Orby – emanacja duchowa czy tylko zjawisko optyczne?

 

Od czasu, kiedy aparat fotograficzny przestał być dobrem luksusowym robimy mnóstwo zdjęć. Zdarza się, że obiektyw aparatu rejestruje coś, czego ludzkie oko po prostu nie widzi. Czasami jest to cień przypominający sylwetkę humanoidalną, częściej świetlista kula.

Kule te nazywane powszechnie orbami, stały się obiektem badań oraz przeróżnych spekulacji.

Pojawiają się nie tylko na zdjęciach, ale również w nagraniach filmowych. Przemykają ze sporą prędkością lub zatrzymują, jakby z ciekawością przyglądały się zaistniałej sytuacji. Energetyczne, jasne, emanacje inteligencji z nie fizycznego świata, a może jedynie casus optyczny, któremu romantyczni mistycy usiłują nadać nadnaturalne właściwości?

Otrzymałam bardzo interesująca relację w sprawie orbów, oto ona:

„Chciałbym podzielić się z panią pewną historią, która przydarzyła mi się latem ubiegłego roku. Wieczorem siedzieliśmy z żoną przed telewizorem, a przy kanapie leżał pies. Jest to wyjątkowo spokojne zwierzę. Mieszaniec sporych rozmiarów, znany z tego, że praktycznie w ogóle nie szczeka. Ten styl bycia naszego psa był niejednokrotnie tematem żartów, bo kto to widział, żeby pies był tak cichy. Tym razem, coś go jednak zaniepokoiło. Warczał i kładł uszy po sobie. Następnie wstał i bardzo wolno podszedł do sąsiedniego pokoju. Pokój ten był nieoświetlony – wykańczamy dom i to pomieszczenie zostawiliśmy na sam koniec. W drzwiach, pies zaczął szczekać jak szalony. Natychmiast poszedłem, żeby go uspokoić, ponieważ nie chciałem, żeby obudził córeczkę, śpiącą w pokoju na górze. Żona sugerowała, że może na parapecie usiadł kot sąsiadów. Zupełnie bezwiednie wziąłem do ręki aparat fotograficzny, który leżał na szafce. Wszedłem do pokoju i pstryknąłem kilka zdjęć. Pies przestał szczekać, jednak wyskoczył z pokoju zupełnie jakby kogoś gonił. Podbiegł do drzwi prowadzących na taras i wyraźnie coś obserwował. Podążając za jego wzrokiem znowu wykonałem kilka zdjęć. Wszystko ustało tak nagle jak się zaczęło. Do dzisiaj pojąć nie mogę, czemu złapałem aparat i zrobiłem te zdjęcia. To był taki spontaniczny odruch. Kiedy wrzuciłem pliki na dysk zauważyłem orba. Wisiał dokładnie pośrodku pokoju. Szacuje, że musiał być wielkości jabłka. Na kolejnych zdjęciach widać go już w naszym ogródku. Jakim cudem zwierzęta widzą coś, czego my nie widzimy?”

Trudno powiedzieć, czy zwierzęta widzą więcej niż my, czy raczej więcej wyczuwają. Ostatecznie ich zmysły: węchu lub echolokacji są nieporównywalnie wydajniejsze od naszych zmysłów. Wśród osób, które (co niezmiernie rzadkie) zobaczyły orba na własne oczy, znajdziemy relacje o dziwnym, przejmującym dźwięku towarzyszącym pojawieniu się świetlistej kuli. Być może, każdy orb wydaje właściwy sobie dźwięk, tylko my go nie słyszymy. Skoro słyszą je psy może chodzić tu o dźwięki wysokotonowe. Z kolei wyjątkowa nerwowość psa mogła być spowodowana dysonansem poznawczym – zwierzę rozpoznało czyjąś obecność, ale nie widziało obiektu emitującego dźwięk. Z codziennego doświadczenia nie zna takich sytuacji. Stąd ta ostra, obronna wręcz reakcja.

 

Teraz zupełnie inna relacja, osoby, która będąc dzieckiem spotkała orba(?) w bardzo niecodziennych okolicznościach. Dodam, że moja rozmówczyni (Ewa) jest z wykształcenia psychologiem, a jej relację spisałam w trakcie długiej rozmowy. Dyskutowałyśmy o tym, co z tego i nie z tego świata pojawia się w naszym życiu, niczym kometa zwiastująca zmianę, budząca trwogę, ale i nadzieję. Wszak jesteśmy dziećmi światła i światłu ufamy.

Dziadkowie Ewy marzyli, aby przeprowadzić się na wieś. Pochodzili ze Lwowa, los rzucił ich na Górny Śląsk. Na początku lat osiemdziesiątych dziadek przeszedł na emeryturę i rozpoczął poszukiwania „ostatecznej siedziby”, jak nazwał ten projekt. Dziadkowie Ewy, byli jak na owe czasy ludźmi zamożnymi i udało im się zrealizować ten ambitny plan. Zamieszkali w pięknej okolicy i cieszyli się czystym powietrzem. Z dumą i radością zaprosili wnuczkę na wakacje do siebie. Ewa miała wtedy dziesięć lat, była śliczną blondyneczką, kiedy pokazała mi swoje zdjęcie z tego okresu, pomyślałam: laleczka z pudełeczka, po prostu mała księżniczka. W najbliższym sąsiedztwie dziadków mieszkała trójka dzieci w wieku Ewy. Starsi państwo dołożyli starań, aby dzieci zapoznać i stworzyć im miłą atmosferę do zabawy. Niestety, Ewa nie bardzo przypadła do gustu swoim sąsiadom. Była zupełnie z innej bajki, nie miała pojęcia o trudach i specyfice życia na wsi. Dzieci dworowały sobie z niej okrutnie, płatając różne figle. Kiedy miała na sobie czerwoną sukienkę wprowadziły ją na podwórko sąsiada, który hodował indyki. Ptaki zaatakowały Ewę i boleśnie podziobały. Mimo wszystko Ewa chciała udowodnić swoim nowym znajomym, że jest odważna i w niczym im nie ustępuje. Ta przemożna potrzeba akceptacji o mały włos nie doprowadziła do tragedii.

Pewnego popołudnia odbyła się „próba odwagi”, której pozytywne przejście miało zagwarantować Ewie miejsce pełnoprawnego członka grupy. Dzieci poszły razem do lasu. Na jego skraju, Ewa otrzymała zadanie: „Miałam iść energicznie prosto przed siebie, recytując głośno słowa modlitwy Zdrowaś Mario. Po dziesiątej zdrowaśce powinnam dojść do kapliczki, przy której pozostawiono małą figurkę zajączka. Powrót z tą figurką miał udowodnić moją odwagę i uczynić mnie członkiem paczki. Oczywiście nie znalazłam żadnej kapliczki, bo jej tam po prostu nie było. Bardzo się zdenerwowałam. Usiłowałam wrócić dokładnie tą samą drogą, znowu recytując zdrowaśki. Niestety pomyliłam kierunki i jak się później okazało szłam w głąb lasu. Pamiętam, że byłam bardzo zmęczona i głodna. Doszłam do miejsca, w którym drwale ustawili sobie taką szeroką ławę, aby mieć gdzie zjeść posiłek. Usiadłam na niej i gorzko zapłakałam, dotarło do mnie w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazłam i jak źle zostałam potraktowana przez tamte dzieci. Nie wiem jak to się stało, ale zdrzemnęłam się na tej ławce”.

W międzyczasie trójka psotników najpierw cierpliwie czekała w przekonaniu, że Ewa wróci z niczym, co da im asumpt do chóralnego wyśmiania jej. Kiedy zaczęło się ściemniać i dzieci zdały sobie sprawę, że Ewa zgubiła się w lesie. Postanowiły wrócić do domów i w obawie przed karą, nie przyznawać się do swojego udziału w całym zajściu. Cóż, czasami nawet dorosłym brak cywilnej odwagi, aby przyznać się do błędu. Dziadkowie oczywiście odchodzili od zmysłów szukając wnuczki po całej wsi. Wezwano Milicję, a sąsiedzi zaczęli zbierać doraźną grupę poszukiwawczą. Ojciec dziewczynki, która brała udział w całej sprawie wyczuł nieszczerość w relacji córki i w końcu (prośba bądź groźbą) uzyskał od niej prawdziwe informacje. To oczywiście miało kluczowe znaczenie dla tempa poszukiwań.

Ewa obudziła się w kompletnej ciemności.

„Bałam się, było ciemno i chłodno. Ponad wierzchołkami drzew widziałam księżyc i gwiazdy. Czułam się okropnie samotna. Skuliłam się na tej ławie niczym rozbitek na tratwie. Żeby jakoś oswoić strach, zaczęłam przywoływać miłe obrazki z książek oraz obraz z aniołem stróżem, o którym mówiono mi, że to opiekun każdego człowieka. Pomyślałam sobie, że go przywołam i tak zrobiłam. Nie była to modlitwa tylko rozmowa. Mówiłam mu, że jestem w strasznych tarapatach i potrzebuje pomocy, że mój dziadek choruje na serce i może umrzeć z mojego powodu. W pewnej chwili zobaczyłam mały ognik, do którego po chwili dołączyły kolejne. Myślałam, że to robaczki świętojańskie. Małe pojedyncze światełka połączyły się w jedno i utworzyły kulę. Ta kula zbliżyła się do mnie i gdzieś w głowie usłyszałam głos: nie bój się, tu nic złego ci się nie stanie. Szukają cię, są już blisko. Idzie po ciebie czternaście osób. Ruszaj za mną i nie bój się lasu. Poszłam za tym światłem, było mi dobrze i przestałam odczuwać zimno. To nie była łatwa droga, ale robiłam postępy. Zupełnie niespodziewanie na leśnej ścieżce pojawił się pies, który mnie rozpoznał i zaczął się łasić. Głos w głowie powiedział: jesteś bezpieczna, zaraz po ciebie przyjdą. Kocham cię. Pies zauważył światło, jakie przez cały czas emitowała kula. Odszedł ode mnie i usiadł pod kulą wpatrując się w nią aż do momentu, kiedy zniknęła. Chwilę później usłyszałam głosy szukających mnie mężczyzn.”

Ewę dostarczono do domu dziadków całą i zdrową. Opowiadała o kuli, ale chyba nikt jej nie uwierzył. Z perspektywy czasu mogłaby w zasadzie uznać kulę za rodzaj halucynacji, powstałej, aby zmniejszyć traumę przerażonego dziecka. Analogicznie, jak w przypadku wymyślonego przyjaciela, który zaspokaja aktualne potrzeby emocjonalne i pomaga radzić sobie z trudnymi uczuciami. Tyle tylko, że kula podała prawidłową liczbę osób uczestniczących w poszukiwaniach i przyciągnęła uwagę psa, który wpatrywał się w nią niczym zahipnotyzowany. Poza tym kula była niezwykle realna, a jej blask oświetlał ścieżkę. Głos rozsądku kłuci się z głosem serca i trudno tu o zachowanie dystansu. Pewne jest tylko to, że w tamtej trudnej chwili kula światła przejawiająca cechy istoty empatycznej, posiadająca własna osobowość przyniosła otuchę i poprzez swoje ujawnienie odcisnęła pozytywne piętno na całym życiu bohaterki tej historii.

 

 

 

 

 

 

Otagowano , , , .Dodaj do zakładek Link.

7 odpowiedzi na „Orby – emanacja duchowa czy tylko zjawisko optyczne?

  1. ~Ammar komentarz:

    wspaniale relacje, mam w swoim archiwum zdjęcia z Orbami które pojawiły się w czasie prób i spektakli w teatrze, bardzo dużo na łódzkim Mistrzu i Małgorzacie, szkoda że nie ma na tym forum funkcji dołączania zdjęć, byłby pewnie fajny album, serdeczności od Orbiarza

  2. ~Daga komentarz:

    Och co za szkoda, że nie da się tu zamieszczać zdjęć ~Ammarze! A może dało by się je zamieścić na jakiejś darmowej stronie i podać tutaj linka?
    Ja też widziałam taką swietlistą kulkę.
    Piękny wpis o Orbach!
    Pozdrawiam

  3. ~Daga komentarz:

    Super! Czekam z niecierpliwością!!! 😀

  4. ~Leptir komentarz:

    bardzo ciekawy opis…. mnie przydarzyło się cos innego, dziwnego…
    zwiedzałam z mężem Jelenią Górę, fotografowalismy kosciól, każdy swoim aparatem lecz obok siebie i w jednym czasie. Kiedy w domu wrzuciłam zdjęcia na komputer okazało sie coś dziwnego….z małego okenka wydobywała sie jakby energia, mgła , która wzniosiła sie do balkonu na pierwszym piętrze…. u męża zdj ecie zrobione w tym samym czasie i tego samego miejsca nic nie zanotowało… zdjęcie mam, mogłabym je przesłać
    pozdrawiam

  5. mariusz komentarz:

    Witam próbowałem się skontaktować z moim tatą św pamięci na urządzeniu zaswiecily się wszystkie diody po tym zacząłem robić zdjęcia i na zdjęciach są złotowe kole i jedna biała unosząc z z łóżka rodziców w stronę sufitu z później do kuchni .gdy chciałem nagrać kamera coś jakby ja blokował.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *