Mój opiekun Tadeusz

Witam po przerwie!

Dzisiaj pragnę przedstawić Wam mojego Opiekuna, który towarzyszy mi podczas podróży poza ciałem. Użyłam takiego sformułowania gdyż tylko w ten sposób można wytłumaczyć kontakty z istotami bezcielesnymi. Spotkania na poziomie astralu są możliwe.

Mój towarzysz przedstawił się, jako Tadeusz i trwa przy mnie od wielu lat. Nie wiem czy to jego prawdziwe imię, ale szczerze powiedziawszy nie ma to dla mnie większego znaczenia.

Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. We śnie przeniosłam się na ulicę, wydaje mi się, że była to uliczka na Saskiej Kępie. Głęboka jesień, zmrok, słabe światło latarni i mężczyzna idący przede mną. W takich to „okoliczności przyrody” znalazłam się w owej chwili. Nie wiem, czemu ale odczułam silny imperatyw, aby iść za nim. Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Patrząc mi prosto w oczy zapytał – boisz się mnie? Odparłam, że nie. Uśmiechnął się i tym jeszcze bardziej mnie do siebie przekonał. Są na tym świecie urocze istoty obojga płci, które posiadają zadziwiającą zdolność uśmiechania się całą swoją osobą. Tadeusz stanowi sztandarowy przykład tego zjawiska. Zaprosił mnie do swojego ulubionego miejsca. Można się było domyśleć, że tak elegancko ubrany pan posiada równie wykwintnie urządzone lokum. Tak znalazłam się w jego gabinecie. Nie chcę Was zanudzać opisami wnętrza, ale (choć nie jestem znawczynią tematu) słowo „wyrafinowane” bezsprzecznie oddaje istotę sprawy. Moją uwagę przykuł obraz wiszący rzec można na honorowym miejscu. Był to portret młodej, bardzo ładnej kobiety o ciemnych włosach, w stylizacji  a’la Pola Negri.

Tadeusz przedstawił się i niejako podążając za moim wzrokiem, dopowiedział, a to moja żona. Musiała być od niego sporo młodsza. Zapalił papierosa i po krótkim wstępie zaczęła się jego opowieść.

Jestem lekarzem, który wielokrotnie złamał przysięgę Hipokratesa, a konsekwencje tych haniebnych czynów złamały mnie. Nie żyłem honorowo i tak samo zmarłem. Mam sobie wiele do zarzucenia. Zmarnowałem wszystkie dobrodziejstwa, jakimi hojnie zostałem obdarowany przychodząc na ten świat. Rozmyślam nad tym, co uczyniłem i czego zaniechałem, mimo, że moim świętym obowiązkiem było wykonać pewne zadania. Urodziłem się w zamożnej rodzinie, jako drugie dziecko. Byłem rozpieszczany do granic rozsądku. Rodzice bardzo dbali o naszą edukację. Jeśli ma się dwóch synów zwykle aspiracje rodziców to wykształcenie jednego, jako prawnika drugiego, jako lekarza. Tak też się stało. Mój brat zaraz po aplikacji ustatkował się i ożenił. Ze względu na splot wielu okoliczności rodzinnych wraz z żoną osiedli na stałe w Warszawie. Ja studiowałem we Wiedniu, praktykowałem za to we Francji i bardziej dla zabawy niż nauki podróżowałem po słonecznej Italii. Na krótką chwilę wróciłem do Paryża, gdzie wdałem się w burzliwy romans z mężatka. Jej mąż postawił warunek: albo wynoszę się do Polski ( odzyskaliśmy niepodległość, więc Polska nie była tylko przenośnią) albo on narobi mi kłopotów. Doskonale wiedziałem, co miał na myśli! Wiesz, lubiłem się zabawić, grać w karty, a to kosztuje. Rodzice opłacali naukę, ale ekscesów finansować nie zamierzali. Pojawiła się możliwość szybkiego zarobku i świetnych koneksji. Zacząłem jak to się mówi „wyciągać panny z kłopotu”. To nie były jakieś biedne dziewczyny, tylko żony, kochanki i córki znakomitych obywateli. Ich mężczyźni potrafili się zrewanżować nie tylko pieniędzmi, ale wsparciem i ochroną. Tym razem jednak trafiły się za wysokie progi, nawet na moje nogi. Wróciłem do kraju. Konkretnie zamieszkałem u brata i zacząłem organizować swoje życie w nowym miejscu. W odrodzonej Polsce o pracę dla lekarza nie było trudno. Z czasem stworzyłem własny gabinet, pracując jednocześnie w szpitalu. Pewnej mroźnej nocy pomogłem przyjść na ten świat mojemu bratankowi. Była to jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Radowałem się razem z jego rodzicami i wtedy po raz pierwszy pojawiła się refleksja na temat mojego dodatkowego źródła dochodu. Jak się domyślasz nie zaprzestałem świadczenia tych specyficznych usług. Przyśnił mi się mój profesor, który stał przede mną w wystudiowanej pozie i recytował przysięgę Hipokratesa, szczególnie dobitnie akcentując fragment:, jeżeli dochowam tej przysięgi, i nie złamię jej, obym osiągnął pomyślność w życiu i pełnieniu tej sztuki, ciesząc się uznaniem ludzi po wszystkie czasy; jeżeli ją przekroczę i złamię, niech mnie los przeciwny dotknie.

Postanowiłem zmienić swoje życie, założyć rodzinę i w pewnym sensie oszukać „los przeciwny”.

 

Historię Tadeusza będę kontynuować w następnym wpisie.

 

Otagowano , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *