Powrót do korzeni

Wiele osób zmienia w swoim życiu miejsce zamieszkania. Niektórzy przeprowadzają się do większych miast, inni udają się nawet do bardzo odległych krajów. Zwłaszcza obecnie nikogo to nie dziwi. Notabene, emigracja zarobkowa Polaków nie zaczęła się po otwarciu granic Unii Europejskiej, tylko trwa od bardzo dawna.

Niezwykle znamienny jest fakt, że mimo wielu lat przeżytych w innym kraju, mieście i środowisku z wiekiem pojawia się tęsknota za rodzinnymi stronami, często za światem, którego już nie ma. Znane są przypadki osób wracających, mimo podeszłego wieku, do kraju lub miejscowości, z której pochodzą. Trudno powiedzieć czy ta nostalgia za przeszłością wiąże się, że świadomością przemijania, czy może bardziej jest wyrazem tęsknoty za młodością, która z biegiem lat wydaje się bardziej urokliwa i radosna niż była w rzeczywistości.

Zdarza się, że za życia ta przemożna tęsknota nie zostaje zaspokojona. Choroby, uciążliwości podróży lub brak środków materialnych mogą zniweczyć każdy zamiar. Historie, którą pragnę dzisiaj przedstawić świadczą o tym, że choć na ziemskim planie nasze działania zależą od wielu czynników to w świecie duchowym pojawiają się nowe możliwości.

Duszy nic nie może zatrzymać i jeśli taka jest jej wola znajdzie drogę tak do realizacji celu, jak i drogę do rodzinnego, ziemskiego domu.

Antoni to dziadek mojej najbliższej przyjaciółki. Miałam okazję poznać tego człowieka osobiście i mimo podeszłego wieku zrobił na mnie wrażenie osoby niezwykle pogodnej i energicznej. W życiu praktycznie zawsze osiągał to czego pragnął. Zdecydowanie był człowiekiem czynu. Niestety, choroba dosłownie ścięła go z nóg. W ostatnich miesiącach życia praktycznie oddał się tylko wspomnieniom. Przez cały czas myślał jedynie o tym, że już nigdy nie pojedzie w swoje rodzinne strony. Bardzo nad tym ubolewał. Chciał pożegnać się nie tylko z krewnymi, ale również z ziemią, z miejscami bliskimi sercu.

Ze względów technicznych organizacja takiej podróży nie była możliwa. Kiedy jego stan się pogorszył i Antoni znalazł się w szpitalu, praktycznie stracił kontakt z rzeczywistością.

„Dziadek owszem rozpoznawał mnie, ale mentalnie przeniósł się do swojego domu rodzinnego. Szpitalną salę postrzegał jako własny pokój, a za oknem widział ogród i warzywnik. Był szczęśliwy, uśmiechnięty. Nie chciałam odbierać mu tej iluzji. Nie tłumaczyłam mu, gdzie jest. Po prostu udawałam, że wyciągam rzeczy z nieistniejącej szafy lub odkładałam przedmioty na komodę, której tam oczywiście nie było. Cała ta sytuacja stanowiła dla mnie spore wyzwanie.

Dziadek opowiadał również o odwiedzinach i rozmowach prowadzonych z osobami, które od dawna nie żyją. Był przekonany, że to się dzieje naprawdę. Na sali szpitalnej leżał sam. Pielęgniarki widziały, jak rozmawia ze swoimi „gośćmi” żywo przy tym gestykulując. Umawiał się na spotkanie, żartował, coś wspominał. Następnego dnia był zdumiewająco spokojny i zapytał mnie tylko czy jego garnitur jest przygotowany. Zdziwiłam się po co mu garnitur? Odparł, że nie pójdzie na tak ważne spotkanie ubrany byle jak. Niedługo potem zmarł.

To wszystko było niesamowite. Najdziwniejsze jest jednak to, co zobaczyła kuzynka dziadka, mieszkającą w jego wiosce. Dziadek często do tej rodziny jeździł i właśnie u nich się zatrzymywał. Otóż, jak zwykle wyszła z domu skoro świt, żeby oporządzić zwierzęta. Nad polem położonym nieopodal domu unosiła się jeszcze mgła. Wydawało jej się, że dostrzega czyjąś postać, więc podeszła jak najbliżej, żeby sprawdzić kto to jest. Nie miała wątpliwości, że to mój dziadek Antek. Zaczęła do niego wołać, ale on nie zwracał na nią uwagi. Spacerował po polu w swoim najlepszym garniturze i to również zdziwiło kuzynkę. W końcu doszedł do drzewa, o które się oparł. Kuzynka przeszła w inne miejsce, bliżej tego drzewa, ale Antek zniknął. Po chwili dotarło do niej, że przecież to nie mógł być on, ponieważ jest chory i leży w szpitalu. Wtedy się przelękła i wróciła do domu, żeby ochłonąć. Chyba po prostu nie dopuszczała do siebie myśli, że to mogła być zjawa nieżyjącego człowieka.

Dziadek zmarł w nocy, a to widzenie miało miejsce oczywiście wcześnie rano, po jego odejściu. Do kuzynostwa zadzwoniliśmy dopiero wieczorem, żeby przekazać im tą smutną wiadomość. Dzidek był uparty i jak zawsze dopiął swego.”

Jeszcze jedna podobna opowieść nadesłana drogą mailową:

„Miałam starszą o dziesięć lat siostrę Hankę, która zmarła w zeszłym roku. Jej odejście było niespodziewane. Miała dopiero 62 lata i ogólnie była w dobrej formie. Podczas sprzątania domu poślizgnęła się i złamała nogę. Żeby to złamanie złożyć potrzebna była operacja, którą przeszła bez problemu. Jednak później zrobił się w organizmie skrzep, który z krwią dotarł do mózgu. W wyniku tego, siostra najpierw dostała udaru, a następnie zmarła.

Siostra od lat mieszkała w Hanowerze, ale mimo dzielącej nas odległości byłyśmy bardzo zżyte i utrzymywałyśmy częste kontakty. Już po operacji, siostra zadzwoniła do mnie i opowiedziała, co jej się przytrafiło. Myśmy mieli zaplanowany wyjazd na wczasy, ale byłam gotowa jechać do niej, gdyby tylko chciała. Uspokoiła mnie i powiedziała, że mam jechać na wypoczynek i niczym się nie przejmować, bo na miejscu są przecież jej córki. Więc pojechałam na te wczasy z moim mężem i młodszym synem. Kiedy wróciliśmy sąsiad mieszkający w domu po przeciwnej stronie ulicy zaczepił nas. Powiedział: to wy dzisiaj dopiero wróciliście, a Hanka już od wczoraj u was jest. Ja odpowiedziałam, że to niemożliwe, bo leży w szpitalu. Mój sąsiad chyba myślał, że sobie z niego żartuję. Trochę się zdenerwował i mówi: przecież wczoraj wieczorem widziałem ją na balkonie. Byłem z psem na spacerze, zobaczyłem, że Hanka tam stoi to do niej pomachałem i ona mnie też pozdrowiła. Nie gadałem z nią, bo myślałem, że jest po podróży to pewnie zmęczona.

Szczerze to pomyślałam sobie, że sąsiad chyba całkiem trzeźwy z tym psem nie spacerował. Z drugiej strony znał Hankę, razem chodzili do szkoły. Poza tym wcześniej zdarzało się, że siostra korzystała z noclegu u nas nawet pod nasza nieobecność. No ale tym razem było to niemożliwe. Zlekceważyłam jego słowa i zajęłam się rozpakowaniem walizek. Jeszcze nie skończyłam z tym całym bałaganem, kiedy zadzwonił telefon. To była moja siostrzenica. Mówi do mnie tak: ciociu mama umarła, zakrzep ją zabił. Dzwonię dopiero dzisiaj, bo jestem w takim szoku, że ledwo zbieram myśli. Jakby mi ktoś nóż w serce wbił.

Po jakimś czasie od pogrzebu, mój mąż wspomniał słowa naszego sąsiada. Ja sobie wtedy uświadomiłam, że siostra wróciła do rodzinnego domu, chyba żeby się pożegnać. Ten pokój z balkonem na piętrze był nasz wspólny. Wtedy mieszkali z nami jeszcze dziadkowie, taki dom wielopokoleniowy. Sąsiad ją widział i nie kłamał. To nie jest taki człowiek.

Siostra zmarła około pierwszej po południu, a sąsiad widział ją na balkonie koło dziewiętnastej. Tłumaczę sobie, że dzięki tej wizycie może było jej jakoś łatwiej odejść. Mam taką nadzieję.”

Te dwa przykłady mogą świadczyć o tym, że życie pośmiertne, to po pierwsze nadal życie, po drugie jest to istnienie świadome i nie pozbawione możliwości podejmowania pewnych działań oraz decyzji.

Otagowano , , , .Dodaj do zakładek Link.

2 odpowiedzi na „Powrót do korzeni

  1. ~sarna komentarz:

    nderf.org

    Historie tysiecy ludzi, ktorzy doswiadczyli ciaglosci zycia po wyjsciu z ciala

    pozdrawiam serdecznie

  2. Krystyna komentarz:

    Byłam kolejny raz w Polsce, spałam w rodzinnym mieszkaniu, u rodziców. Pewnej nocy przebudziłam się, ale nadal pozostawałam jakby w półśnie. Zaczęły napływać do mnie myśli o dawnej sąsiadce. Pani ta mieszkała z mężem i dwójką małych dzieci w sąsiednim domu, ale jako bardzo serdeczna osoba, miała też dobry kontakt z ludźmi mieszkającymi w tym budynku co ja. Od zawsze, jak ją pamiętam, miała dla mnie wiele sympatii, z zainteresowaniem wypytywała o różne dziecięce sprawy, chwaliła, to było bardzo miłe. Zawsze uśmiechnięta, z dobrym słowem dla każdego, była przez nas wszystkich lubiana. Gdy byłam w klasie maturalnej Państwo ci przeprowadzili się do własnego domu, w odległej części miasta. Nigdy już jej nie widziałam ani niczego o tej rodzinie nie słyszałam. Toteż w pewnym momencie zupełnie się rozbudziłam, po prostu ze zdziwienia, skąd po ponad 30 latach takie wspomnienia i to w nocy. Za dwa dni, gdy szłam przez miasto zobaczyłam nekrolog, stanęłam jak wryta. To było powiadomienie o śmierci tej miłej Pani – dane sie zgadzały i dzielnica, gdzie miał się odbyć pogrzeb, też. Jak się okazało Pani Stasia, bo tak miała na imię, zmarła tej nocy, w czasie której, mnie przebudziły wspomnienia. Byłam bardzo poruszona i rozmyślałam co sprawiło, że opuszczając ten świat, zawitała w okolice swojego dawnego zamieszkania? Tak sobie myślę, że po prostu chciała raz jeszcze odwiedzić miejsce, gdzie była szczęśliwa. Bo była jako młoda matka i żona, otoczona przyjaznymi ludźmi… Myślę też, że odebrałam jej bezcielesną obecność, jako osoba otwarta na te rzeczy i akurat byłam w tym miejscu. Nie sądzę bowiem, mimo dawnej sympatii, że chodziło o mnie, lecz o miejsce drogie jej sercu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *