W korespondencji od Państwa często przewija się temat samobójczej śmierci bliskiej osoby. Przez wieki Kościół katolicki traktował ten czyn jako grzech śmiertelny, a żeby jeszcze bardziej podkreślić jego wagę, ludzi którzy targnęli się na swoje życie chowano poza terenem cmentarza, często koło śmietnika lub przy samym murze cmentarnym. Pochówek w niepoświęconej ziemi, jako rodzaj wykluczenia ze wspólnoty miał odstraszać inne osoby przed zamachem na własne życie. Na dzień dzisiejszy KK przyjmuje, że samobójstwo jest wynikiem choroby psychicznej i samo w sobie nie stanowi aktu odrzucenia Boga. Mimo to osoby wierzące obawiają się o dusze swoich bliskich, co widać nawet na podstawie lektury Państwa listów.
„Siostra mojej mamy była w czasie II Wojny Światowej łączniczką AK. Wykonywała bardzo niebezpieczną konspiracyjną robotę. Jak sama mówiła nie bała się śmierci tylko tortur. Była mało odporna na ból i obawiała się, że kogoś wyda, że zdradzi ważne informacje. Jakimś sposobem weszła w posiadanie kapsułki z cyjankiem potasu. Użyła trucizny kiedy Gestapo otoczyło jej dom, a wcześniej podpaliła jedno z pomieszczeń ( prawdopodobnie niszcząc w ten sposób jakieś dokumenty). Moja Mama często modliła się za siostrę, za odkupienie jej duszy. Wszyscy, nawet ksiądz, tłumaczyli jej, że nie ma racji, że ciocia na pewno poszła do nieba, ale mama mówiła ”samobójstwo to samobójstwo”. Ja myślę, że to była niewinna śmierć, ale czasami przypominają mi się słowa Mamy i nachodzą mnie wątpliwości.”
Inny mail :
„Mój brat powiesił się w Nowy Rok. Podejrzewamy, że to te leki zrobiły i najpierw była euforia, a później jeszcze gorzej . Babcia płacze, że brat nie pójdzie do nieba. Zamawia msze i modli się bez końca.”
Moim skromnym zdaniem, nikt nie odbiera sobie życia dla zabawy. Za każdym samobójstwem stoi niewyobrażalna rozpacz i dramat konkretnego człowieka. Pozostaje pytanie przed czym samobójca ucieka? Zapewne przed czymś, co wydaje mu się straszniejsze od śmierci. W pierwszym z opisanych przypadków sprawa jest oczywista. Kobieta odebrała sobie życie ze strachu przed torturami Gestapo. Był to czyn heroiczny, poświęcenie własnego życia dla ratowania towarzyszy walki, dla sprawy ważniejszej niż życie jednego człowieka. Absolutnie nie rozumiem wątpliwości niektórych członków rodziny, wszak „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.”
Samobójstwo pod wpływem antydepresantów to klęska współczesnej farmakologii i medycyny. Kolejne pozorne wsparcie, lek, który przez pewien czas maskuje chorobę, żeby w ostatecznym rozrachunku nasilić jej objawy. Gdyby ktoś pod wpływem tych leków zamiast zabić siebie, zgładziłby kogoś innego? Przypuszczam, że nie poniósłby z tego tytułu odpowiedzialności karnej. Jak można zatem obciążać go winą za zamach na własne życie?
Ta osoba jest ofiarą pazerności koncernów farmaceutycznych wypuszczających na rynek leki, co do działania których nie ma wystarczających badań.
Na blogu publikowałam relacje niedoszłych samobójców. Wizje dziwnego, przerażającego świata, który ujrzeli odchylając ledwie zasłonę śmierci, robią rzeczywiście piorunujące wrażenie. Podobny obraz przedstawiony został w filmie „Nasz dom” , nakręconym na podstawie książek Chico Xaviera. W filmie, aby opisać to miejsce, użyto określenia czyściec. Być może właśnie tak jest. Nie przypuszczam aby chodziło tu o karę w popularnym znaczeniu tego słowa. Raczej o uporządkowanie myśli, dojście do siebie, otwarcie duszy na miłość Boga. Czyściec kojarzy się wprost z oczyszczeniem. Wejściem w nową dla siebie rzeczywistość bez starych przyzwyczajeń, nawyków i osądów. Podstawowym warunkiem wydaje się być wybaczenie, ono bowiem przerywa cierpienie. Mam tu na myśli tak wybaczenie sobie jak i innym, do których mamy żal. Nie wierzę w piekło, pochłaniające dusze na wieki potępione. Bez względu na kultywowaną religię jesteśmy dziećmi jednego Boga, który nie skazałby żadnego z nas na taki los. Miłość Boga jest doskonała – nie ma tu miejsca na okrutną kaźń.
Życie jest wielkim darem i nikogo nie trzeba chyba przekonywać, co do słuszności tego stwierdzenia. Jak je wykorzystamy zależy głównie od nas samych. Natomiast jego kres nadejdzie w momencie wypełnienia misji powierzonej każdej duszy. Jeśli jednak zdarzy się, że ktoś bliski przyśpieszy ten moment, nie fundujmy sobie dodatkowego obciążenia. Rodziny i przyjaciele samobójców całymi latami obwiniają się za to, że nie zapobiegli niepotrzebnej i bezsensownej śmierci. Każdy sam rozliczy się ze swoich czynów.
Bardzo ciekawy i frapujący temat. Ja też od dawien dawna mam wbite do głowy, że samobójca po śmierci, którą sobie sam zadał bardzo musi cierpieć. I z tego powodu należy mu pomagać modlitwą. Czy rzeczywiście tak jest, że modlitwa pomaga? Trochę było pokazane w filmie „Nasz dom”, ale raczej nie odebrałam tego jako pomoc. Ciekawi mnie co Pani o tym sądzi?
Serdecznie pozdrawiam!
Suicidium – to nie tylko wynik choroby, to problem społeczny notorycznie zamiatany pod dywan, problem z którym walczą lekarze, psychologowie, jednak nie do końca, z dwóch zasadniczych powodów: po pierwsze ktoś musi zauważyć problem, a przy naszej wiedzy żeby nie powiedzieć oportuniźmie nie jest łatwo, po drugie jeżeli już dochodzi do kontaktu z lekarzem pacjent musi chcieć pomocy.
Ale spróbujmy być optymistami , ktoś zauważył zareagował pomoc przyszła w porę, pacjent dostaje leki jest poddawany terapii w Szpitalu po trzech tygodniach wychodzi i znowu jest sam ze swymi problemami, nie ma instytucji czy grup wsparcia dla osób mających tego rodzaju problemy, z reguły spotyka go brak zrozumienia , nietolerancja, czasem szykany, i znów niestety niema na dziś gotowej recepty na sposób postępowania, konieczna, edukacja , i jeszcze raz edukacja,
Zrozumienie problemów zaburzeń psychicznych i próba wyjścia dla tych ludzi z nowa ofertą życia, zbudowania w nich poczucia godność, znalezienia celu w życiu, każdemu z takich ludzi zalecił bym swoistą rehabilitację duchową, i tylko tak można rzeczywiście im pomóc, a na pewno warto,
Zapraszam przytulisko _wariata@wp.pl ja zamierzam spróbować Jerzy „wariat”
Każda inicjatywa jest cenna. Pana uwagi są niezwykle trafne. Życzę powodzenie i pozdrawiam serdecznie. Jeśli chciałby się Pan wypowiedzieć w szerszej formie-zachęcam.
Szanowna Pani!
Dziękuję za miłe słowa,jednak nie mnie one są należne, powinni je otrzymać przede wszystkim „lekarze dusz” pod tym pojęciem rozumiem ,psychiatrów, psychologów , pielęgniarzy, i wielu innych zawodowo zajmujących się zdrowiem psychicznym, a po drugie ludzie, brzydcy, kosmaci, pobijani przez życie , jak ja.
Być może jestem dziwakiem który neguje porządek w tej dziedzinie, jednak jestem siwym starszym panem, który na starość postanowił otworzyć oczy, nie godzić się na półprawdy, i przestać udawać ze problem nie istnieje.
Zajmuję się tylko cząstka problemu które po łacinie nazywa się suicidium, ten problem jest mi najbliższy ponieważ znam go z autopsji i na bazie swojego wieku, burzliwego życia, mogę w sposób rzeczowy skomentować.
Jednak moje „wariactwo” sięga tak daleko że zamierzam nie tylko pisać , słowa są piękne , jednak nie wystarczające , dlatego swoje odczucia zamierzam zmaterializować, może w niewielki sposób ale niestety moje lata ……
ale wróćmy do sedna, problem leży w specyfice schorzeń o których mówimy,
W chorobie klinicznej np. zapalenie płuc jeśli nie ma powikłań podaje się antybiotyk , i po sprawie,
W schorzeniach psychicznych niestety tak to nie działa, pozwolę sobie wysnuć amatorska teorię .
Pacjent popada w depresję, np. stracił pracę w korporacji, ma niespłacony kredyt we frankach, rzuciła go żona, otoczenie uważa go za nieudacznika, telefony , milkną znajomi unikają bo nie daj Boże może czegoś chcieć, zostaje sam depresja się pogłębia , efekt samobójstwo , miał szczęście ktoś wszedł na czas, szpital , lekarze, wyprowadzają go z depresji, to znaczy neutralizują skutek, a co z przyczyną ?
Najczęściej niestety przyczyna pozostaje, i jak bomba z opóźnionym zapłonem tyka, jeżeli eksploduje to kończy się to zapisem w protokóle policyjnym ….. zgon bez udziału osób trzecich… ,
Kto jest winien lekarz, nie on z reguły zrobił wszystko a często więcej niż mógł, więc kto?
Ja, Pani, ten co teraz jest obok nas, wyzbywamy się człowieczeństwa nie słyszymy krzyku o pomoc, żyjemy wyścigiem szczurów, a człowiek często inny, lepiej się odsunąć , nie widzieć.
A ponadto istnieje problem systemowy, polegający na braku „rehabilitacji” dla takich ludzi , owszem są lekarze, jest ich zdecydowanie za mało, są terapeuci, organizacje pozarządowe,
I wszyscy oni robią dobra robotę, niestety nie wystarczająca.
Pacjent idzie do psychiatry pół godziny z nim rozmawia, wychodzi i znów budzą się demony,idzie na terapię znowu spędza godzinę i znowu jest sam.
Społeczeństwo nie jest przygotowane do przyjęcia tych kosmatych, brzydkich, pobijanych jak ja.
Czy pospolity Kowalski jest winien moim zdaniem nie, całe życie w komunie wmawiano mu, że taki problem nie istnieje, teraz unika się tego problemu, a jeżeli już się pisze , to w formie newsa
np. „….obóz koncentracyjny w dziecięcym psychiatryku ..”, więc cóż Kowalski woli uciec od problemu i cieszyć się z „500+”, a tak na marginesie autorka przywołanego artykułu mam nadzieję nieświadomie wyrządza wielka krzywdę tym dla których przysięga Hipokratesa nie jest tylko pustosłowiem.
Przepraszam ale dla mnie jest to pasja, program, cel który jeśli zdrowie pozwoli będę realizował, ale o szczegółach będę informował po starcie bloga, który nastąpi natychmiast po podpisaniu umowy z ZAiKS em, myślę że w ciągu kilku dni.
A sprawa jest pilna, bo niestety odchodzą , bez pomocy.
Jerzy”wariat”
Czy pożna prosić o linki do wypowiedzi niedoszłych samobójców? Trudno je znaleźć na blogu.
Dziękuję