Miłość – na granicy światów

Inspirację do napisania dzisiejszego artykułu zaczerpnęłam z listu otrzymanego od Romana.

Roman stracił ukochaną żonę Lidię i nie może pogodzić się z jej odejściem. Lidia zmarła zdecydowanie przedwcześnie (56 lat) w wyniku zakażenia szpitalnego, które w konsekwencji doprowadziło do sepsy. List ten jest doprawdy niezwykłym dowodem zarówno wielkiej miłości do kobiety jak i głębokiej, gnostycznej wręcz duchowości autora. Zawiera istotne pytania, które po prostu nie mogą pozostać bez odpowiedzi.

W tym miejscu, aż trudno nie przywołać fragmentu „Mistrza i Małgorzaty” autorstwa uwielbianego twórcy Michała Bułhakowa

Za mną czytelniku! Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej, wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język! Za mną, czytelniku mój, podążaj za mną, a ja ci pokażę taką miłość”[1]

 

„Biuro duchów odkryłem szukając informacji o życiu po życiu. Tego rodzaju zagadnienia interesowały mnie od dziecka, a zainteresowanie to wzrosło po śmierci mojej ukochanej żony Lidii, która zmarła całkiem niedawno – w styczniu tego roku.

Z jej śmiercią nie mogę się pogodzić i z tego powodu bardzo cierpię psychicznie. Ogromnie za nią tęsknię. Dużo o niej myślę, praktycznie bez przerwy. Nie jestem w stanie tego powstrzymać.

Lidka kilka razy mi się przyśniła. Nie będę opisywać wszystkich snów, ale o jednym z nich uważam, że warto wspomnieć. Otóż śniło mi się, że ja i Lidka staliśmy przytuleni do siebie. Lidzia była śliczna, odmłodzona o jakieś 25 lat. W tym przytuleniu, telepatycznie przekazała mi informacje, że to nasze spotkanie jest rzeczywiste i dzieje się naprawdę, natomiast moje obecne jeszcze życie to tylko okrutny sen. Kiedy w czasie snu uzmysłowiłem sobie, że Lidka nie żyje, że przecież był pogrzeb – sen mi się urwał i obudziłem się. Była godz.3.30. Nadmienię, że opisany sen nastąpił po tym jak dnia poprzedniego usilnie myślami prosiłem ją, aby mi przekazała jakąkolwiek wiadomość z tamtego świata. I jeszcze pozwolę sobie na inny przykład łączności ponadzmysłowej z moją Lidką. Tym razem to nie był sen. Otóż w dniu 24.lutego br. byłem na cmentarzu przy jej grobie. W zasięgu mojego wzroku nie było nikogo, dlatego pozwoliłem sobie mówić do niej na głos. Może niezbyt głośno, ale na głos. Gdyby był ktoś obok w pobliżu mógłby pomyśleć, że zwariowałem. Mówiłem jej o naszych wspólnych planach, których już nigdy razem nie zrealizujemy, o moich bieżących problemach, a także o tym, że jest mi bardzo ciężko bez niej żyć i ogromnie za nią tęsknię. Gadam do niej, gadam w nadziei, że może mnie słyszy. W pewnym momencie powiedziałem; Lidka czy ty mnie słyszysz, czy dociera do ciebie to co ja mówię? Jeżeli tak to daj mi jakiś znak. Wiesz co, poruszaj choćby jednym z tych kwiatów. Na grobie znajdował się kosz z trzydziestoma różami. Pogoda była tego dnia piękna i co ważne nie było absolutnie najmniejszego wiatru. Proszę sobie wyobrazić, że mniej więcej po ok. 15 sekundach zerwał się dość silny wiatr, solidnie potrzepał nie jednym, ale wszystkimi kwiatami na grobie. Trwało to przez ok. 10 sekund po czym nastąpiła absolutna cisza.

