Jedna odpowiedź na „Debata (nie)kontrolowana – Jarosław Filipek, odprowadzanie dusz

  1. Krystyna komentarz:

    Z ogromnym zainteresowaniem wysłuchałam debaty o odprowadzaniu dusz. Nie jest mi obcy ten temat, ponieważ jako wolontariuszka przez 12 lat odwiedzałam osoby starsze, schorowane, także w stadium paliatywnym, w ich własnych domach i domach opieki, byli to Polacy. Często więc uczestniczyłam w ich ostatnich chwilach życia.
    Ale także, nie wiem dlaczego, mam doświadczenia senne związane z tym tematem. Opowiem jedno z nich. Było to w połowie września 2006 roku, w czwartek. To był dzień, w którym spotykałam się z przyjaciółmi, tworzyliśmy tzw grupę medytacyjną. Tuż przed wyjściem z domu, usłyszałam w wiadomościach o wypadku samochodowym, który wydarzył sie w nocy, w okolicy naszego domu. Zginęła mloda matka, nastolatek wyniósł jej 4-miesięczne dziecko z rozbitego wraku. Bardzo poruszona wiadomością jechałam na spotkanie. Prowadzący medytację zaproponował jej temat, dzisiaj nawet nie pamiętam jaki on był, bo ja natychmiast znalazłam się gdzieś w ciemności. Usłyszałam huk, trzask, zgrzyt metalu – odgłosy tak bardzo mi znane z mojego wypadku… czułam ogromną, przygniatającą mnie ciężką energie tego miejsca. Nagle ciemność nieco sie przerzedziła, zobaczyłam przed sobą łąkę, na horyzoncie zarys gór rozjaśnionych złocisto-srebrzystym światłem. Kątem oka ujrzałam stojącą obok mnie osobę, ubrana była w szarą szatę, czułam, że to kobieta Usłyszałam „poprowadź mnie”, ruszyłyśmy przez łąkę w stronę jaśniejących gór.
    Nawet nie wiedziałam, że mam policzki mokre od łez, moi znajomi przejęli się, gdy im opowiedziałam, czego doświadczyłam. Byłam bardzo wzruszona wizją, pomodliłam się za tę duszę, później już o tym nie myślałam. W nocy z 2/3 listopada tego samego roku śniłam obraz – byłam obserwatorem – za mnią pojawiła sie kobieta, podbiegła do chłopaka, który na wyciągniętych rękach trzymał kapsułę do przewożenia niemowląt w samochodzie. Widziałam wierzgajace rączki i nóżki, słyszałam śmiech dziecka. Kobieta, tym razem ubrana w powiewną, niebieską szatę, nachylała się nad tą specyficzną kołyską. Mówiła do dziecka „jak dobrze, ze włożyłam cię do niej”, a ja pomyślałam – „czy to znaczy, że zamierzała w inny sposób przewieźć dziecko?” Czułam jej miłość i radość ze spotkania, dziecko wesoło gaworzyło. Obudziłam się zadziwiona tym ponownym naszym spotkaniem, ale równocześnie radosna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *