Ślęża to góra legenda, ośrodek kultu solarnego, miejsce mocy. ”Od około 1300r. p.n.e. istniał na szczycie Ślęży monumentalny kamienny krąg, otaczający miejsce kultu poświęcone bóstwu słonecznemu. Wierzono, że na górze zamieszkują bogowie, dlatego też wykorzystywano ją, jako centrum kultowe. Nic dziwnego, że Ślężę zaczęto nazywać w publikacjach śląskim lub słowiańskim Olimpem.”*
Kiedy udało mi się dojechać do Sobótki, a następnie po mozolnej wspinaczce znaleźć na szczycie tej niezwykłej góry odczułam niewyobrażalny spokój i spełnienie. Postanowiłam, że spróbuje nie tyle medytować, co maksymalnie otworzyć się na to miejsce. Mogę śmiało powiedzieć, że los mi sprzyjał. Dwie grupy głośnych kolonistów oddaliły się w raz z opiekunami, a moje własne dzieciątka wyruszyły pod opieką taty na poszukiwanie „świętego źródełka”, które podobno posiada szczególne właściwości prozdrowotne. Usiadłam na dużym kamieniu starając się zrelaksować i zjednoczyć z energią, której bliskość odbierałam. W pewnym momencie opanowała mnie niesamowita senność, po czym gwałtownie ocknęłam się odczuwając czyjąś obecność. Jednak byłam sama! Ze zdumieniem skonstatowałam, że mój szczególny stan nie trwał kilka minut (jak przypuszczałam), ale przeszło pół godziny. Po chwili w polu widzenia pojawiła się moja kochana gromadka, wszyscy dumni z odnalezienia źródełka. Nota bene pozostającego w opłakanym stanie – zaniedbanego i zaśmieconego. Wróciliśmy wieczorem do domu i zadowoleni z tak owocnego dnia, udaliśmy się na spoczynek.
Tej nocy otrzymałam szczególny przekaz i zakładam, że jest on wart nie tylko mojej uwagi. Ponownie znalazłam się na Ślęży tuż przy kamiennych schodach prowadzących do starego kościółka. Nagle obok budynku kościoła zmaterializowała się postać kobiety. Szczupła, wysoka, o pięknych długich włosach, ubrana w prostą jasną szatę. Schodziła po schodach jednocześnie bacznie mnie obserwując. Nie miała skrzydeł ani aureoli, ale emanowała tak wielką siłą i dostojeństwem, że poczułam się bardzo onieśmielona, wręcz nie godna tego spotkania. Nie miałam też cienia wątpliwości, co do tego, że owa Pani ma całkowity wgląd w moją duszę. Kiedy stanęłyśmy twarzą w twarz jej łagodne oczy dodały mi odwagi – zapytałam, kim jest? Odparła, że opiekunką tego miejsca i przybywających wędrowców. Wspomniałam o swojej obecności w wciągu dnia. Potwierdziła, iż widziała mnie, a nawet sprawdziła (cokolwiek to znaczy). Zapytała, jaka jest moja intencja, czy chcę o coś prosić? Byłam skonsternowana i zaskoczona, ale udało mi się wyartykułować jedno zdanie: chciałabym tak kierować energią, aby leczyła. Moja rozmówczyni zastanowiła się przez chwilę i zapytała: czy wiesz, że jeśli życzenie się spełni, powinnaś służyć wszystkim, a nie tylko wybranym? Przytaknęłam. W tej samej chwili doznałam silnego mrowienia w dłoniach. Pani uśmiechnęła się na pożegnanie i zaczęła oddalać. Przebudziłam się niesamowicie spokojna i wypoczęta.
Oczywiście nie stałam się nagle Janem od Boga, ani nie uzyskałam mocy Bruna Groeninga. Otrzymałam jednak dar wiary, która pozwala mi pracować nad sobą i rozwijać pewne potencjały. Jestem głęboko wdzięczna za to piękne spotkanie. Nie ukrywam, że tęsknię za tym szczególnym miejscem i wyjątkową, szlachetną osobą, którą dane mi było ujrzeć.
Serdecznie polecam Państwa uwadze przepiękną okolicę Sobótki, a zwłaszcza Ślężę i Radunię nie tylko ze względu na możliwe przeżycia duchowe, ale na niewątpliwe walory turystyczne i wypoczynkowe.
* cytat pochodzi z książki autorstwa Pana Leszka Mateli „Polska magiczna, przewodnik po miejscach mocy”
Ciekawe rzeczy piszesz na tym blogu. W sumie to jestem bardzo ciekaw ile w tym jest sciemy, blagi, sztuczek psychologicznych a ile prawdy. Bez obrazy, nie jest to personalny atak, po prostu jestem sceptyczny od urodzenia, jestem tez agnostykiem jesli nie ateista i podchodze z duza rezerwa do wszelkich paranauk, ufo, duchow itd. Na szczescie (pisze na szczescie, bo pewnie bym pobrudzil gacie jakby cos sie stalo) nic nadprzyrodzonego przez 40 lat zycia mnie nie spotkalo. Pamietam jak umarla moja Babcia, z ktora byla bardzo zwiazana moja Mama. Nic nie zasygnalizowalo mi ze stalo sie cos zlego. O wszystkim dowiedzialem sie od mojego Taty, ktory zadzwonil do akademika, akurat szykowalem sie na juwenalia, a musialem pojechac do domu na smutna uroczystosc. Bardzo kochalem Babcie. Mimo to nigdy nie czulem jakiejs jej obecnosci, mimo, ze w myslach prosilem o to by jakos pocieszyla moja Mame. Dzis Mam choruje, pewnie czesciowo na skutek tego stresu po Jej smierci. Coz. jesli cos jest po drugiej stronie, mam nadzieje ze Babci jest teraz dobrze.
Sorki, rozpisalem sie, pewnie przez piwo i smutek jaki mnie dopada.
Dobrze, że są sceptycy.Dotyczy to właściwie każdej dziedziny. Gdybyśmy wszyscy mieli te same poglądy, świat byłby nie do zniesienia.
Z moich osobistych doświadczeń wynika, że osoby zdolne odbierać pewne sygnały zwykle same otarły się o śmierć. Znam trochę ludzi sensytywnych
i może nie jest to warunek, ale często ma miejsce.Ty nie odbierasz świata na mój sposób, ja nie mam słuchu absolutnego, a jeszcze ktoś inny
nie czuje bólu.Pozdrawiam !
Cieszę się bardzo z Pani bloga! Daje mi siłę i wiarę.
Dziękuję!!!
Dziekuję za miłe słowa – mobilizują !
Prowadzi Pani super ciekawy blog w pieknym jezyku polskim.
Czytam z zainteresowaniem i przyjemnoscia.
Ma Pani wspanialy dar kontaktu z druga strona, a jednoczesnie jest Pani realna i rzeczywista, mozna powiedziec mocno stapajaca po ziemi,
nie „nawiedzona”.
Zycze Pani dlugiego blogowania i wielu czytelnikow.
Dziękuję za miłe słowa.
Super blog, pisany pieknym językiem. Jedyne duchy z jakimi miałam kontakt to te: http://hipster.pl/poskramiacz-duchow/
Bez względu na to czy duchy istnieją, to zawsze fajnie o nich poczytać.
Z pewnością będę tutaj zaglądała częściej. Pozdrawiam!
Dziękuję i zapraszam