Kochaj i pozwól odejść !

Akcja dzisiejszej opowieści dzieje się w latach pięćdziesiątych na Podlasiu. Rodzina Pani L. wiodła tam pracowite, ale spokojne życie. Dziadek i babcia, wtedy jeszcze pełni sił mieszkali w niewielkiej miejscowości, gdzie prowadzili gospodarstwo rolne i wychowywali piątkę swoich dzieci. Oczkiem w głowie rodziców była siedmioletnia Felcia. Dziewczynka urocza, niezwykle bystra i chętna do pomocy. Choć wszystkie dzieci w tej rodzinie były kochane i zadbane to jednak z najmłodszą pociechą wiązano największe plany na przyszłość. Dumny ojciec często powtarzał, że jego córka na pewno zostanie kimś wybitnym.

W domu każdy miał swój zakres obowiązków i pomagał rodzicom, ale zawsze w miarę swoich możliwości. Pewnego razu matka poprosiła najstarszą, osiemnastoletnią córkę, aby przyniosła wiadro wody ze studni. Dziewczyna albo nie usłyszała, albo się ociągała, nie wiadomo. W każdym razie mała Felcia, niewiele myśląc pobiegła do studni. Wyciągnęła i próbowała przenieść wiadro do domu. Niestety podczas tej czynności doszło do uszkodzenia kręgosłupa. W tamtych czasach o lekarza specjalistę było trudno nawet w dużych miastach, a co dopiero gdzieś w małej mieścinie na Podlasiu. Czy to w wyniku powikłań, czy nie właściwiej opieki medycznej, dziewczynka zmarła. Cała rodzina pogrążyła się w rozpaczy. Zwłaszcza jej ojciec nie potrafił pogodzić się ze stratą córki. Trudno się dziwić, wszak naturalną koleją rzeczy to dzieci powinny chować rodziców, a nie odwrotnie. Śmierć dziecka generuje niewyobrażalne cierpienie i często staje się ciężarem, którego dźwiganie porównać można jedynie do bolesnej tajemnicy drogi krzyżowej. Zrozpaczony ojciec pragnął zobaczyć Felusię raz jeszcze i dowiedzieć się czy aby na pewno jest jej dobrze po tamtej stronie. Modlił się o to żarliwie każdego dnia. Widać było, że jego gorące pragnienie staje się pomału obsesją. Pewnej nocy córeczka przyszła do niego we snie i prosiła, aby uwolnił ją i nie przywoływał więcej swoimi myślami, gdyż nie może przychodzić do niego na zawołanie. Rano opowiedział sen swojej żonie, ale nie zaprzestał żarliwych próśb i przywoływania córki. Całkowicie zlekceważyła przesłanie zawarte we śnie. Wkrótce w całym gospodarstwie zaczęły dziać się rzeczy, które trudno byłoby racjonalnie wytłumaczyć. Najgorsze były noce. W domu rozlegały się dziwne trzaski, naczynia spadały z półek, a gliniane garnuszki pękały. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez dłuższy czas.  Jak łatwo się domyśleć domownicy byli nie tylko przerażeni, ale też zwyczajnie fizycznie zmęczeni nocnymi hałasami. Wreszcie matka dziewczynki udała się po pomoc do miejscowej Szeptuchy, która niezwykle sprawnie zażegnała sytuację. Nocne odgłosy ustały, a ojciec modlił się już tylko o spokój duszy Felusi.

Drodzy Państwo, rozpacz po śmierci bliskiej osoby to naturalna część żałoby. Jest to również gigantyczna próba dla naszej wiary i światopoglądu.  Nic nie zmieni jednak faktu, że ciało fizyczne ukochanej osoby przestało istnieć, a świadomość (dusza) odeszła w miejsce jej należne. Zakłócanie tego spokoju nie jest najlepszym pomysłem i niestety bywa, że dla żyjących kończy się nieprzyjemnie.

Pani L. opowiedziała historię z życia swoich dziadków, nie dla sensacji, ale dla refleksji nad konsekwencjami naruszania przestrzeni duchowej. Jej dziadkowie zapłacili za to własnym zdrowiem i rozstrojem nerwowym.

 

 

Otagowano , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *