Drodzy Państwo, ponieważ otrzymałam bardzo interesujące listy, wracam do tematu poprzedniego artykułu. Myślę, że warto, ponieważ opisane zjawisko jest raczej słabo zbadane i nieczęsto poruszane w przestrzeni parapsychologii.
Zaprezentowane relacje łączy pewien ciekawy wspólny element, odnoszący się do fizycznego odbioru zachodzących zjawisk. Zapraszam zatem do lektury.
Pierwszy list otrzymałam od Agaty. Jej ojciec Marcel był z zawodu geodetą. Często wyjeżdżał służbowo nad czym Agata i jej mama bardzo ubolewały. Z kolejnej delegacji, wrócił w wyjątkowo melancholijnym nastroju. Zapytany o przyczynę swojego zachowania, odparł, że po prostu jest zmęczony pracą i podróżą. Marcel pracował wtedy dla firmy, która kupiła bardzo rozległy teren, gdzie miało powstać osiedle i kilkanaście domów jednorodzinnych. Jego zadaniem było rozgraniczenie działek pod zabudowę indywidualną. Na miejscu okazało się, że występują spore nieścisłości między tym, co wcześniej naniesiono na mapę, a stanem faktycznym.
Około półtora roku później do Marcela zadzwonił znajomy, kierujący właśnie tą budową. Rozmawiali dłuższą chwilę, po czym ojciec bardzo przejęty poprosił, żeby Agata przyniosła mu kieliszek koniaku. Matka i Agata zaczęły dopytywać, co się takiego stało.
„Dowiedziałem się właśnie, że na działce położonej najbliżej lasu wykopano ludzkie szczątki. Ja znam tego kierownika budowy. Był zdenerwowany, bo wiecie, jak to jest, roboty wstrzymane. Policja, prokurator, a jak się okaże, że sprawa ma podłoże historyczne to jeszcze archeolodzy.
Mama odparła: przecież nie pierwszy raz na terenie, który mierzyłeś odkryto takie smutne znalezisko. Nam ciągle powtarzasz, że ziemia kryje wiele tajemnic i ludzie sami niewiedzą na czym mieszkają. Czemu cię to tak poruszyło? Mój ojciec był człowiekiem poważnym, zafascynowanym nauką i na pewno niełatwo mu było, przełamać się i opowiedzieć nam taką historię.
Przyznam się wam kochane dziewczyny, że na tej działce spotkała mnie bardzo dziwna przygoda. To była ostatnia działka do zrobienia. Piękne miejsce pod samym lasem. Jedyny mankament to ogromny głaz, który tam leżał. Na moje oko ważył koło dwóch ton. Oparłem się o ten kamień i chwilę odpoczywałem. Pracowałem w dużym pośpiechu, bo chciałem wrócić do domu ostatnim pociągiem. Nagle poczułem silny ucisk w skroniach. Pomyślałem, że głowa boli mnie ze zmęczenia. Zacząłem rozkładać swoje narzędzia, ale do tego bólu głowy doszedł jeszcze szum w uszach. Po chwili ten szum zmienił się w pisk i to było bardzo nieprzyjemne. Odruchowo zatkałem uszy palcami i zamknąłem oczy. Ten pisk ustał. Otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę, że w niepojęty sposób, znalazłem się w samym środku bitwy. Wiem, że to brzmi idiotycznie. Próbowałem szukać jakiegoś wyjaśnienia, ale nie znalazłem.
Mama poprosiła, żeby opisał nam ze szczegółami to, co widział, bez względu na to jak dziwne wydaje mu się całe zajście. Ojciec się wzbraniał, ale w końcu uległ naszym namowom. Słyszał zgiełk bitewny, wybuchy pocisków, krzyki ludzi. Z tego lasu wybiegł żołnierz, który próbował ukryć się za głazem, niemal natychmiast został on postrzelony w głowę. Padł dosłownie przed moim ojcem. Ojciec widział, jak reszta żołnierzy cofa się do lasu. Po czym wszystko zaczęło cichnąć, a obraz zaczął się rozmazywać. Kiedy w końcu zniknął zupełnie, ojciec odruchowo spojrzał na zegarek, upłynęły trzy minuty. Wiedział to, ponieważ zanim obraz się pokazał również sprawdzał godzinę, szacując w jakim tempie musi uwinąć się z robotą, żeby zdążyć na pociąg. Był oczywiście wstrząśnięty i zmobilizował wszystkie siły, żeby zrobić swoje i zdążyć na dworzec. Mówił, że się nie bał. Wiedział, że to nie były duchy, tylko coś zupełnie innego. Długo dyskutowaliśmy na ten temat. Ojciec do końca życia szukał publikacji i kontaktów, które umożliwiłyby mu zrozumienie tamtego doświadczenia. Podejrzewał, że doszło w tym miejscu do zakrzywienia czasoprzestrzennego. Interesował się również tym, co mogło wpłynąć na szczególny stan fizyczny, który wtedy odczuwał.
Dodam, że odkryte szczątki należały do żołnierza z I Wojny Światowej. Znaleziono fragmenty munduru carskiej armii.”
Przyznacie Państwo, że to doprawdy epickie doświadczenie. Wnioski jakie wysnuł ojciec Agaty wydają się być bardzo sensowne. Zwłaszcza, że na obecnym etapie fizyka kwantowa, potwierdza istnienie wielu wymiarów i pojęcie względności czasu znajduje dodatkowe potwierdzenie. Przejdźmy do kolejnej historii, przesłanej przez Błażeja.
„Mój dziadek był warszawiakiem z dziada pradziada. Chłopak z niebogatej, ale kochającej się rodziny, trafił w 1938 roku „na termin” do majstra i tak rozpoczął swoją pracę kanalarza, którą wykonywał aż do emerytury. Późno się ożenił i dlatego, mimo że zmarł mając dziewięćdziesiąt lat, nie cieszyłem się nim tak długo, jakbym chciał. Pozostał do śmierci młody duchem i koledzy zazdrościli mi tak fajnego dziadka. Opowiadał mnóstwo ciekawych historii, które opiszę i przekażę Tobie w najbliższym czasie. W pierwszej kolejności przedstawiam taką, która łączy się z artykułem „Echa historii”.
Rzecz dzieje się za Gomółki. Dzień, jak co dzień, dziadek, sam był już majstrem, a za pomocnika miał Michała. Był to prosty, wiejski chłopak, ale żądny wiedzy. Uczył się zaocznie, a po latach jako inżynier został przełożonym dziadka.
Tym razem zeszli do kanałów w miejscu, gdzie przecinały się dwa korytarze. (Zaznaczam, że byli tam nie pierwszy raz.) Przeszli kilkadziesiąt metrów. Dziadek mówił, że zaczęła go boleć głowa. To był mocny człowiek i niezwykle rzadko coś mu dolegało. Znał każdy zakamarek tego podziemnego miasta i to on był wyrocznią dla Michała. Dziadek mówił, że szli wtedy pod Starym Miastem. Nagle usłyszeli dziwne dudnienie i odgłos kroków. Michał złapał się za głowę, w uszach coś mu okropnie piszczało, mówił później, że to był „bolesny dźwięk”. Zdezorientowani oparli się o ścianę. Na przecięciu tych dwóch korytarzy zobaczyli grupkę ludzi. Dziadek wspominał, że ten widok przypominał fatamorganę, powietrze zrobiło się jakby gęste i falowało. Zjawy miały albo mundury, albo po prostu powstańcze opaski. Dwóch mężczyzn wspierało rannego kolegę. Była też kobieta. Szła jako pierwsza i to ona krzyknęła: granaty, rzucają granaty! Potem pojawił się jasny rozbłysk i wszystko zniknęło. Dziadek szybko się pozbierał, ale Michał dostał ataku paniki, w kółko powtarzał – co się stało panie majster, co się stało?
W czasie wojny dziadek przeprowadził kanałami wiele osób i takich grup jak ta „widmowa” również spotkał sporo. Przyznał, że nie rozumiał, co zaszło. Wiedział, chyba instynktownie, że trzeba zabrać z tego miejsca Michała i jakoś go uspokoić. Tak zrobił. Kiedy chłopak zaczął mówić do rzeczy, dziadek wytłumaczył mu, że musi wszystko zachować w tajemnicy, bo inaczej zamkną ich do Tworek. Po prostu są rzeczy niewyjaśnione i taka właśnie im się przytrafiła. Te kanały pochłonęły tysiące istnień ludzkich, może widzieli duchy zmarłych, a może jeszcze coś innego, ale mówić o tym nie ma sensu, bo albo ich wyśmieją, albo uznają za wariatów. Michał to zrozumiał i nikomu nic nie powiedział. Chciał się przecież kształcić, a kto w czasach komuny zainwestowałby w takiego, co szerzy ciemnotę i zabobon?
Wielokrotnie zastanawiałem się, co tak naprawdę widział mój dziadek. Pewnego razu natknąłem się na opis osoby, która miała podobne widzenie. Mężczyzna ten po prostu „zobaczył” w Strykowie fragment wydarzenia, które historia zna jako bitwę nad Bzurą. Mój dziadek zobaczył zatem kadr z Powstania Warszawskiego. Zastanawiam się też nad objawami fizycznymi, które wystąpiły u dziadka i jego pomocnika. Takie nieprzyjemne wrażenia mogą wywołać infradźwięki.”
Pojawia się wniosek, że kiedy otwierają się wrota czasu, ciało ludzkie nie pozostaje obojętne, a wręcz przeżywa fizyczny dyskomfort. Prawdą jest, że podobne odczucia wywołują infradźwięki. Tyle tylko, że w tym konkretnym wypadku trudno o badania empiryczne.
Z drugiej strony, wiele osób, którym dane było stać się przypadkowymi widzami takiej projekcji z przeszłości, nie wspominało o jakichkolwiek dolegliwościach natury fizycznej. Czyżby zatem odbiór takich przekazów uzależniony był od cech osobniczych lub związany jedynie z konkretnym miejscem? Sprawa zdecydowanie do zbadania.
Ciekawa jestem Państwa opinii na ten temat.
W kwestii gramatycznej – półtora roku, nie „półtorej roku” 😉
Racja, dziękuję za zwrócenie uwagi.