Nietypowa realcja ze stanu poza ciałem

 

Dzisiaj przytoczę pewną historię spisaną już ładnych parę lat temu. Jest to opowieść bardzo nietypowa i przez to dająca do myślenia. Zwykle opuszczając ciało spotykamy świetlistą istotę, bliskich zmarłych lub wkraczamy bezpośrednio w nieznany nam świat. Bohater dzisiejszego artykułu opuścił ciało, aby stanąć twarzą w twarz z człowiekiem, którego zabił.

Tą opowieść zawdzięczam szczerości Anny, a jej głównym bohaterem jest jej dziadek Henryk. Otóż, kiedy Anna dostała się na swoje wymarzone studia medyczne jej dziadek nagle stracił przytomność, znalazł się w szpitalu gdzie jego stan się pogorszył. Przeżył tam dwukrotnie śmierć kliniczną, zapadł w śpiączkę, ale po trzech dniach obudził się i zażądał rozmowy w cztery oczy z Anną. W tej rodzinie życzenie dziadka było rozkazem. Dodać należy, że starszy pan przez lata zajmował wysokie stanowisko na szczeblu partyjnym, co nawet w warunkach szpitalnych zapewniało mu pewne przywileje. Był też zdeklarowanym ateistą, choć swojej żonie nie przeszkadzał w praktykach religijnych i nie oponował, kiedy chrzciła ich dzieci. Pan Henryk miał sześciu wnuków i tylko jedną wnuczkę Annę, którą zawsze rozpieszczał, dając pozostałym wnuczętom nieustające powody do zazdrości. Kiedy doszło do spotkania, Anna usłyszała swego rodzaju spowiedź, która brzmiała mniej więcej tak:

„ Powiedzieli mi, że umarłem i to dwa razy. Chyba mają rację i niestety muszę przyznać, że po drugiej stronie coś jest. Martwi mnie to, bo całe życie myślałem inaczej, a ja nie lubię się mylić. Jest jeszcze coś gorszego, ja po tamtej stronie spotkałem Mietka. Widzisz, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale ja tego Mietka zabiłem. Stało się to jak byłem w partyzantce i nie było działaniem celowym. ( Henryk uciekł do lasu, kiedy Niemcy aresztowali jego brata. Brat wyrwał się z rąk żandarmów i po pewnych perypetiach również dołączył do oddziału. Starszy brat był dla Henryka niezwykle ważny. Od niego dowiedział się, że „religia to opium dla mas” i nie ma to jak komunizm).

Anna struchlała, bo do tej pory dziadek jawił się jej, jako wieczny święty Mikołaj. Nie wyobrażała sobie, żeby mógł kogoś skrzywdzić.

„W szpitalu na moment odzyskałem przytomność, a później wpadłem w taki czarny tunel, z którego wyleciałem niczym z procy. Upadłem na coś twardego. Kiedy otworzyłem oczy znalazłem się w miejscu tego całego nieszczęścia, a Mietek na mnie czekał. Podszedłem do niego, a ten bez niczego wykrzyknął:, że mnie zastrzeliłeś rozumiem, że zakopałeś byle gdzie to trudno. Woda już dawno kości po świecie poniosła. Mnie jest przykro, żeś ty mnie nie wspominał, nie żałował, jednej modlitwy nie zmówił. Tyle lat na ciebie czekałem w tym miejscu to sobie teraz razem tu posiedzimy. Nagle coś mnie wyrwało i odzyskałem świadomość. Uwierz mi ja go nie chciałem zabić. Wiesz, że do domu nie miałem powrotu. Przygarnęli mnie do oddziału. Najpierw byłem taki odnieś podnieś pozamiataj, ale mi zaufali, podszkolili i dostałem poważniejsze zadania. Tej nocy stałem na warcie. Wcześniej doszły nas słuchy, że Mietek nie żyje. Kiedy go zobaczyłem wpadłem w panikę i strzeliłem w jego kierunku. Szybko oprzytomniałem i podbiegłem do niego, ale już nie żył. Ze strachu wepchnąłem ciało do rowu i przykryłem gałęziami. Oczywiście koledzy przyszli sprawdzić, co się dzieje. Skłamałem, że broń sama wypaliła. Oberwałem po pysku. Przez kilka nocy szykowałem mogiłę dla Mietka. Zrozum byłem gołowąsem, w nocy nastała pełnia i w świetle księżyca wszystko wydawało się takie dziwne. Przypomniały mi się historie o różnych utopcach i duchach, które opowiadała moja babka. Wydawało mi się, że zaraz coś upiornego się pojawi, a tu bęc, Mietek. Jeszcze żeby, choć tej plotki nie było o śmierci Mietka to może sprawy potoczyłby się inaczej.

Nie roztrząsałem tego, co zaszło. Wielokrotnie brałem udział w wydarzeniach, które mnie przerastały. Kiedy wojna dobiegła końca pomagałem matce Mietka, bo tylko ona z jego rodziny żyła. Myślałem nawet żeby jakoś zorganizować mu porządny pochówek, ale przyszła powódź i krajobraz się zmienił, nie potrafiłem znaleźć jego mogiłki. Powiedz mi, co ja mam teraz zrobić? Anna nie potrafiła sama przeanalizować tej sprawy. Brat jej koleżanki był zakonnikiem. Przyjął imię Antoni. Pojechała do niego i poprosiła, aby rozmowę z nią potraktował na warunkach spowiedzi. Wysłuchał ją cierpliwie i zaproponował mszę gregoriańską za duszę Mietka, a w przyszłości również za jej dziadka. Dodał otuchy i wytłumaczył, że być może to widzenie na granicy życia i śmierci miało skłonić jej dziadka, aby przemyślał swoje postepowanie i pojednał z Bogiem. Anna zapytała: jak myślisz, czy ten zmarły rzeczywiście na niego czekał, czy dziadek spotkał dusze kolegi? Po długim namyśle zakonnik odpowiedział, że jeśli jakieś działanie może człowieka zbliżyć do miłości bożej to wszystko jest możliwe.

Po rozmowie z Anną dziadek zgodził się na spotkanie z Antonim. Anna była ciekawa reakcji dziadka. Henryk powiedział jej tylko tyle: gdyby mi Boga przedstawiano tak jak robi ten zakonnik to bym wierzył. Mnie Bogiem tylko straszono, no to się zbuntowałem.

W tej sprawie pewnie wiele do powiedzenia miałby psycholog. Wszak wyparcie powodować może konsekwencje rzutujące na całe życie człowieka. Nie jestem psychologiem. Wierzę, że Henryk spotkał swojego kolegę w świecie, który najmocniej go przyciągał i w realiach, z którymi rezonował. Pozostaje mieć nadzieję, że obydwaj doznali łaski spokoju.

Otagowano , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *