę skręcał w lewo. Nagle na horyzoncie zdarzeń pojawiło się kolejne auto, którego kierowca nie hamował tylko dodał gazu i oczywiście uderzył z dużą siłą w nasz samochód, przepychając go tak, że przodem wbiliśmy się w samochód przyjaciół. Tym kierowcą okazała się młoda dziewczyna, która najprawdopodobniej zagadała się ze swoim chłopakiem i pomyliła gaz z hamulcem. Dodam, że w foteliku wiozła swego trzyletniego siostrzeńca i znała okolicę, ponieważ tam mieszkała. Oczywiście dziewczyna spowodowała bardzo duże straty materialne i nie da się ukryć, że zawdzięczałam jej spore obrażenia ciała. Szczerze, nie chciałabym być w jej skórze, kiedy wróciła do domu – szczególnie ze względu na dziecko powierzone jej opiece.
Czy jestem na nią zła? Absolutnie nie. Dzięki temu wypadkowi zrozumiałam wiele rzeczy i sporo w swoim życiu zmieniłam. Zaczynając od spraw banalnych: strefa zgniotu jest ważniejsza od ekonomii i nie interesują mnie już małe samochody. Poza tym, choć okupiłam to bólem i długotrwałą rehabilitacją, odnalazłam w sobie siłę, energię i inspirację do tego by podążyć za marzeniem. Mam nadzieję, że dziewczyna również odebrała swoją lekcję, zwłaszcza odpowiedzialności i rozwagi. Myślę, że cokolwiek między nami było wcześniej lub wtedy powstało w aspekcie karmicznym, zostało rozliczone i wyrównane.
Pozdrawiam ciepło!
Dziękuję pani Beato za te powyższe przemyślenia, które nie ukrywam – świetnie korespondują z moimi wnioskami 🙂
I przyznaję, że… bardzo często trudno jest nam dostrzec zależności zdarzeń następujących po sobie, a szczególnie wówczas.. kiedy jakieś zdarzenia miały miejsce w poprzednich wcieleniach.., niemniej – i ja głęboko wierzę w Sprawiedliwość tego, co zadziewa się w naszym życiu 🙂
Od kiedy zaczęłam żyć świadomie, obserwować własne myśli i intencje, z jakimi podchodzę do różnych rzeczy.., widzę wyraźnie momenty, w których kieruję się np. próżnością, oraz te w których przyświeca mi szczera chęć pomocy komuś innemu…
W taki sposób… poznaje się też samego siebie i swoje własne uwarunkowania i często… błędne przekonania, które gdzieś tam… schowane są w głębi nas..
Nie ukrywam, że niezbędna jest do tego wyostrzona uważność i szczerość względem samej siebie, by dostrzec ukryte w zakamarkach własnego umysłu ugruntowane przekonania, które ktoś.. kiedyś.. nam wszczepił, a my przyjęliśmy je za swoje, a które często… wywierają negatywny na nas skutek…
Uważna obserwacja własnych myśli i intencji jakimi się kierujemy w żuciu, pozwala nam z dużym prawdopodobieństwem odgadnąć skutki naszych poczynań… 🙂
Myślę też, że w naszym życiu nie zadziewa nic nic niepotrzebnego, a wszystkie spotykające nas doświadczenia mają na celu i służą poszerzeniu naszej świadomości.. 🙂
No i znowu się prawnikom oberwało 😉 O zrozumienie ich ciężkiej pracy i wysiłku, o wdzięczność za pomoc ludziom oraz o miłość bezwarunkową dla prawników apeluję! 😉
Przyszly mi na mysl slowa , a raczej zdanie ….Nic nie dzieje sie bez przyczyny…. , tak ,jak i nie ma przypadkow. 🙂
Witam, ogólnie mam swoje wyobrażenia o świecie i doświadczam duchowości w samym sobie, potrafię łączyć ze sobą wiele religii, wierząc we wszystkie naraz a jednocześnie nie wierząc w żadną. Gdzieś w tym wszystkim przewija się również karma, coraz bardziej wierzę również w przekonanie że po życiu czeka nas kolejne życie… zacząłem w to wierzyć po tym jak przeczytałem najnowsze odkrycia fizyki kwantowej które mówią o tym że „narodzenie wszechświata” dzieje się cały czas. Wszystko się zaczyna wszechświat się rozszerza a następnie się kurczy po miliardach lat, by znowu wybuchnąć. Z każdym takim wybuchem nasza energia duchowa może przejść w inne wcielenie.
Ciekawi mnie opinia kogoś kto w jakiś sposób dłużej w tym siedzi.
http://z-zycia-narkomana.blog.pl/o-mnie-2/
To link do mojej historii, jest ona smutna i pełna nieszczęść… a na końcu zacząłem sobie radzić z bólem narkotykami. Z jakiego powodu tak cierpię? Czy w poprzednim wcieleniu zrobiłem coś złego? A może muszę przecierpieć teraz to zło bo potem będzie czekać mnie dobry okres? Teraz ciągle wyczuwam że dostaje nożem w plecy, gdzie by to nie było, jakby jakaś klątwa na mnie ciążyła. Może poradzisz też jak sobie z tym radzić? Lub co w życiu zmienić? Obecnie sam wychodzę na własną rękę z nałogu, nie wiem sam skąd mam w sobie tą siłę dzięki której wciąż jestem ale… JESTEM i wciąż żyję… coś mnie trzyma pomimo cierpień…