Innym razem przeżyłem również coś niesamowitego. Otóż aktualnie pracuję jako kierowca podmiejskiego autobusu. W dniu 01.marca do prowadzonego przeze mnie autobusu na jednym z przystanków wsiadła pewna kobieta, od razu zaznaczam, że w najmniejszym stopniu niepodobna do mojej Lidki. W trakcie jazdy mam zwyczaj spoglądać w wewnętrzne lusterko, aby obserwować pasażerów. Zwłaszcza interesuje mnie czy ktoś wstaje z siedzenia przed przystankiem, bywa bowiem, że nie ma powodów, żeby się zatrzymywać, bo nikt nie wysiada i nie wsiada. Tego pamiętnego dnia zamiast wspomnianej wcześniej kobiety ujrzałem w lusterku nie ją, ale wyraźne odbicie Lidki.

Odwróciłem na moment wzrok, nie wierzyłem własnym oczom, spojrzałem po raz kolejny w lusterko, nadal widziałem Lidkę. Trwało to co najmniej 30 sekund. Ponownie odwróciłem wzrok, bo zbliżałem się do przystanku i musiałem precyzyjnie zatrzymać się przy krawężniku. Na tym przystanku wysiadła ta kobieta, którą w lustrzanym odbiciu widziałem jako Lidkę. Zaznaczam, że jestem odpowiedzialnym kierowcą i zawsze zachowuję trzeźwość.

Z tych przytoczonych mich doświadczeń rozumiem, że Lidka żyje jako duch bez ciała, ale zachowując dotychczasową świadomość własnego jestestwa, z pamięcią jeszcze niedawnego cielesnego życia.

I tu nasuwa się moje zasadnicze pytanie, które zachęciło mnie do napisania listu do Pani. Proszę mi wyjaśnić, jak to właściwie jest z tym istnieniem po śmierci ciała. Są świadectwa, że ludzie rodzą się na nowo po raz kolejny. Ich dusze tracą znaczną część pamięci lub całą i zasiedlają ciała nowo narodzonych dzieci. Czyli następuje REINKARNACJA. Ale są również świadectwa, że ludzie po śmierci ciała istnieją jako te same osoby, którymi były na ziemi. W związku z tym, znane są przypadki spotkań ze zmarłymi wcześniej osobami jak; rodzice. Dziadkowie; rodzeństwo, małżonkowie i itd. Zatem, jeżeli wierzyć w istnienie ponownego narodzenia, to jak pogodzić tę teorię z otrzymywaniem przekazów z zaświatów od osób zmarłych- doświadczonych minionym życiem, niekiedy otrzymywaniem porad i ostrzeżeń, oglądanie ich w snach a także jako zjawy-fantomy. No bo jeżeli przyjąć, że moja Lidka ponownie się urodziła i istnieje gdzieś na świecie jako nowo narodzone niemowlę, to jak się ma do tego to że ukazywała mi się w kilku innych snach jako ona- Lidka -moja żona?

Ewentualne istnienie reinkarnacji na moim obecnym etapie świadomości bardzo mnie martwi, bo to oznacza, że po mojej śmierci nie będę mógł spotkać się ze swoją kochaną żoną Lidzią, z taką Lidzią jaką mam w pamięci po prawie 38 latach małżeństwa.”

Drogi Romanie, jestem przekonana, że spotkasz się z Lidią i razem ustalicie, jaka przyszłość jest dla Was najlepsza. Dla istoty duchowej, nad którą nie wisi miecz Damoklesa pod postacią nieuchronnego starzenia prowadzącego do unicestwienia ciała, upływ czasu nie ma najmniejszego znaczenia. Jak wynika z zapisu regresji do poprzednich wcieleń, między jedną a drugą inkarnacją może upłynąć nawet kilkaset lat. Owszem, zdarzają się osoby zdeterminowane do powrotu absolutnie wyższą koniecznością. Inkarnują się zatem, na własne życzenie, w tempie błyskawicznym. Najprostszy przykład dotyczy Lamów tybetańskich, którzy jako duchowi przywódcy i w ogóle osoby o wysokiej samoświadomości, poświęcają całe swoje istnienie (wszystkie wcielenia) do realizacji jednego celu, a jest nim służba i wpływ na rozwój duchowy ludzkości.

