Inspirację do napisania niniejszego tekstu stanowi ciekawy mail od Pani, która również przeżyła śmierć kliniczną. Zdarzenie to miało miejsce w dzieciństwie i od tego czasu Pani ta miewa przeczucia i sny o charakterze prekognicyjnym. Niestety bardzo często znajdują one odzwierciedlenie w rzeczywistości. Użyłam słowa niestety, ponieważ nie są to prognozy pomyślnych zdarzeń.
Na podstawie przeżyć własnych oraz relacji uzyskanych bezpośrednio czy opisanych w literaturze tematu, można wysnuć wniosek, że w momencie opuszczenia ciała zostaje przerwana (zniszczona) bariera, która skutecznie oddziela nas od innego wymiaru. Można też powiedzieć, że przestajemy być izolowani przed kontaktem z Kroniką Akaszy, polem morfogenetycznym, globalną świadomością, nazwa jest dowolna ale istota sprawy niezmienna. Podobny stan osiągają mnisi podczas długotrwałych medytacji, tyle, że proces jest łagodniejszy, a ich bariera wydaje się po prostu rozpuszczać. I tu dochodzimy do sedna sprawy: Czy to dobrze czy źle? Czy takie zdolności to dar czy raczej ciężkie brzemię? Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie bardzo wymownym przykładem jest ta oto historia.
Pewna kobieta, jako dziecko przeszła ciężkie zapalenie płuc. W wyniku powikłań doszło do zatrzymania pracy serca. Odratowano ją i od tego czasu zaczęły się dziwaczne sny, obrazy pojawiające się na przykład w trakcie rozmowy telefonicznej i wizje, nad którymi nie panowała. Utrzymywała to w tajemnicy, obawiając się reakcji otoczenia. Ukończyła szkołę pielęgniarską, wyszła za mąż urodziła córeczkę. W Polsce nastał czas transformacji ustrojowej i nasi rodacy zaczęli podróżować na potęgę. Rodzice chrzestni córki tej Pani wykupili wycieczkę do Egiptu. Od tego momentu zaczęły ją prześladować koszmary. Ze względu na długoletnią przyjaźń zdecydowała się im o tym powiedzieć. Informacje te przyjęli bez emocji i nie zmienili planów. Kiedy zadzwonili z hotelu meldując , że szczęśliwie dotarli na miejsce, mąż tej kobiety powiedział: Widzisz wariatko, po co ludzi straszysz? Sytuacja zmieniła się diametralnie po kilku dniach pobytu. Turystów zaatakowała tak zwana „klątwa faraona”. Mężczyzna jakoś to zniósł, ale jego żona wylądowała w szpitalu. Była dwukrotnie reanimowana, ponieważ w wyniku odwodnienia poziom elektrolitów i potasu był tak niski, że odbiło się to na pracy serca. Kiedy kobieta pojechała odebrać przyjaciół z lotniska, usłyszała tylko „wykrakałaś”. Zabrzmiało to złowieszczo niemal jak zarzut – ty to na nas ściągnęłaś! Po tym doświadczeniu zamilkła na długo.
Postawiła wszystko na jedną kartę kilka lat później kiedy jej córeczka wybierała się na szkolną wycieczkę. Miała bardzo ciężką noc, koszmarny sen powtarzał się raz za razem. Rano chciała zatrzymać małą w domu, ale mąż ostro protestował i zawiózł ją do szkoły. Kobieta nie wytrzymała. Wsiadła w swój samochód i wyciągnęła dziecko z autokaru tuż przed odjazdem. W drodze powrotnej doszło do wypadku. Na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale wiele dzieci ucierpiało. Matka najbardziej poszkodowanego chłopca zrobiła jej scenę w sklepie: Wiedziałaś, ty wstrętna czarownico! Wiedziałaś i nie ostrzegłaś nas! Jak to bywa w małych miejscowościach sprawa szybko nabrała rozgłosu. Lawina plotek i złośliwości wymusiła na tej pani przeprowadzkę do dużego miasta. Rozpadło się jej małżeństwo. Sami Państwo przyznacie , że to wysoka cena za dar przewidywania przyszłości.
Przyznaję, że również mnie zdarzają się takie sny. Ostatni przed katastrofą airbusa we francuskich Alpach. Śniłam, że znajduję się w białej kuli. W pewnej chwili pojawiła się krew. (Oszczędzę Państwu drastyczne szczegóły). Cała krew zaczęła gromadzić się w jednym miejscu po środku kuli. Bardzo szybko krzepła. Nie bałam się byłam tylko bezbrzeżnie zdumiona. Do środka kuli przeniknęła szara postać, nie potrafię powiedzieć kim była. Z góry zaczęły spadać różne przedmioty: męski zegarek, kolorowa bransoletka, smoczek, młodzieżowy zegarek z plastiku, okulary. Przedmioty spadały wprost w kałużę krwi. Wykrzyknęłam „matko moja jak dużo tych rzeczy!”. Szara postać przysunęła się bliżej i powiedziała „będzie sto pięćdziesiąt, będzie ich sto pięćdziesiąt”. Następnego dnia miałam wiele obowiązków i o katastrofie samolotu dowiedziałam się dopiero późnym popołudniem. Cóż mi po tej wiedzy, skoro okazuje się bezużyteczna? Nie walczę z tym, co przychodzi, raczej przyjmuję do wiadomości bez angażowania energii życiowej. To nie jest obojętność , tylko instynkt samozachowawczy, który ratuje mnie przed goryczą wynikającą z bezsilności.
Przed wielkimi kataklizmami i katastrofami wiele osób ma, co najmniej, niepokojące sny. Zupełnie jakby sama Ziemia chciała zminimalizować konsekwencje pewnych nieuniknionych zdarzeń. Przeważnie nikt nie traktuje tego serio. Zastanawiam się skąd u ludzi, którzy wszystko w życiu planują z dużym wyprzedzeniem, bierze się ten determinizm, przekonanie, że co ma być to będzie. Rozumiem nieufność wobec osób postronnych, ale jak można nie wierzyć nawet samemu sobie ?
Na koniec przypomnę piękne słowa Paulo Coelho
Mój ojciec, człowiek świecki, sceptyczny i twardo stąpający po ziemi, jakieś pół roku przed zamachami 11 września 2001 towarzyszył mi w spacerze po Nowym Jorku i w zwiedzaniu World Trade Center. Ku mojemu zdziwieniu odmówił pojechania na górę, na piętro widokowe. Wjechałem, zobaczyłem, zjechałem na dół i znalazłem ojca, który siedział na dole na placyku-dachu niskiego budynku pomiędzy wieżami. Spytałem, czemu nie chciał wjechać na górę – stwierdził, że tu musi być jakieś cmentarzysko gdzie pogrzebane są tysiące ludzi, i atmosfera jest dziwna, więc nie chciał wjeżdżać. Mi też zresztą śnił się niewiele wcześniej przerażający sen, w którym nad Manhattanem bardzo nisko leciał samolot, a następnie rozbijał się o któryś budynek na dolnym Manhattanie :-/. Było jeszcze więcej przeczuć, tylko co z tego, skoro o wszystko to zaczyna wyglądać sensownie dopiero gdy jest „po ptakach”?
Pani Beato a czym, według Pani, jest to zaglądanie w przyszłość? Czy to odczytanie jednego z wielu scenariuszy, który akurat „wpadł” nam do głowy czy też przyszłość jest z góry zaplanowana a my nie możemy już zmienić?
Jeżeli mielibyśmy do dyspozycji tylko jeden scenariusz, to Bóg musiałby być bardzo mało kreatywny;-)
gdyby istniał…
Bóg istnieje a jak wygląda to nie mam pojęcia. Wiem tylko że istnieje.
nareszcie znalazłam coś dla siebie :), przeczucia towarzyszą od mi od zawsze, również przeżyłam śmierć kliniczną ale chyba u mnie to coś więcej. 🙂 Moja babcia, mama, siostra są czarownicami 🙂 ze snami, przeczuciami widzą duchy, taka rodzina 🙂 , wierzę w sny, nauczyłam w nie wierzyć mojego męża i moje dzieci, którzy dobrodusznie podkpiwają z mojej wiary w gusła, ale biorą je pod uwagę. Zdolności po mnie odziedziczył jeden syn, więc chyba w jakiś sposób jest to dziedziczne. Bardzo chętnie porozmawiałabym z tobą, jeśli znajdziesz chwilę napisz . Pozdrawiam cieplutko 🙂
Cześć, możesz się ze mną skontaktować, bardzo mi na tym zależy Thais
jest to =coś= też doświaczyłam „dotyku smierci” w oczach mi bliskich ludzi ,mimo iż spostrzegłam ,nie mogłam niczemu zapobiec, tak było z babcią , z teściową , i najgorsze z bratem ,jest to uczucie jakby podmuch zimna z innego wymiaru ,obok nas jest to coś , jest mi bardzo smutno bo rozum tego nie ogarnia.