Temat snów bardzo często przewija się w korespondencji otrzymywanej od Czytelników. W związku z tym postanowiłam odnieść się do relacji, pytań i sugestii zawartych w listach od Państwa. Przede wszystkim do symboliki marzeń sennych, która bywa niezwykle zaskakująca.
W zależności od naszych przekonań przyjmujemy, że w snach kontaktujemy się z własną Nadświadomością (Superego) albo z duszami zmarłych, które przesyłają nam wiadomości z innego wymiaru. Bywa, że pojawiają się również postaci przypominające anioły, względnie fascynujące, eteryczne byty utkana ze światła i mgły. Innymi słowy rozmawiamy z własną duszą, a w razie potrzeby również z istnościami zewnętrznymi.
W ten czy inny sposób, sen staje się przestrzenią komunikacyjną, miejscem, gdzie rozwiązujemy zagadki życia i docieramy do sedna niejednego problemu. Nie ma wątpliwości, że sny odgrywają istotną rolę w ludzkim życiu. Od najdawniejszych czasu człowiek próbował gromadzić wiedzę o snach, a przede wszystkim o symbolach, które się w nich pojawiały.
Wydaje się, że my współcześni nie zdajemy sobie sprawy jak wielką rolę odgrywają w naszym życiu symbole, a także związane z nimi archetypy. Na poziomie świadomym, niektóre z nich uważamy za bliskie i identyfikujemy się z nimi, a inne odrzucamy jako obce lub nawet wrogie. Tymczasem na głębszym poziomie, kiedy umysł osądzający traci nad nami kontrolę, uprzedzenia przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Informacje swobodnie płyną, a istotny wydaje się tylko efekt, lub refleksja, jaką mają wywołać.
Niedawno, czytając zbiór wspomnień Oli Watowej, żony pisarza i poety Aleksandra Wata, natknęłam się na taki oto fragment:
„Aresztowanie Aleksandra poprzedził mój sen. (…) A więc śniło mi się: – Nade mną niebo ciemnogranatowe usiane ogromnymi błyszczącymi gwiazdami. Były też i gwiazdy małe, mniejsze. Ale wszystkie układały się w formę krzyży. Krzyże wielkie, krzyże mniejsze, ale same tylko krzyże. I nagle ujrzałam się przed bardzo dużym lustrem w jakichś dziwnych szatach. Były w trzech kolorach. Czerwona, czarna, biała. Było w tym coś sakralnego, w geście, którym rozchylałam te szaty mówiąc jednocześnie: Mare tenebrarum, mare tenebrarum. Morze ciemności…Unosząc poły tych szat, unosiłam jakby skrzydła, które dotykały ziemi. Ku niebu ukrzyżowanemu. Po tym śnie, który opowiedziałam Aleksandrowi, wkrótce nastąpiło jego aresztowanie.”[1]
Watowie, nie byli chrześcijanami, w zasadzie nie praktykowali w żadnym obrządku. Jednak ten sen pełen jest odniesień do krzyża jako symbolu cierpienia oraz do wizerunków Madonny rozchylającej swoje szaty i wpatrzonej w niebo. Znaczenie słów „mare tenebrarum”, autorka pojęła na bezkresnych stepach Kazachstanu, gdzie ciemność wydawał się wszechogarniająca, a ludzie fizycznie i duchowo zanurzali się właśnie w owym „morzu ciemności”.
W świadomości zbiorowej istniej wiele archetypów kojarzonych z tym, co dobre, korzystne, napawające optymizmem oraz takich, których przesłanie jest zdecydowanie nieprzyjemne, bolesne lub wręcz budzące trwogę. W zagadkowy sposób czasami mieszają się one ze sobą i takie sny zwykle wywołują pewną konsternację.
Od lat nawiedza mnie pewien sen. Jestem w dużej, bardzo jasnej i czystej sali o wielkich, weneckich oknach. Na środku stoi duży stół nakryty białym obrusem. Po środku stołu znajduje się sporych rozmiarów wazon, pełen świeżych kwiatów ułożonych w piękną wiązankę. Oglądam salę, podchodzę do stołu, dotykam kwiatów, budzę się. Wiem, że w ciągu dwóch najbliższych dni dowiem się o śmierci kogoś kogo znałam. Nie musi być to oczywiście osoba bliska, po prostu ktoś z kim poznałam się osobiście.
Cóż niepokojącego może być w tym przekazie? W zasadzie nic. Ewentualnie tylko kwiaty w wazonie – bez względu na ich urodę, zdajemy sobie sprawę jak są nietrwałe. Tymczasem ten obraz stał się dla mnie rozpoznawalną zapowiedzią bardzo przykrej wiadomości.
Ewidentnie, część z nas otrzymuje przekaz zdominowany przez alegorie indywidualne, przemawiające w sposób szczególny do konkretnej osoby.
Pani Małgorzata opisuje to następująco:
Od lat śni mi się pewien dziwny sen, po którym zawsze otrzymuję wiadomość o czyjejś śmierci. Jestem w tym śnie małą dziewczynką. Znajduję się na terenie gospodarstwa moich dziadków. Staję przed drzwiami do stodoły, świadoma tego, że dziadek zabronił mi tam wchodzić (przechowywał tam ostre narzędzia). Słyszę dziwne dźwięki i chociaż wiem, że nie powinnam, uchylam drzwi i zaglądam do środka. Wszędzie leżą białe płócienne worki ze zbożem. Biegają po nich całe stada myszy. Worki są rozdarte i wysypuje się z nich zboże. Ponieważ drzwi skrzypią, a do stodoły wpada światło, gryzonie zwracają na mnie uwagę. Boję się ich i wybiegam ze stodoły. Zatrzaskuję drzwi i wtedy się budzę. Najdziwniejsze jest to, że po latach wiem, co zobaczę za drzwiami, ale mimo to nie mogę się powstrzymać przed ich otwarciem. W ciągu dwóch dni dowiaduję się o śmierci kogoś kogo znam, chociażby z widzenia. Rozumiem, że można mieć sen, który coś przepowiada, ale dlaczego ten jest taki dziwny? Dodam jeszcze, że w realnym życiu nie boję się myszy, pająków itp.
Zaryzykuję opinię, że sen Małgorzaty wcale nie jest dziwny. Myszy niszczące i pożerające zboże w wielu wypadkach mogły symbolizować śmierć, ponieważ brak zboża oznaczał przez wieki głód i śmierć właśnie. Fakt, że kobieta widzi siebie jako małą dziewczynkę usprawiedliwia jej ogromną, niepohamowaną ciekawość i uleganie pokusie otwarcia tych nieszczęsnych drzwi. Wszak dziecięca ciekawość nie zna granic.[2]
Czemu tak się dziej, że tysiące ludzi, w momencie zagrożenia lub śmierci czy ciężkiej choroby kogoś bliskiego śni o wypadających zębach, a ktoś inny widzi na przykład jabłoń, pod którą leży sterta nadpsutych owoców? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Być może senne alegorie uzależnione są od naszej wyobraźni plastycznej, wrażliwości lub bagażu doświadczeń z tego oraz poprzedniego życia. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, że nie każdy wytrzymałby psychicznie taki oto komunikat:
Sen Konrada:
Mój ojciec zawsze był bardzo konkretny i rzeczowy. Ten sen miałem półtorej roku po jego odejściu. W tym czasie mój dziadek ze strony mamy bardzo chorował i leżał w szpitalu. W noc z niedzieli na poniedziałek przyśnił mi się ojciec. Byłem na wielkiej łące i w pewnej chwili zauważyłem, że tato idzie w moją stronę. Towarzyszył mu jego ulubiony pies tropiący, z którym przepracował w Policji wiele lat. Tata podszedł do mnie, uściskał mnie i powiedział tak:
-Słuchaj, ja tak na chwilkę przyszedłem do ciebie. Dziadek umrze w środę, pilnuj mamy i dbaj o nią. Wiem, że sobie ze wszystkim poradzisz, ale lepiej żebyś wiedział. Trzymajcie się-
Stało się dokładnie tak jak zapowiedział.
[1] Ola Watowa, Wszystko co najważniejsze, Czytelnik, 2000
[2] Ada Edelman, Opowieści z Biura Duchów, Samsara 2018
Dodałam komentarza. Był jakiś czas i zniknął …
Widzę jeden komentarz od Pani ale pod innym tekstem – Sny o zmarłych – nie usuwam komentarzy
☺ wierze Pani. Ale pod tym artykulem napisalam moj komentarz rowniez i widzialam, ze byl.☺pozdrawiam serdecznie i dziekuje za Biuro Duchow.
W moich sennych doświadczeniach, odejście bliskich lub znajomych mi osób, przebiega podobnie. Zawsze ta osoba jest oddzielona ode mnie jakąś przeszkodą – czy to progiem, niewidoczną ścianą, bramką ogrodową, rzeką… dużo byłoby wymieniać tych przeszkód. Są też one często zawieszone kilkadziesiąt cm ponad ziemią, ale nie zawsze. Gdy się nad tym zastanawiałam, to zauważyłam, że gdy odejście ma nastąpić póżniej (za pare tyg.), to postać właśnie jest zawieszona, gdy dzieje się to za kilka dni lub godzin – osoba jest na tym poziomie co ja. Nie wiem, czy to ma jakiś sens, ale dla mnie jest czytelnym znakiem.