Regresja w hipnozie – wgląd w poprzednie życie.

 

W poprzednim odcinku pisałem o regresji hipnotycznej jako narzędziu używanym w terapii. Dzisiaj skupię się na samym zjawisku regresji, jej założeniach i przykładach.

W wielu kulturach wschodu od starożytnego Egiptu poprzez późniejszą Grecję czy Rzym pojęcie reinkarnacja było ważnym składnikiem wierzeń. Tłumaczyło możliwość rozwoju duszy oraz odkupienia złych uczynków popełnionych w poprzednich żywotach.

Moje własne doświadczenia pozwalają mi przedstawić obraz reinkarnacji jako szkoły,gdzie w następujących po sobie klasach zdobywamy nową wiedzę, doświadczenie pozwalające rozwinąć się naszej duszy. Moim zdaniem ludzi można podzielić na tych, którzy doświadczyli reinkarnacji i transformacji z nią związanej i tych którym się wydaje, że ich reinkarnacje były wspaniałe, historyczne, bogate, co nie znajduje pokrycia w rzeczywistości. Osobną, nieistotną tutaj grupą są ci, którzy z różnych względów nie akceptują reinkarnacji. Tę grupę dzisiaj pominę.

Dzięki współpracy z dr Kaczorowskim mogę potwierdzić, że większość wątków z  reinkarnacji dotyczy różnych aspektów naszego codziennego życia. I te zdarzenia, sytuacje podpowiadają często rozwiązanie problemu z jakim się w obecnym życiu spotykamy.

Młoda kobieta od dziecka bała się wejść do wody. Jak opowiadała już w dzieciństwie czuła dreszcze, kiedy mama próbowała umyć jej głowę pod prysznicem. Woda lecąca z góry wywoływała u niej sztywnienie całego ciała. Dlatego bała się głębszej wody w morzu czy jeziorze. Podczas regresji pojawił się obraz z lat 40 XX wieku. Obóz zagłady, plac obozowy. Młoda kobieta polewana zimną wodą na ostrym mrozie. Torturowana w ten sposób dla przykładu. Pozostawiona na placu zamarza i umiera z zimna.

To odczucie zimna, bezradności, niewymownego żalu pozostało w niej przez lata.

Kontakt z wodą za każdym razem przywoływał te „zatarte” wspomnienia. Po seansie, w którym nastąpiło wybaczenie i odcięcie od starego „nieaktualnego” już przeżycia, przykre odczucia zniknęły. W czasie wakacji, kobieta pojechała nad morze i nie miała problemów z wejściem do głębszej wody.

Jest jednak grupa ludzi, którzy twierdzą, że w poprzednim życiu byli kimś ważnym, wielkim. To nie zawsze musi być prawdą. Wynika raczej z potrzeby wyróżnienia się, bycia lepszym. Tutaj niestety duży wpływ mają wróżki, które potwierdzają takie oczekiwania klientów, chociaż nie mają doświadczenia w tym temacie. Pamiętam jak pewna matka mówiła o synu. „On musiał być kimś ważnym: księciem, królem, bo w swoich snach rozkazuje ludziom. Oni go słuchają.” Po przywołaniu reinkarnacji okazało się, że owszem był ważny, ale w swojej wiosce, wsi. Był po prostu wójtem.

Dzisiaj chciałbym przedstawić jedną z kilku moich reinkarnacji. Z wszystkich regresji ta jedna była bardzo szczegółowa, emocjonalna – niezwykle żywa.

Średniowieczny Paryż – XI – XII w.

Ten Paryż miał dwie części, jak w lustrze: jasną i ciemną.Ta jasna obejmowała stolicę Francji, uznawaną w całej Europie z królem i wielkim dworem.

Ja żyłem w tej ciemnej: podziemnym Paryżu. To miasto – państwo rządziło się własnymi prawami.Przekrój społeczny podobny jak w znanym Paryżu. Na czele król, despotyczny władca – nikt z mieszkańców nie miał do niego dostępu.

Dwór – zabudowania, budynki z zewnątrz szare, brudne – w środku pełen przepychu, dostatku. (Istniały tam liczne przejścia i tajne korytarze.)  Złote i porcelanowe naczynia, bogate, wzorzyste tkaniny i suto zastawione stoły. Napoje i jedzenie najczęściej pochodziły z bogatych piwnic paryskiego dworu. Wokół naszego króla tylko Gwardia przyboczna. Spośród niej wybierano trzech zaufanych – doradców. I tylko z nimi spotykał się król. Doradcy przekazywali Gwardii i żołnierzom wszystkie rozkazy od króla. Na dworze można było spotkać bogatych, zasłużonych członków owej ciemnej społeczności. Nie było łatwo dostać się do tej elity. Niektórzy przez wiele lat ciężko na to pracowali.

Poza dworem szare ulice, zaułki, ciemne przejścia. Tam rozgrywało się życie codzienne. Biedacy, żebracy, kaleki oraz złodzieje i żołnierze pilnujący porządku.Każda nacja miała swoją strukturę, hierarchię – prawdziwy podziemny Paryż.

Urodziłem się w biednej rodzinie. Mama praczka, ciężką pracą próbowała utrzymać swoje dzieci. Ojca nie znałem. Któregoś dnia wyszedł z domu i już nie wrócił. Podobno nigdy nie pracował.Jak mawiał: „Praca jest dla głupców”.

Rodzeństwo – sześcioro młodych, wrzeszczących gęb, ciągle głodnych i niezaspokojonych. Mój starszy brat zniknął któregoś dnia i nigdy nie wrócił. Miał jakieś dochodowe zajęcie, nikt z nas nie pytał o szczegóły. Czy był żołnierzem czy złodziejem tego nie wiem. Tacy ginęli młodo. Zostałem najstarszym mężczyzną w domu. Już jako młody chłopak próbowałem różnych zajęć. Robiłem wszystko, żeby zdobyć jakieś pieniądze i pomóc biednej matce. Życie mi sprzyjało. Byłem drobny, wysportowany, odporny na ból i przeciążenia. Uczestniczyłem w różnych włamaniach i kradzieżach. Naszym łupem padały zabudowania mieszczan i bogaczy.

Najpierw stawałem na czatach, pilnowałem przebiegu akcji, uczyłem się. Potem zacząłem kraść. Jako drobny chłopak wcisnąłem się wszędzie, w każde okno czy wyłom. Byłem dobry w swoim fachu. Szybko przejąłem dowództwo grupy. Moi kamraci mieli do mnie pełne zaufanie. Nigdy ich nie zawiodłem. Moja ciemna sława rosła. W hierarchii złodziejskiej doszliśmy na szczyt. Wtedy dowiedziałem się o istnieniu dworu królewskiego, a dwór dowiedział się o mnie.

Teraz zlecenia i rozkazy przychodziły z samej „góry”. Dzięki temu nie mogłem narzekać. Finanse pozwalały mi wspierać rodzinę. Działałem na odległość, jak dobry wujek. Podrzucałem do domu drobne monety, czasem jakieś woreczki z żywnością: ziemniaki, ziarno, mąkę. Moja matka zaczęła się uśmiechać. To był dla mnie najpiękniejszy widok. Dzięki moim drobniakom dwóch braci poszło do szkół. Miałem przeświadczenie, że wykształcenie pozwoli im wyrwać się z tego środowiska. Dlatego pilnowałem, żeby cały proces przebiegał prawidłowo. Po którejś udanej akcji zostałem zaproszony na dwór. Tam osobiście musiałem zdać relacje ze wszystkich wydarzeń. Odtąd mogłem swobodnie poruszać się po tym terenie. Byłem jak u siebie.