Proszę zwrócić uwagę, że istnieje wiele starożytnych pism, z których jasno wynika, że dusza ludzka po śmierci ciała fizycznego przechodzi pewien długi i skomplikowany proces, w trakcie którego, pozbywa się zarówno swoich ziemskich programów, jak i dokonuje swoistego rozliczenia dotychczasowych dokonań. Mam tu na myśli chociażby: Tybetańską księgę umarłych, Egipską Księgę umarłych lub Księgę bram, starożytne teksty wedyjskie, a także przekazy współczesnych Indian oraz ludów od zarania dziejów zamieszkujących obie Ameryki. Niestety dosyć kiepsko wypadają na tym tle judaizm, islam i chrześcijaństwo, rzecz jasna nie w swoich mistycznych odmianach (kabała, derwisze, gnoza), tylko w dogmatycznej, skostniałej formule. Tu niestety uproszczono ideę nieśmiertelnej duszy, czyniąc z niej lekkostrawną papkę. Taka „konsystencja myślowa” ma to do siebie, że każdy jest w stanie ją przyjąć. Pomijam w tym miejscu kwestię, jak symplifikacja procesu ewolucji duszy i sprowadzanie tak złożonej materii do trzech pojęć niebo/czyściec/piekło, posłużyło do manipulacji i nadużyć wobec wiernych.

Lidia zapewne przeszła w miejsce sobie należne, ale interesuje się mężem i używając siły, jaką jest miłość płynąca z głębi jej serca, pozostaje z nim w kontakcie. W miarę swoich możliwości przekazuje znaki, a relacje bezpośrednie prowadzi na bezpiecznej płaszczyźnie sennej. Dokonała również pewnych projekcji na planie fizycznym. Wszystko po to aby przekazać jeden prosty komunikat: Istnieję i jestem sobą. Kocham i czekam.

W naszym świecie, zdarzają się ludzie, którzy siłą umysłu potrafią przesuwać przedmioty, zatrzymywać ruch zegarów, odnajdywać zaginionych lub przewidywać przyszłość. Generalnie są to zdolności rzadkie, a i sami predestynowani muszą włożyć sporo wysiłku, aby ich próby odniosły oczekiwany skutek. Jednak to się udaje. Działają bez użycia mięśni, swój cel osiągają posługując się tylko siłą kryjącą się w ich świadomości.

Czemu zatem nie wierzymy, że kochająca osoba może poruszyć przedmiotem (w tym wypadku kwiatami), lub w jakikolwiek inny sposób zasygnalizować swoją obecność? Tu nie chodzi oczywiście o obecność rozumianą dosłownie jako przebywanie istoności duchowej w naszym świecie. Kurtyna oddzielająca życie i śmierć jest wystarczająco cienka, aby dusze mogły działać i zza tej zasłony. Manifestacje pośmiertne są bowiem jednym z najczęstszych zjawisk z kręgu aktywności paranormalnej.

Na temat fenomenu zjaw lustrzanych, niezrównany dr Raymond Moody napisał całe tomy, więc pozwolę sobie wątpiących odesłać do literatury tematu. Polecam zwłaszcza „Odwiedziny z Zaświatów” gdzie znajdziecie Państwo pełen rys historyczno -kulturowy opisujący zarówno spontaniczne widzenia jak i niezwykłe miejsca „psychomantea”, gdzie za pomocą luster przywoływano zmarłych.

Podsumowując: reinkarnacja to proces i jako taki ma swój rytm oraz zasady. Nie jest to na pewno akt nawykowy lub innymi słowy automatyczny. Wiele wskazuje również, że przed podjęciem decyzji o powrocie otrzymujemy wsparcie i radę istot, które nazwałabym duchowymi mentorami.

Zaufajmy zatem tej niepojętej sile, która choć jest tak potężna, nie uczyniła nas bezwolnymi bio-maszynami, tylko przeciwnie obdarzyła nas wolną wolą i swobodą myśli. Tak postępuje tylko ktoś kto kocha.

[1] M. Bułhakow Mistrz i Małgorzata, Kraków KGW, str. 229

Otagowano , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

3 odpowiedzi na „Miłość – na granicy światów

  1. Izabela Ptak komentarz:

    To ciekawe… Właśnie miałam napisać jak pięknie to wszystko wyjaśniasz, ale mój Ukochany już to zrobił :), więc potwierdzam tylko: cudownie że Jesteś kochana!❤❤

  2. edel komentarz:

    Również Was kocham <3

  3. Maria komentarz:

    Witam serdecznie! Temat miłości na pograniczu dwóch światów bardzo głęboko mnie poruszył, gdyż sama doświadczyłam namacalnej niemal, fizycznej bliskości mego zmarłego męża. Odszedł rok temu po długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej, odbierającej tydzień po tygodniu sprawność ciała, w zamian dodając coraz więcej bólu, którego nie tłumiły już nawet silne opioidy. Oboje wiedzieliśmy, że nadchodzi śmierć , staraliśmy się nawet oswoić ją w naszych rozmowach o sensie życia i cierpienia. Mąż całe życie szukał swojego Boga, własnej idei pozwalającej z optymizmem przejść przez umieranie. Zmarł trzymając rękę w mojej dłoni, prosząc abym dała mu siłę, by mógł umrzeć. Nasz związek był bardzo silny zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jednak po pogrzebie zostałam sama z rozpaczą w sercu. I wtedy zdarzyło się to, o czym chcę napisać: wieczorem przed położeniem się spać prosiłam Go o jakiś znak, czy jest wciąż blisko mnie. W kilka chwil po tej prośbie teczka z dokumentami męża przewróciła się sama i wypadł mały zeszyt, którego wcześniej nigdy nie przeglądałam. Otworzyłam go… i znalazłam opowiadanie o miłości męża do mnie, z czasów, gdy przebywał sam za granicą. Pokrzepiona tym, z oczami we łzach szczęścia, zasnęłam. Rano obudził mnie głodny kot, ale jeszcze chwilę leżałam z zamkniętymi oczami. I nagle poczułam pocałunek na czole, potem na obu policzkach, wreszcie dotyk ust na moich ustach… Nie spałam już, nikogo nie było ze mną, tylko głębokie przekonanie, że to ostatnie, jeszcze fizyczne pożegnanie z odchodzącym ukochanym. Jestem wciąż jakby wypełniona podszeptami męża, jak mam postąpić w trudnych sytuacjach, a nawet zdarzyło się, że po rozmowie z kuzynką o jej chorym mężu, w nocy usłyszałam komentarz do naszej rozmowy i zdiagnozowaną nazwę choroby. Okazało się, że to rzeczywiście choroba na którą cierpi mąż kuzynki. Nie staram się zrozumieć tego, co się dzieje, po prostu wiem, że wciąż jestem otoczona miłością i pomocą zmarłego. Uwierzyłam, że tak silne ziemskie uczucie może mieć swoją kontynuację w zaświatach. Jest mi łatwiej, choć tęsknię do naszego spotkania w wieczności. Nie pozostaję jednak w beznadziei i osamotnieniu, mam na co czekać. Gdybym kilka lat temu usłyszała własną historię, pewnie nie potraktowałabym jej poważnie, jednak nie mogę nie wierzyć sama sobie. Dziękuję, ze podjęła Pani ten wątek, gdyż nam „połówkom” pozostającym tu na ziemi bliscy nie umieją pomóc. Padają słowa pociechy, ale i niepotrzebne, raniące zapewnienia, że „już po wszystkim, a ty niedługo ułożysz sobie życie”. Pani blog i książki są dla mnie odkryciem i napełniają spokojem. Raz jeszcze dziękuję za to, co robi Pani dla nas, szukających odpowiedzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *