Nie lubię Świętego Mikołaja, a właściwie tego grubego gościa w przyciasnym ubraniu, którego cera (oraz rumieńce) wskazuje na systematyczne i nadmierne spożycie trunków rozgrzewających. Nie lubię tego produktu marketingowego, wylansowanego przez pewien koncern, którego wizerunek podchwyciło stu innych sprzedawców i teraz ów „święty” łypie na mnie swoimi chytrymi oczkami już od października. Chciałoby się strawestować Orwellowskie: „Wielki Brat patrzy!” na „Czerwony Król Marketingu patrzy!”. Patrzy i szykuje kolejną strategię jak tu podejść dzieci i ich rodziców. Jak wcisnąć markowany rubasznym wizerunkiem towar, który szybko okazuje się nikomu do niczego nie potrzebny lub zgoła niesmaczny, jeśli rzecz dotyczy żywności. Pytam się, co ten wytwór marketing menagerów ma wspólnego ze świętością? Wszak świętym jest nazywany.
Nie jest w tej chwili rzeczą najważniejsza czy opowieść o świętym Mikołaju z Mirry, który jak głosi przekaz uwalniał niesprawiedliwie skazanych więźniów, ratował żeglarzy, ocalił kilka dziewic przed sprzedaniem do zamtuza czy wreszcie wszystkich mieszkańców Mirry przed śmiercią głodową, jest prawdziwa czy nie. Jednak idea, której Mikołaj z Mirry jest znakomitym nośnikiem nie mówi nic o zwiększeniu obrotów handlowych tylko o czynieniu dobra i to nie koniecznie osobom najbliższym, lecz właśnie obcym w potrzebie.
O dniu 6 grudnia powiedzieć można wiele, ma bardzo bogatą historię. Do III wieku włącznie urodziny Jezusa obchodzono właśnie w tym czasie. Istnieje wiele opracowań na ten temat niemniej wszystkie podkreślają, że tradycja obdarowywania, zwłaszcza dzieci, w tym okresie sięga głęboko przed chrześcijaństwo. Rodzimowiercy celtyccy, słowiańscy czy nordyccy także mieli istoty, których pomoc miała ułatwić przetrwanie trudnego czasu zimna i ciemności. Postacie szanowane i niepospolite.
Nie mam mocy sprawczej na miarę Mikołaja z Mirry, jak z reszta większość ludzi. Jednak zawsze można w tym czasie „obdarowania dla świata” zrobić coś, co pozostaje w zgodzie ze szlachetnością i dobrem. Mały gest dla kogoś, kto ma mniej od nas, dla obcego w potrzebie.
Zwłaszcza, że to, co wysyłamy w eter wraca zawsze zwielokrotnione.
Prywatnie jest to dla mnie dzień bardzo szczególny – urodziny mojego męża.
Bardzo Go kocham i jest najlepszym prezentem, jaki dostałam od Mikołaja, Opatrzności i całego kosmosu!
Takich dobrych, radosnych i trwałych prezentów życzę wszystkim Państwu!