Wydarzyła się potworna rzecz. Zestrzelono samolot, zginęło kilkuset niewinnych ludzi. Na Ukrainie trwa regularna wojna, a nas raczy się sloganami o „separatystach” rosyjskich. Jesteśmy utrzymywani w stanie permanentnego ogłupiania. Karmieni tematami zastępczymi typu: rozterki moralne pewnego ginekologa lub mord drogowy ( tak nazywam wszystkie wypadki popełnione przez pijanych lub naćpanych kierowców) dokonany przez jakiegoś celebrytę. Takie rzeczy dzieją się każdego dnia i gdyby komuś nie zależało na rozdmuchiwaniu tematu to pozostałyby niezauważone.
Jestem wstrząśnięta i łączę się w serdecznym, głębokim współczuciu z Rodzinami ofiar tej potwornej tragedii. Wrażenie jest tym większe, że dzisiejszej nocy śniłam bardzo dziwny sen. Stałam na wielkim pustym polu. Był środek dnia słońce świeciło wysoko. Nagle napłynęły czarne chmury i zrobiło się bardzo ciemno. Na niebie zobaczyłam chińskie lampiony. Było ich mnóstwo. W różnych kształtach i kolorach. Wewnątrz świeciły się malutkie świeczki. Wiatr spychał je w pobliże ciemnych chmur i nagle zaczęły spadać, jeden po drugim. Część spadła obok mnie, widziałam jak szybko zmieniają się w czarny popiół. Obserwując to wszystko cały czas myślałam:, jaka strata, jaka wielka strata.
Nie wiem czy ten sen ma związek z katastrofą, czy jest to zwykły zbieg okoliczności. Jednak wydaje mi się, że jest to posępna alegoria ku pamięci ofiar tego zdarzenia.
Jeśli jesteście wierzący, poświęćmy chwilę na modlitwę lub medytację w intencji pokoju na Ziemi.
W obliczu bierności polityków tylko to nam pozostało.
Może jakiś miesiąc po katastrofie smoleńskiej miałam sen, bardzo realistyczny. Widziałam katastrofę samolotu, na Ukrainie. Obudziłam się wstrząśnięta. Szczegóły pominę. Na początku myślałam, że może to jest związane z oglądaniem zdjęć katastrofy smoleńskiej, ale potem wiedziałam, że nie. Wiedziałam, że to samolot z obcokrajowcami. Dużo ciał, bardzo dużo. I że to się wydarzy. I tak się stało.