Intuicja znajduje się ponad rozumem, nie jest z nim związana, pochodzi z miejsca, w którym intelekt jest całkowicie nieświadomy. -Osho
Chyba każdemu, zdarzyło się bodaj raz w życiu doświadczyć uczucia silnego niepokoju. Taka impresja, nawiedza nas nagle i trwa krótką chwilę, lecz powoduje, że z przeszywającą pewnością, całym swoim jestestwem, rozpoznajemy jednoznaczny komunikat: niebawem stanie się coś złego.
Oczywiście, racjonalny umysł natychmiast podsuwa argumenty dyskredytujące istotność tego przekazu. Próbuje wykazać, jak nieracjonalne i nieuzasadnione są nasze obawy. Mózg można oszukać, to fakt. Natomiast usprawiedliwione wydaje się twierdzenie, że serca oszukać nie sposób. Z tej właśnie przestrzeni wypływa impuls mobilizujący nas do działania, mimo, że przesłanki wydają się niepewne. W takich chwilach rzucamy się na ratunek, choć teoretycznie nikt o niego nie woła, rozpaczliwie próbujemy zapobiec nadchodzącym zdarzeniom.
Pozwolę sobie przytoczyć historię Grażyny:
Chciałabym opisać dwa zdarzenia z mojego życia. Sama nie wiem, jak je interpretować. Czy było to jasnowidzenie, czy ostrzeżenie płynące z innego wymiaru, a może od zmarłych?
Pierwsze wydarzenie miało miejsce na początku mego małżeństwa. Byliśmy młodzi, wykształceni, ale niestety niezbyt zamożni. Z tego powodu, mąż zdecydował się na wyjazd do Libii. Pierwsze miesiące były trudne, bo bardzo tęskniliśmy, jednak perspektywa własnego mieszkania, osłodziła to rozstanie. Ja pracowałam w aptece. Pamiętam tamto zdarzenie dokładnie, mimo upływu lat. Około dziesiątej rano rozpakowywałam leki z nowej dostawy. Nagle usłyszałam bardzo dziwny dźwięk, przypominający skrzypienie metalowych drzwi. Dźwięk był wyraźny i głośny. Podeszłam do okna, żeby sprawdzić, czy dźwięk ten dochodzi z ulicy. Nie działo się tam jednak nic nadzwyczajnego.
Dźwięk stale narastał i w pewnej chwili stał się po prostu nie do zniesienia. Byłam całkowicie zdezorientowana i zrobiło mi się niedobrze. Pomyślałam, że pójdę do toalety na wypadek gdybym zaczęła wymiotować. Nad umywalką wisiało duże lustro. Kiedy w nie spojrzałam, nie zobaczyłam wcale swojego odbicia tylko plac budowy. Zupełnie jakbym patrzyła w ekran telewizora. Widziałam mojego męża, jak stoi w towarzystwie starszego mężczyzny i o czymś rozmawiają. W pewnym momencie ramię dźwigu, który tam pracował przesuwa się i jedna z jego części odpada. Ten spadający element uderza mojego męża w głowę. Widzę pęknięty kask, a obok męża z rozbitą głową.
Obraz zniknął, a ja osunęłam się na podłogę. Na szczęście, do łazienki weszła kierowniczka apteki, pani Elżbieta. Pomogła mi się pozbierać i zaprowadziła do swojego kantorka. Byłam w takim szoku, że nie bacząc, co o mnie pomyśli, opowiedziałam jej moje widzenie. Zareagowała błyskawicznie – dzwonimy do Libii! Moja siostra jest naczelnikiem Poczty, jak trzeba to z samym diabłem połączy.
Nie była to epoka błyskawicznych połączeń komórkowych, ale jakoś się udało i w słuchawce usłyszałam głos męża. Nie umiałam nad sobą zapanować i łkając opowiedziałam mu całe zdarzenie. Uspokajał mnie i przekonywał, że to tylko moja wyobraźnia, obiecywał, że będzie na siebie uważał.
Koledzy zapytali go czy coś się stało, a on wprawdzie powtórzył im moje widzenie, ale usiłował całą sprawę zbagatelizować. Tymczasem, ten starszy pan, który pojawił się w widzeniu, był „zabobonny” i zarządził kontrolę dźwigów, wykorzystywanych na budowie. Okazało się, że jeden z nich był poważnie uszkodzony i niewiele brakowało, a moje widzenie stałoby się faktem. – tę część historii poznałam dopiero dwa lata później na wczasach w Bułgarii – mój mąż milczał jak zaklęty.
Drugie tego typu zajście miało miejsce trzy lata temu, gdy moje najmłodsze dziecię robiło prawo jazdy. Tym razem byłam w domu. Siedziałam sobie spokojnie na tarasie, rozkoszując się kawą. Nagle usłyszałam dźwięk, jaki wydaje nadjeżdżający pociąg. Mieszkamy co najmniej czterdzieści minut jazdy od najbliższej stacji kolejowej, a tu tak wyraźny dźwięk! Wreszcie nie wytrzymałam, zatkałam rękoma uszy i wbiegłam do domu. Dźwięk ustał, a ja spojrzałam na kalendarz zawieszony w kuchni. Moja córka wpisała tam drukowanymi literami; NAUKA JAZDY! Pod wpływem impulsu złapałam za telefon i dzwoniłam tak długo aż córka odebrała. Rzecz jasna uznała, że histeryzuję, jednak dziesięć minut później zadzwoniła do mnie. Na przejeździe kolejowym, przez który planowali jechać zdarzył się wypadek. Sygnalizacja nie zadziałała i pociąg uderzył w tył ciężarówki. Na szczęście nic groźnego nikomu się nie stało. Kto wie, co byłoby z moją córką, gdyby nie zatrzymała się, aby odebrać telefon od histeryzującej matki. Od tej pory, kiedy wybiera się w dalszą podróż, dzwoni do mnie i pyta: jak tam mamuś, cisza w eterze?
Wiele takich przeczuć pojawia się kilka sekund przed samym zdarzeniem, jednak najczęściej w sytuacjach, kiedy nie mamy praktycznie żadnej możliwości, aby zapobiec temu, co nastąpi.
Przypadki z życia Grażyny, to niejako wyższy stopień postrzegania pozazmysłowego, wyprzedzający incydent o kilka godzin lub minut. Być może tyle jesteśmy w stanie wychwycić pozostając w całkowitej przytomności umysłu, za dnia, kiedy uwaga jest mocno rozproszona licznymi bodźcami dochodzącymi właściwie zewsząd.
We śnie, zdolność przeczuwania nadchodzących zdarzeń wydaje się pełniejsza i bogatsza, a sam proces dotyka nas w sposób głęboki, poruszając najczulsze struny duszy.
W swoim 30 letnim życiu, doświadczyłam wielu sytuacji zbliżonych do opisanych przez panią w książce „Opowieści z Biura duchów”.
Wszystko zaczęło się, kiedy byłam nastolatką. Moja mama pracowała we Włoszech, a tato był kierowcą ciężarówki. W nocy z 25/26 sierpnia 2006 miałam koszmarny sen. Śniło mi się, że tata uległ jakiemuś tragicznemu wypadkowi, a ja płakałam i modliłam się w kaplicy, cała zalana łzami. W tym śnie nie potrafiłam się uspokoić. Obudziłam się spłakana, a poduszka była dosłownie mokra od łez.
Rano, tato zrobił mi kanapki, zjedliśmy śniadanie. Pytał kilka razy, czy wszystko w porządku? Ja chciałam opowiedzieć mój sen, ale bałam się, że mnie wyśmieje. Umówiliśmy się, że po powrocie z pracy pojedziemy razem na mszę, bo 26 sierpnia jest święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Około godziny 15 :30 usłyszałam wołanie ojca: Izabelcia! Wybiegłam przed dom, rozejrzałam się, ale taty nie było.
Czas mijał, a tata nie wracał, byłam coraz bardziej niespokojna. Ku mojemu zdziwieniu, przyjechała żona właściciela firmy, w której tata pracował. Poinformowała mnie, że tata miał wypadek i przebywa w krakowskim szpitalu na ulicy Kopernika (gdzie leżą najcięższe przypadki). Powiedziała mi, że tata ma złamaną nogę.
Mimo młodego wieku miałam przeczucie, że to nieprawda. Po prostu wiedziałam, że stan taty jest znacznie poważniejszy. Jak później się okazało przeczucie mnie nie zawiodło, a straszny sen spełnił się. Jak wspomniałam, mama przebywała za granicą, więc razem z dziadkiem, zorganizowałam transport i pojechaliśmy do Krakowa.
Lekarz przekazał nam złe wieści: Tata mój umiera, jest bardzo źle, nie wiadomo, czy przeżyje noc. Ze względu na mój młody wiek żaden, z dyżurujących tego dnia lekarzy, nie chciał wpuścić mnie na OIOM. Wpuścili tylko dziadka. Wróciliśmy do domu. Całą noc modliłam się za tatę i płakałam, tak, że już łez mi brakowało. W pewnym momencie miałam wizję, coś jakby sen na jawie: Zobaczyłam salę intensywnej terapii i łóżka z chorymi. Pełno aparatury i białe szpitalne łóżka.
Rano telefon: Proszę przyjechać stan pacjenta uległ pogorszeniu. Okazało się, że w nocy tatę reanimowano przez godzinę. Tym razem mogłam wejść na salę, gdzie leżał, a jej widok bardzo mnie zaskoczył. Rozkład sali, a nawet ułożenie łóżek było takie, jak w mojej wizji.
Podeszłam do taty. Wzięłam go za rękę i powiedziałam: Tato musisz żyć! Nie zostawiaj nas samych! Kolejne dni, wspominam jak koszmar, z którego niestety nie można się obudzić. Całą niedzielną mszę przepłakałam, podobnie jak w moim śnie.
Myślę, że Bóg mnie wysłuchał. Wydarzył się cud. To nie tylko moja opinia, bo nawet lekarze uznali, że wyzdrowienie ojca, to z punktu widzenia medycyny rzecz niemożliwa, że to cud.
Tata, wyszedł ze szpitala w miesiąc od wypadku. Dzisiaj choć ma już 52 lata czuje się dobrze. Jednak wydarzenia te wyryły się w mojej pamięci niczym na kamiennej tablicy. To było jednak preludium do niewytłumaczalnych zjawisk, które miały mnie spotkać w przyszłości.
Wierzę, głęboko, że człowiek z chwilą śmierci nie kończy swojego życia. Może to życie doczesne związane z formą fizyczną, ale na pewno nie duchowe. Na świecie żyje wiele osób myślących i czujących jak ja, ale niestety w przestrzeni publicznej, to są tematy tabu.
Wikipedia podaje następującą definicję postrzegania pozazmysłowego:
Postrzeganie pozazmysłowe (ESP, ang. Extra Sensory Perception) – rzekoma umiejętność zdobywania informacji poznawczej inaczej niż za pomocą znanych zmysłów, tzn. na przykład wzroku, słuchu, węchu, smaku, dotyku lub propriocepcji (zmysłu orientacji przestrzennej własnego ciała). ESP – postrzeganie pozazmysłowe jest nazwane jako „szósty” zmysł, instynkt lub przeczucie, jest również znana jako intuicja.[1]
Pomijając fatalna polszczyznę, zastanawia mnie zastosowanie przymiotnika „rzekoma” przed rzeczownikiem umiejętność. Powstaje pytanie: jakich dowodów trzeba, aby postrzeganie pozazmysłowe, zostało uznane, za zjawisko naturalne i nierozerwalnie złączone z istotą człowieczeństwa? Czy powszechność tego rodzaju zjawisk, nie jest dowodem samym w sobie? Czy liczne badania naukowe potwierdzające istnienie prekognicji, to zbyt mało dla sceptyków?
„Twój czas jest ograniczony, a więc nie marnuj go na to życie cudzym życiem. Nie daj się złapać w pułapkę przeżywania życia będąc sterowanym przez innych. Nie pozwól by zgiełk opinii innych zagłuszył twój wewnętrzny głos. I co najważniejsze, miej odwagę podążać za swoim sercem i intuicją. One jakimś cudem już wiedzą kim tak naprawdę chcesz zostać. Wszystko inne ma wartość drugorzędną”. Steve Jobs
Szanowni Państwo!
Jeśli strona ta była Wam pomocna, jeśli pragniecie rozwoju Biura Duchów
możecie wesprzeć finansowo istnienie i utrzymanie strony przelewając dowolną kwotę na konto:
mBank 74 1140 2004 0000 3802 7850 6785
W tytule przelewu proszę podać: Darowizna dla Biura Duchów.
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Postrzeganie_pozazmys%C5%82owe
Głębokie, poruszające relacje. Dziękuję.
Chciałabym ze swej strony opowiedzieć o 4 snach zwiastujących wydarzenie, jakim był mój wypadek samochodowy. Mojemu mężowi śnilo się, że wypadły mu wszystkie wlosny z przodu głowy – śmialiśmy się, gdy to opowiadał.
Mama mojego męża zadzwoniła zaniepokojona, czy u nas wszystko w porządku, bo miała sen. Wtedy nie chciała o nim opowiadzieć, dopiero po paru latach mówiła, że śnili jej się zmarli i ostrzegali, dotyczyło to mojej osoby. Bardzo blisko byłyśmy z mamą męża (nie lubie słowa „teściowa”), powiedziała, że wyparła ten sen z myśli i dlatego już szczegółów nie pamiętała. Zły sen wyparła też jedna z moich córek, która śniła, że jedziemy razem samochodem pod wysoką górę i nagle samochód stanął. Córka spojrzała w prawo a tam był cmentarz, obudziła sie przerażona. A ja sama we śnie ujrzałam kobietę, była to starsza pani, ubrana na czarno, w sukni z początków ub. stulecia. Ja szłam chodnikiem pod górę a ona zastąpiła mi drogę, nic nie mówiła, ale wzrokiem dawała mi sygnał, że nie wolno mi iść dalej. Za nią były ruiny jakiegoś miasta, wszystko ogrodzone kolczastym drutem. Już we śnie zastanawiałam się kto to jest i się obudziłam. Wydawało mi się, że znam tę kobietę. Dopiero po kilku godzinach przypomniałam sobie, że znam ją z rodzinnego zdjęcia, na którym tak właśnie była ubrana – to była babcia mamy mojego męża. To bardzo dziwne, że TAM już wiedzieli co ma się wydarzyć i ostrzegali…
A jednak te sny mają się zupełnie inaczej do przeczuć Grażyny, czy Izabeli.
miewam sny prorocze od dziecka. Mając 9 lat i nie rozumiejac, wtedy jeszcze, dlaczego zmarły ojciec mojej koleżanki wciąż mi się śni , prosząc, przekazała ważna i formacje właśnie dla jego zrozpaczonej córki. pamiętam, że sny były jak cykle, odcinki, trwały dopóki do niej nie poszłam a poszłam i wszystko przekazałam. zawsze w tych snach że zmarłymi , widzę światy równolegle, widzę granicę między tymi światami.
Ja również miewam czasem sny prorocze. W dniu 14 marca 2020 obudziłam się przerażona w nocy.Widziałam we snie moją córkę i rodzinę jej męża u stóp wysokiech gór.W pewnym momencie je jmąż oddalil się od nieji zaczął wspinać się na stromą górę towarzyszyłam mu w tej wspinaczce trzymając za ręce dwoje- dzieci nie widziałam ich twarzy.Wspięliśmy się na szczyt góry wokół sterczały inne szczyty tworząc okrąg wyglądało to jak korona.Była tylko jedna droga w dół zaczęliśmy nią schodzić mój zięć raz był obecny raz nieobecny.Dotarliśmy w dół gdzie było czarne zamarznięte jezioro, wokół strzeliste ośnieżone szczyty gór,Widok był piękny i przerażający zarazem.Staliśmy przy brzegu zamarznietego jeziora wtem usłyszałam w głowie głos….jeden krok i koniec..czułam ogromne przerażenie.Po chwili odwróciliśmy się od czarnego jeziora i z powrotem tą samą drogą podążyliśmy w górę ,zięć ponownie znikał i ukazywał się po jakimś czasie.Zobaczyliśmy jedyne wyjscie był to płaski szczyt, doszliśmy do niego i usiedliśmy aby odpocząć.Po jakimś czasie zaczęliśmy schodzić w dół, w połowie góry zobaczyliśmy czekającą moją córkę i resztę rodziny zięcia.Znowu usiedliśmy i w tym momencie obudziłam się przerazona.Córka mieszka w Londynie opisałam jej ten sen i narysowałam naszą drogę wędrówki.W tym samym dniu zięć zachorował na koronawirusa po tygodniu trafił do szpitala z cięzkim zapaleniem płuc został zaintubowany i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.Przez 5 tygodni był pod respiratorem przeszedł zapalenie serca,zapalenie nerek,miał burzę cytokinową ,podawano mu płytki krwi był na granicy życia i śmierci.Przeżył, wybudzono go z problemami ze śpiączki.Wreszcie zobaczył przez telefon moją córkę ale do domu wrócił dopiero 14 pażdziernika 2020.musiał być rehabilitowany bo zachorował na polineuropatie nóg i nie mógł chodzić.Ten sen był nadzieją dla nas ,ciągle powtarzałam córce on przeżyje bo nie zrobił tego kroku w stronę jeziora .Wszystko się zgadzało nawet to że ją zobaczyl gdy usiadł w połowie góry- wtedy go wybudzono,odległość jaka ich dzieliła od spotkania to czas ,który spedził na rehabilitacji.Moja rolą w tym wszystkim było wspieranie i utwierdzenie córki w przekonaniu ,że on przeżyje.