Jednak tutaj nudziłem się. Byłem za młody, żeby siedzieć za stołem i wspominać dawne czasy. Wolałem ruch, życie. Przynajmniej jakaś zmiana, coś się działo…

Z racji zasług i pełnionych obowiązków musiałem bywać na dworze coraz częściej. Dlatego postanowiłem dostosować się i w miarę możliwości wykorzystać swoją szansę. Byłem lubiany, kamraci za stołem nie mieli przede mną żadnych tajemnic, także „państwowych”. Widziałem, że moja młodość, energia, zapalczywość i brak skrupułów były tutaj dobrze odbierane. Dzięki temu mogłem bez przeszkód awansować w ich wewnętrznej dworskiej hierarchii. Szybko dostałem się do Gwardii przybocznej. Chociaż byłem najmłodszy doceniano moje doświadczenie i bezpardonowość. Liczyłem na to, że w końcu stanę się osobistym doradcą.Musiałem na to zasłużyć. Nie chciałem czekać, więc przyśpieszyłem pewne wydarzenia i w końcu zostałem zaprzysiężony. Wszyscy byli zachwyceni, że ja (ten młodzieniec) znalazł się na właściwym miejscu. Gdyby znali moje myśli…

Czas płynął szybko, po zaprzysiężeniu zostałem przedstawiony Szefowi, czyli osobie zarządzającej doradcami i całą tajną stroną funkcjonowania dworu. Nikt, nie znał go osobiście. Nawet doradcy słyszeli tylko jego głos. Ciekawa sytuacja. Szybko zdobyłem zaufanie Szefa. To było jednoznaczne z przewodnictwem wśród doradców. Coraz częściej u niego bywałem. Czasem sam. Tymczasem w mojej głowie rodził się plan. Plan mojego życia…

Stare pryki za stołem i nawet kamraci z Gwardii nie podejrzewali, co im szykuję. Wykorzystując wszystkie zastane układy i ciesząc się dużym poważaniem mogłem bardzo wiele. Prawie jak Szef. Prawie czyniło jednak sporą różnicę. Kiedy o tym myślałem sam uśmiechałem się do siebie. Okazja nadarzyła się szybko. Po ważnej naradzie, zostałem z Szefem sam na sam. Wiedziałem, że ma do mnie zaufanie. Dlatego po krótkiej rozmowie postanowiłem działać. Byłem uzbrojony. Miałem krótką szpadę i w zanadrzu mały „ostry” nożyk.

Jednym cięciem rozerwałem dzielącą nas kotarę i ujrzałem Szefa w całej okazałości. Był to mężczyzna, po czterdziestce, potężnej postury, a jego lewy policzek przecinała szrama. Wyglądał na zdziwionego. Szybko wyzwałem go na pojedynek. Wiedziałem, że chwila mi sprzyja. Pozostali Gwardziści mogli się pojawić za 10 – 15 minut. Stanęliśmy przed sobą jak godni siebie rywale. On walczył o życie, ja o honor, sukces i prestiż. Nie znałem go wcześniej, więc trudno mi było przewidzieć jego ruchy i ciosy. Miał za sobą dobrą szkołę fechtunku. Jednak nie dałem za wygraną. Byłem zwinny i poznałem wiele różnych technik walki, co często ratowało mi życie. Jeden na jednego. Bez świadków. Pojedynek do końca…

Rany były coraz cięższe, wokół dużo krwi. Ruchy zaczęły sprawiać mi trudności. Przed oczyma pojawiły się ciemne plamy. Pomyślałem: to niemożliwe. Wokół pełno światła. W pewnej chwili stanąłem, nie mogłem zrobić kroku. Poczułem duszności. Zobaczyłem jeszcze, że on też upada w kałuży krwi. Za chwilę wbiegli Gwardziści, którzy z małego puzdra wydobyli jakieś smarowidło i tym opatrzyli jego ranę. Ja byłem już nikim. Chwycili mnie za nogi, ręce i bocznym wyjściem wynieśli na zewnątrz. Tutaj wrzucono mnie w błoto. Wiedziałem, że umieram i oni też to wiedzieli.

Kiedy obrazy z przeszłości migały mi przed oczyma nagle przyszła mi do głowy taka myśl:

Jak to jest? To ja całe życie narażam się, kombinuję, żeby moja rodzina, matka miała lepiej i  co? Co dostałem w zamian? Umieram tutaj w bólu i zapomnieniu… Dlaczego? Po co te starania? Wyścigi… Rywalizacja… I tak odchodzimy!

I nagle spokój, cisza… Jak dobrze… Odchodzę…

Po tej regresji, zrozumiałem, dlaczego w szkole podstawowej (w obecnym życiu) nie chciałem, nie potrafiłem walczyć o swoje. Kiedy miałem się przeciwstawić ręce mi same opadały, a ja niepyszny wycofywałem się. Długo trwało zanim wyrobiłem w sobie nowe „prawidłowe” nawyki. Jak działać, reagować w kontaktach z innymi. Tutaj mała dygresja…

Podczas regresji przeżywamy całe zdarzenie, jakby działo się „na żywo”. Ja tam naprawdę byłem, kradłem i planowałem, jak zabić Szefa. Nagle, usłyszałem głos, jak z zaświatów:

„Gdzie jesteś, co widzisz?” To prowadzący moją regresję zadał te pytania. Dotarło do mnie, że mentalnie jestem równocześnie w dwóch miejscach: tu na leżance w gabinecie i tam w średniowiecznym Paryżu. Oba światy były jednakowo ważne i naturalne.

Mam nadzieję, że w tym artykule przybliżyłem Wam mechanizm i przebieg regresji reinkarnacyjnej.

Dlatego proszę nie słuchajcie wróżek czy amatorów. W temacie reinkarnacji polecam tylko autorytety. Osoby, które pracują z tym tematem od wielu lat. Na pewno jest to dr A. Kaczorowski, dr A. Daniłow z Ukrainy, śmiem twierdzić, że ja i jeszcze kilka osób w Polsce.

W tym artykule to wszystko…

Już niedługo znowu się spotkamy…

 

 

Otagowano , .Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „Regresja w hipnozie – wgląd w poprzednie życie.

  1. Weronika komentarz:

    Witam
    Wczoraj pierwszy raz natknęłam się na Pana film YT. Czytając artykuł tutaj o średniowiecznym Pańskim życiu, skojarzyłam sobie moje życiowe wydarzenia związane z pracą. Kiedy pracowałam w PRL na różnych, pośrednich kierowniczych stanowiskach, byłam wszędzie przez wyższe władze szanowana, doceniana a nawet w każdym przypadku kiedy zmieniałam pracę z własnej woli, szefowie prosili bym nie odchodziła. Dla mnie było to normalne. Byłam i jestem pewną siebie osobą, dokładną, sumienną i lojalną w pracy. Nie lubiłam układów. Po krótkim czasie kiedy poznawałam układy – odchodziłam. I co najważniejsze nie uznaję autorytetów. Nigdy nie bałam się i nadał nie boję stanąć przed „najwyższą górą”. Prezydenta i sprzątaczkę traktuję na równi. Pewnie te cechy – jak u Pana – zaważyły o moich „dobrych układach” w pracy.
    Dzisiaj po około 30 latach drogi duchowej i Pańskim przypadku w średniowieczu, upewniam się, że tylko od nas zależy nasze życie. W prawdzie wiedziałam o tym wcześniej, lecz jakoś nie potrafię powstrzymać gniewu na nieprawidłowości, które są dzisiejszą plagą.
    Pomimo powyższego, wspinam się na drodze duchowej z ciągłymi problemami właśnie z niesprawiedliwością – korupcją w urzędach, co mnie często wyprowadza z równowagi. Dotąd nie ustępowałam ale teraz zauważam, że to zaburza mój ciężko wypracowany spokój. Wiem, że powinnam wszystko akceptować, czego nie mogę jeszcze osiągnąć. Czy powinnam dać sobie spokój z „walką z wiatrakami”?
    Dziękuję i pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *