Podczas podróży do Warszawy miałam przyjemność poznać bardzo miłą osobę.
Pani A. Opowiedziała mi dramatyczną historię choroby swojej córki. Było to o tyle ciekawe, że z jednej strony podchodziła do sprawy emocjonalnie, jako matka, a z drugiej rzeczowo, jako lekarz.
Kiedy rozstawałam się z moją uroczą rozmówczynią przedstawiłam się, zdradziłam cel mojej podróży do stolicy i powiedziałam, że prowadzę bloga poświęconego omawianej tematyce.
Moja rozmówczyni była wzruszona, powiedziała: „ Z tego wniosek, że miałyśmy się spotkać. Niech pani napisze o mojej córce. „ Obiecałam, że tak właśnie zrobię i dzisiaj słowa dotrzymuję.
Córka Pani A. cierpi na poważną wadę serca. Kilka lat temu dziewczynka zachorowała i w wyniku powikłań znalazła się na Oddziale Intensywnej Terapii. Przeszła śmierć kliniczną, a następnie zapadła w śpiączkę, która trwała wiele dni. W tym czasie wykonano liczne badania i rodzice usłyszeli straszną diagnozę:, jeśli nawet dziecko wybudzi się ze śpiączki będzie rośliną. Pani A. zapoznała się z wynikami badań i jako lekarz przyznaje, że sama nie postawiłaby bardziej optymistycznej diagnozy. Trudno w takich okolicznościach żywić nadzieję na szczęśliwe wyzdrowienie i pocieszać się myślą o ewentualnej pomyłce lekarskiej. Był to straszny czas dla całej rodziny. Po dniach niepewności, ku zdumieniu wszystkich dziewczynka wybudziła się ze śpiączki i zupełnie przytomnie reagowała na zastaną rzeczywistość.
Następnie nie spała przez prawie dziewięćdziesiąt godzin. Mało tego, dziewczynka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się w jej otoczeniu. Informacje, które podawała były szczegółowe. Wiedziała, kto i co jej czytał, kto z kim, o czym rozmawiał, kto się nią opiekował, znała nawet imię pielęgniarki, która pełniła dyżur w dniu poprzedzającym jej przebudzenie. Jak na świadomość diagnozowaną na poziomie roślinki to sporo, prawda?
W tym miejscu przywołam historię doktora Ebena Alexandra, który również stanowił przypadek beznadziejny z punktu widzenia neurologii, a kiedy wrócił do zdrowia i analizował własne wyniki badań uznał swoje uzdrowienie za niewytłumaczalny dla medycyny cud. Podszedł do sprawy z pokorą i pisząc książkę pt. „Dowód” postawił na szali karierę i olbrzymi dorobek naukowy, aby dać świadectwo Prawdzie, której doświadczył. Z tego, co mówił w jednym z wywiadów wynika, że choć nie spotkał się z jawnym ostracyzmem środowiska to reakcje jego kolegów były, co najmniej chłodne. Gdyby bowiem podążyć za tezą doktora Alexandra należałoby przyjąć, że to, co nazywamy świadomością , znajduje się poza mózgiem i choć w jakiś sposób z tym organem współpracuje to nie jest jego istotą. Czym zatem jest świadomość? Moim skromnym zdaniem jest to nasza dusza. Proszę zwrócić uwagę, że większość osób, które doświadczyły opuszczenia ciała, mówi mniej więcej tymi słowy: „ unosiłem się nad salą, a ta dziwna powłoka pozostawiona na stole operacyjnym wcale nie była mną” lub „ Nie czułem, że coś straciłem patrząc na własne ciało. Przecież nadal byłem sobą, wiedziałem, że ja to po prostu ja” Ludzie wychodzący poza swoją fizyczność nie czują się kimś innym, a może właśnie wtedy docierają do własnego Ja ?
Podczas rozmowy z Panią A. stwierdziłam, że w mojej opinii nauka posiadła może 10% z całości wiedzy na temat pracy i zadań ludzkiego mózgu. Pani A. odparła, że jestem wielką optymistką bo jej zdaniem neurolodzy wiedzą znacznie mniej, a resztę ledwie przypuszczają lub nawet jedynie przeczuwają. Nie chciała ujmować nic swoim kolegom, ale zdała sobie sprawę, że przypadek córki nie jest bynajmniej odosobniony. Owszem, zwłaszcza w dziedzinie neurochirurgii postęp jest ogromny, ale nie oznacza to, że neurolog wie o mózgu wszystko.
Córka Pani A. wróciła do zdrowia i mimo wady serca uczy się i funkcjonuje normalnie. Przez dłuższy czas nie chciała rozmawiać na temat swojego wyjścia poza ciało. Dopiero po śmierci dziadka widząc rozpacz swojej mamy otworzyła się na to wspomnienie. Pocieszała mamę słowami: „nie płacz, ja tam byłam. Zapewniam cię, że dziadek jest szczęśliwy, nie cierpi i po prostu istnieje. On tam na nas na pewno zaczeka i spotkamy się z nim po drugiej stronie. Jako lekarz widzisz śmierć ciała, ale uwierz mi jest coś jeszcze. Płacz nie ma sensu. Dziadek bardzo cierpiał, a teraz jest w miejscu gdzie nie ma cierpienia, za to jest bardzo dużo światła i wszyscy są dobrzy. Mamo umrzeć to jest tak jakby przejść do innego pokoju”.
Pani A. była wdzięczna córce za te słowa, uspokoiła się i zrozumiała, że w przypadku śmierci tak naprawdę nie można mówić o stracie, a tylko o chwilowym rozstaniu.
Nie muszę chyba nikogo przekonywać jak wielki wpływ na życie Pani A. tak prywatne jak i zawodowe miały doświadczenia związane z chorobą córki. Słowa diagnoza to nie wyrok, po czymś takim nabierają szczególnego znaczenia.
Od siebie dodam tylko tyle: po pierwsze po raz kolejny dziękuję Dobrym Aniołom, że zaaranżowały nasze spotkanie, po drugie serdecznie pozdrawiam Panią A. oraz jej dzielną córkę i życzę dużo zdrowia!
diagnoza to wskazówka często co robimy źle. W wielu przypadkach wystarcza zmienić dietę. To może wydawać się dla wielu osób śmieszne, ale człowiek tym co je może się uzdrowić z wielu chorób, nawet tych, które wydają się być wyrokiem. Wiele zależy od nastawienia
Zgadzam się w 100 %. Ajurweda, której jestem gorącą admiratorką mówi jasno : pierwszym lekarstwem jest jedzenie. Pozdrawiam serdecznie.
…”moim skromnym zdaniem, jest to nasza dusza”… ze pozwole sobie zacytowac Pania.
Nie ma czegos takiego, jak dusza. W tej rzeczywistosci bardzo przywiazujemy wage do naszego ciala, fizycznej istnienia, bo tak nas nauczono w naszej cywilizacji. A dusza… no wlasnie. Nagle otwiera oczy po smierci fizycznego ciala i zaczyna swoja egzystencje czy jak?
Nie. Jestesmy powiekszajaca sie z biegiem lat swiadomoscia. Od samego urodzenia. Zyjemy w cialach fizycznych, dzieki ktorym zbieramy ziemskie doswiadczenia. W jakims celu. I wlasnie tak powinnismy postrzegac nasza egzystencje tutaj. A kiedy cialo umrze – przenosimy sie dalej. W jakim celu? Kiedys wszyscy sie dowiemy.