Bliźnięta były i są przedmiotem zainteresowania czy wręcz fascynacji. Mimo postępu nauki i medycyny patrzymy zdumieni, kiedy w naszą stronę biegną dwa identyczne maluchy.
Fizycznie są dosłownie nie do odróżnienia. Jest to bez dwóch zdań związek nie tylko cielesny, ale też duchowy.Tajemnicza nić, która łączy umysły i dusze. Bliźnięta potrafią stworzyć własny język albo porozumiewać się bez słów. Jeśli jedno jest w niebezpieczeństwie drugie to po prostu wie. Poznałam w pracy panią, która miała bliźniaczą siostrę i opowiadała mi, że kiedy jej bliźniaczka zaczęła rodzić swoje pierwsze dziecko, ją z domu rodziców zabrało pogotowie z bólami podbrzusza, które trwały praktycznie całą noc. Ustały dokładnie w czasie, kiedy siostra urodziła. Takich przypadków jest mnóstwo i nie ma w tym żadnej sensacji. Opiszę jeszcze jeden, ponieważ wydaje mi się ciekawy.
Teść mojej koleżanki ma brata bliźniaka, który mieszka na południu Niemiec. Obaj panowie lubią majsterkować, kiedy teść pomagał im w remoncie, doszło do wypadku. Pracował z pistoletem do gwoździ i jednego wstrzelił sobie centralnie w dłoń. W tym czasie jego brat odczuł silny, wręcz paraliżujący ból w tej samej dłoni i również znalazł się w szpitalu. Zrobiono wiele badań, które nic nie wykazały. Sprawa wyjaśniła się, kiedy żony bliźniaków porozumiały się ze sobą.
Dla mnie nie mniej interesujące jest zjawisko bliźniaczych dusz, czyli osób blisko lub wcale niespokrewnionych, które również doświadczają szczególnej więzi. Oczywiście, jeśli wierzymy w wędrówkę dusz to jasne jest, że bliźniacze dusze mogły dzielić ze sobą niejedno życie. Mało tego mogą żyć w różnych relacjach na przykład matka- dziecko, dwie przyjaciółki itd. Trwa to zapewne tak długo aż oczyszczą powiązania karmiczne i odrobiwszy potrzebną lekcję będą mogły pójść dalej własną drogą. Chciałabym przedstawić pewną historię, którą można wytłumaczyć jedynie w kontekście bliźniaczych dusz. Innego rozwiązania nie znajduję.
Pani Gosia miała kuzynkę Elżbietę, z którą przyjaźniła się od dzieciństwa. Ich drogi rozeszły się w dorosłym życiu, kiedy Elżbieta wyjechała razem z rodziną do Niemiec. Niemniej często do siebie dzwoniły i sporadycznie odwiedzały. Ta odległość nie miała dla nich znaczenia ciągle czuły to wyjątkowe, silne połączenie. Kiedy Elżbieta zachorowała, a jej chorobę zdiagnozowano obie panie jeszcze bardziej umocniły wzajemne relacje. Elżbieta nie dopuszczała myśli, że właściwie zostało jej kilka miesięcy, miała wielką wolę życia. Bardzo schudła, a ponieważ posiadała mnóstwo ubrań wysłał je Gosi – nawet rozmiar odzieży nosiły ten sam. Pewnego dnia odbyły wyjątkowo długą rozmowę telefoniczną, podczas, której Elżbieta wydawała się bardzo ożywiona i optymistycznie nastawiona, co do swojej przyszłości. Wieczorem Gosia założyła przecudnej urody koszulę nocną otrzymaną od przyjaciółki i spokojnie położyła się spać. Zaczęła śnić koszmarny sen, powiedziała później, że walczyła w nim o swoje życie. Owszem budziła się na chwile, ale zasypiała ponownie. Twierdziła, że coś ją dusiło, czuła, że jej serce przestaje bić. Wreszcie wyrwała się z objęć tej makabry. Była spocona, wyczerpana, a na ciele miała liczne zadrapania. Te można jeszcze wyjaśnić bezwiednym samouszkodzeniem.Obie nie potrafimy rozwikłać zagadkowych obrażeń na plecach. Wyglądały jakby ktoś podrapał Panią Gosię obiema rękoma. Ślady były równe, głębokie i bolesne. Koszula i pościel nie miały ostrych obszyć ani guzików.
Tej samej nocy jej przyjaciółka zmarła. W pewnym sensie Pani Gosia towarzyszyła jej w agonii, a na pewno współodczuwała ten stan. Pod rozwagę należy przyjąć: czy fakt, że miała na sobie odzież należącą wcześniej do Elżbiety mógł spotęgować opisane doznania?
Interesujące, że na miejscu przy Elżbiecie byli jej najbliżsi, którzy widząc jak gaśnie mieli większą świadomość sytuacji i mogli spodziewać się najgorszego. Kiedy zaczęła umierać spali spokojnie, ponad tysiąc kilometrów dalej ktoś inny był blisko.
Jak się okazuje dla duszy czas i przestrzeń nie mają znaczenia, liczą się zupełnie inne kryteria.
Myślę, że bliźniaki mają tak podobny kod genetyczny, że przeżywają rzeczy przez to tak podobnie i dzięki temu tak dobrze się rozumieją.
Nigdy fizycznie nie spotkałam mojej bliźniaczki duchowej, poznałyśmy się dzięki pewnej psycholog. Ta Pani, jako pracę doktorską, pisała książkę o psychologii snów. W roku 2003 zamieściła na łamach „Czwartego Wymiaru” anons, by zgłosili się chętni do opisania swoich snów. To Ona, stwierdzając nasze z Lilianą niezwykłe podobieństwo, za naszą zgodą skontaktowała nas. Trudno jest mi tutaj udowodnić na czym to podobieństwo polegało, bo wyrażało się ono na podstawie naszych odczuć, reakcji, interpretacji sfery duchowej i tej, o której z Panią psycholog pisałyśmy – sennej. Pewnej nocy śniłam, że jestem na przyjęciu, na którym była też Liliana, od razu ją poznałam, choć zupełnie nie wiedziałam, jak naprawdę wygląda. W liście opisałam jej ten sen, była niezwykle zadziwiona trafnością, jak ją widziałam. Określiłam nawet jej wygląd (włosy, ubiór), że podobna była do Cyganki. Na co ona odpowiedziała, że tak właśnie ją nazywali w szkole średniej, ze wzgledu na urodę i styl. Nasze listy, to były elaboraty, płynęły nieprzerwaną strugą poprzez kontynenty. Kiedyś przyfrunęła tylko kartka piękna, ale napełniła mnie dziwnym smutkiem. Przedstawiała drzewo rosnące na skraju urwiska nad rzeką, było ono w jesiennej szacie i wiele liści już opadło, płynęly w dal. Liliana pisała, że czuje się słaba, przyznała się, że niepokoi ją guz w piersi. Pisała, żebym się nie martwiła, bo jest pod dobrą opieką, że wkrótce napisze więcej. Ale ja poczułam coś innego… Przez jakiś czas przysyłała kartki i krótkie wiadomości, ja słałam ciepłe słowa otuchy, bo bardzo chciałam by się spełniły. Po długiej przerwie dostałam list pisany pod dyktando Liliany, przez jej siostrę. Nie było dobrze, ale wciąż żyła nadzieją, że wróci do zdrowia. Bardzo przeżywałam tę sytuację, otulałam ją swoimi najlepszymi myślami, słałam Białe Światło i posyłałam kartki z pięknymi kwiatami i widokami. Którejś nocy śniłam jakiś koszmar, bardzo w nim płakałam i obudziłam się. Nie było konkretnej treści tego snu, lecz uczucie ogromnego strachu i żalu. Zasnęłam ponownie i nad ranem we śnie usłyszałam przecudną muzykę i śpiewy. W zachwycie nazwałam to niebiańską muzyką, chórami anielskimi i usiłowałam dojrzeć skąd pochodzi. Spojrzałam w górę, a tam wysoko, całe niebo przesłaniali aniołowie tworząc jakby kopułę. Trudno jest mi opisać to uczucie zachwytu, zapierającego dech na widok tego, czego byłam świadkiem. Zastygłam na jakiś czas, aż wszystko zaczęło się oddalać ode mnie, obraz zniknął, ale tę cudną muzykę jeszcze słyszałam będąc pomiędzy snem i jawą. Co to było, zastanawiałam się. Za kilka dni miałam znowu epizod senny – w zupełnej ciemności stało (zawieszone?) krzesło, na którym siedziala Liliana i patrzyła na mnie bardzo poważnie. Ubrana była w ciemny kostium, całość sprawiła, że się obudziłam i domyśliłam, że przyszła się pożegnać. Zapytałam Panią psycholog czy coś wie o mojej przyjaciółce, opisałam swoje sny. Liliana odeszła dokładnie w czasie, kiedy ja śniłam o aniołach. W moim odczuciu odprowadzałam ją do niebios bram. Nasza znajomość trwała zaledwie kilka miesięcy, ale łączyło nas niezwykle głębokie zrozumienie, czego obie potrzebowałyśmy. Myślę, że ze względu na Lilianę nie było to przypadkowe spotkanie dusz, które dzieliło 16 tys km. To ona nazwała mnie swoją siostrą, bliźniaczką duchową. Dodam jeszcze, że ze względu na nasze niezwykłe sny, jak powiedziała autorka, tytuł książki brzmi „Psychologia i parapsychologia snów”.