Na granicy światów

W ostatnim czasie moja działalność autorska mocno osłabła. Wpływ na to miała obecna sytuacja, wymuszająca na nas wszystkich podejmowanie trudnych wyborów i przekierowanie aktywność w rejony można rzec newralgiczne. Tak było również w moim przypadku.

Wracam jednak do pisania, gdyż znaczna ilość korespondencji od Państwa i przepiękne, budujące historie nie mogą dłużej czekać. Przy okazji pragnę podziękować wszystkim , którzy przesyłali wiadomości pełne wsparcia i troski. Nie miałam pojęcia, że moja skromna postać stała się bliska tak wielu z Was.

W swoim życiu przeczytałam i wysłuchałam setek relacji osób, które w przeróżnych okolicznościach opuściły ciało, a ich świadomość znalazła się na granicy światów. Każda z tych relacji zawierała ogromny ładunek emocjonalny i odzwierciedlała indywidualne doświadczenie danego człowieka, przefiltrowane przez autonomiczny system poglądów i wyznawanych wartości. Schemat zdarzeń pozostawał jednak ten sam.

Wiadomość od Łucji jest nieco inna, gdyż w ciągu krótkiej chwili dotknęła ona nie jednego, a całego spektrum zjawisk przypisanych rzeczywistości niejawnej. Jeśli bowiem „dotknięcie nieznanego” stanowi dla nas lekcję inicjującą proces transformacji świadomości, to cały pakiet jest ogromnym wstrząsem mentalnym i światopoglądowym. Szczęśliwie Łucja to silna osoba, gotowa zrewidować ugruntowane poglądy i cieszyć się z poszerzenia własnych horyzontów myślowych.

Rzecz dzieje się w czasie starej, dobrej normalności przed epidemią. Anna ( starsza o dwanaście lat siostra Łucji) wraz z małżonkiem, postanawia sprzedać mieszkanie w centrum dużego miasta i przeprowadzić się do małej, malowniczo położonej miejscowości. Dom, który nabyli wydaje się spełnieniem marzeń, a ładny ogród rekompensuje lata spędzone na ,rzec by można, betonowej pustyni. Po pierwszych tygodniach euforii, Anna zaczyna odczuwać dziwny niepokój, a następnie czyjąś obecność.

Nie mamy tu do czynienia z psotnym poltergeistem przestawiającym przedmioty, hałasującym i celowo zwracającym na siebie uwagę. Ta obecność jest cicha, subtelna, wręcz dyskretna, ale mimo to przejmująca. Również mąż Anny, mimo swojej powściągliwej i sceptycznej natury, zauważa, że dzieje się coś zastanawiającego.

Po wykluczeniu wszelkich możliwych przyczyn natury fizycznej, małżonkowie zaczynają badać historię domu, a ta jawi się nieco mrocznie. Poprzedni właściciel, załamany śmiercią żony popełnił w tym domu samobójstwo. Był znaną postacią, udzielającą się w radzie miasta, więc w lokalnej gazecie można było znaleźć jego zdjęcie. Wobec tej wiedzy, domownicy proszą o pomoc księdza. Niebawem dom zostaje wyświęcony, ale niepokój nie znika.

Łucja wielokrotnie wysłuchuje emocjonalnych opowieści siostry i korzystając ze swego chłodnego, akademickiego umysłu stara się „sprowadzić ją na ziemię”. Zawstydza siostrę zarzucając jej wiarę w zabobony i podkreśla, iż tak wykształcona osoba, egzorcyzmując dom, urąga sama sobie.

Pewnego dnia siostra zadzwoniła do Łucji z pytaniem, czy nie podjęła by się ona opieki nad ich domem? Małżonkowie wybierali się bowiem na egzotyczne wakacje. Łucja przystała na propozycję siostry. Wszak w duchy nie wierzyła, a wyjazd pozwoliłby jej nieco odetchnąć od zgiełku wielkiego miasta.

Łucja przyjechała z wyprzedzeniem, aby odebrać klucze. Szwagier, nagle niezwykle zaangażowany w badanie historii ducha, pokazał jej cały plik materiałów na ten temat, co szczerze powiedziawszy bardzo ją rozbawiło.

Przez pierwsze dwa dni pobytu nie wydarzyło się nic niezwykłego. Owszem pies zachowywał się nieco dziwnie, ale to wydawało się oczywiste ze względu na zmianę miejsca. Trzeciego dnia przepaliła się żarówka w przedpokoju. Łucja postanowiła ją zmienić, gdyż schody wiodące na piętro były dość strome i z oczywistych względów nie chciała wspinać się po nich w ciemności. Nie znalazła nigdzie drabiny, więc przesunęła stół i tak udało jej się dosięgnąć żyrandola.

Po zdjęciu żyrandola okazało się, że żarówka jest pęknięta. W tej sytuacji powinnam była wyłączyć korki, ale nie zrobiłam tego z czystego lenistwa. Kiedy przekręciłam gwint żarówki poraził mnie prąd. Moje ciało przeszył okropny, paraliżujący wręcz ból. Poetycko można by to nazwać – uściskiem śmierci-z którego nie potrafiłam się wyzwolić.

Bardzo chciałam żyć! Choć to wszystko działo się w przysłowiowych ułamkach sekund ja miałam wrażenia jakby rzecz rozgrywała się na zwolnionym filmie. Nagle coś uderzyło mnie z wielką siłą. Jakby zimna kula wielkości piłki. Uderzenie zrzuciło mnie ze stołu i straciłam przytomność.

Gdy otworzyłam oczy,  zdałam sobie sprawę, że widzę całe pomieszczenie z perspektywy osoby stojącej. Prawdziwe zaskoczenie przyszło w chwili, gdy spostrzegłam, że stoję nad własnym ciałem. Nie interesowałam się nigdy tego typu tematyką, ale słyszałam o zjawisku śmierci klinicznej i ludziach, którzy opowiadają o tunelu, świetle itp. Nie czułam strachu tylko ogromne zdziwienie.

Świat podzielił mi się na dwoje, w tym sensie, że z jednej strony była „realność” otwarte okno, pies biegający po ogrodzie, a z drugiej ciemna, wibrując tkanina czasoprzestrzeni. Zorientowałam się też, że nie jestem sama. Naprzeciwko mnie stał starszy pan, wypisz wymaluj duch właściciela znany mi ze zdjęcia.

Chciałam do niego zagadać. Nie zrobiłam tego, ponieważ w nadzwyczajnym stopniu pozostałam sobą i cała sytuacja wydawała mi się absurdalna. Staliśmy więc w milczeniu patrząc na siebie z zaciekawieniem. Tymczasem tkanina czasoprzestrzeni zaczęła się rozsuwać ukazując prześwit jasnego światła.

Czy ja teraz umrę? – pomyślałam.

Nie, to przejście nie jest dla ciebie- odparł mężczyzna, najwyraźniej znając moje myśli.

Czy to ty mnie zrzuciłeś ze stołu?

Swój udział w ratowaniu mego życia potwierdził kiwnięciem głowy.

W tym czasie światło przedarło się szeroką smugą i w pewnym sensie zachęcało, aby w nie wejść. Pani kiedyś powiedziała, że światło, które wyszło Pani naprzeciw, miało osobowość, też tak to odebrałam. Ono wydało mi się samym życiem w jego pierwotnej naturze.

Znowu w myślach zapytałam: boisz się wejść w to światło?

Natychmiast pojawiła się odpowiedź: ależ skąd, tak długo na to czekałem!

Duch zbliżył się do światła, wszedł w nie i w nim się rozpuścił. Przez chwilkę świetlista przestrzeń zawirowała. Następnie światło zaczęło się cofać, blednąc aż zakryła je ciemność. Zostałam sama ze swoim zdumieniem i niepewnością. Pomyślałam, że chcę wrócić do ciała.

Ocknęłam się na podłodze, nieludzko obolała z silnymi zawrotami głowy. Nadludzkim wysiłkiem wstałam i na miękkich nogach doszłam do drzwi wyjściowych. Przesuwając się bardzo wolno usiadłam na ławce przed domem. Wydaje mi się, że się zdrzemnęłam.

Po przebudzeniu cała ta historia wydawała mi się snem, czymś odległym, nieprawdziwym. Jednak moje obolałe ciało i poparzona dłoń mówiły coś innego.

Przez długi czas nie mogłam sobie z tym poradzić. W mojej głowie powstało tysiąc pytań. Zaczynając od najprostszego: dlaczego nie zadziałały bezpieczniki? Po te mocne, egzystencjalne. Osoba wierząca pewnie lepiej radzi sobie z taką sytuacją, ale ja sceptyczka, niewierząca i praktykująca jedynie swoją dziedzinę nauki, byłam w trudnej sytuacji.

W jednej chwili nieznana siła uratowała mi życie. Opuściłam ciało, widziałam ducha, mało tego rozmawiałam z nim. Doświadczyłam czegoś transcendentalnego, duchowego, a może samego Boga?

Na ten moment wiem tylko, że śmierć ciała nie jest końcem istnienia. Reszta musi się we mnie ułożyć.”

Po opisanym tutaj zajściu, wszelkie paranormalne zdarzenia w domu Anny ustały.

Przyznacie Państwo, że przeżycie Łucji to naprawdę spektakularna sprawa zarówno wśród zdarzeń PSI jak i doświadczeń o charakterze granicznym. Mamy tu do czynienia z interwencją duchową, która de facto uratowała Łucji życie, a także z potwierdzeniem wszelkich wrażeń odbieranych przez mieszkańców domu. Istota duchowa towarzyszyła domownikom, a ich zmysły na tę obecność reagowały.

Obserwacja procesu, gdy dusza przechodzi do światła nie jest oczywiście jedyną w historii badań nad zagadnieniami NDE, ale po raz pierwszy spotkałam opis tego zdarzenia widziany z perspektywy osoby, której świadomość znajdowała się całkowicie poza ciałem.

Sama Łucja nadal ma wątpliwości, czy owa „wibrująca tkanina czasoprzestrzeni” uchyliła się tak naprawdę dla niej czy dla duszy tego mężczyzny? Innymi słowy, czy on wykorzystał ten moment, aby wreszcie opuścić swoisty pas graniczny, na którym utknął? Czy ona sama w związku z tym żyje niejako „na kredyt”?

Myślę, że są to bezpodstawne obawy i każdy z nas opuszczając wymiar fizyczny czyni to na swojej własnej fali światła, zgodnej z naszą częstotliwością wibracyjną. Potwierdzenie tego odnaleźć można na oddziałach hospicyjnych, gdzie zgromadzono pacjentów paliatywnych, którzy bardzo często znajdują się już mentalnie po drugiej stronie. Widzą świat rzeczywistości niejawnej na równi z naszym wymiarem. Ludzie ci opowiadają o jasnych istotach, smudze światła lub aniele, który zabrał dusze ich towarzyszy. Podkreślają, że oni również chcieli odejść, lecz zostali pominięci, ewentualnie łagodny głos powiedział im „ jeszcze nie dzisiaj”.

Choć paradygmat Newtona odseparował nas od myśli o dualności naszego istnienia to większość intuicyjnie czuje swoją świetlistą naturę. Przychodzimy tu ze światłem i z nim odchodzimy. Czymkolwiek ono jest, pamięta nas i oczekuje naszego powrotu.

Otagowano , , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

3 odpowiedzi na „Na granicy światów

  1. Justyna komentarz:

    Myślę, że dusza mężczyzny mogła w końcu odejść do światła dlatego, że zrobił dobry uczynek. Uratował życie innego człowieka i został za to nagrodzony.

  2. Ola komentarz:

    W książce Przeznaczenie Dusz M.Newton porusza kwestie części ducha, które utyka w naszej rzeczywistości np. z żalu. Taka dusza po odpokutowaniu tego co miała na ziemi była gotowa do przeniesienia się na druga stronę i stworzyła okazję do tego by się tam przenieść. Nic sie nie dzieje bez przyczyny, a wiec dzieki temu Łucja miała okazje do szybkiego oświecenia:)

  3. joanna komentarz:

    Dziękuję Pani Beatko za przytoczenie tej przejmującej historii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *