Często dzielicie się Państwo ze mną swoimi doświadczeniami, wrażeniami, a nawet opisujecie sny. Dla mnie wszystkie te przypadki to po prostu dowody na istnienie komunikacji między-wymiarowej. Komunikacji, która może odbywać się na wielu poziomach naszej świadomości jak i podświadomości. Bardzo często zdarza się, że tak żyjący jak i nieżyjący przekazują nam we śnie wiadomości. Sam mechanizm zasypiania, snu wraz z kolejnymi fazami oraz powstawanie tak zwanych marzeń sennych został zbadany i opisany w literaturze fachowej. Interpretacja snów, zapoczątkowana przez badania Zygmunta Freuda, nie jest bynajmniej domeną naszych czasów. Znane są senniki (księgi snów) pochodzące z Asyrii, Babilonii czy Egiptu. Ludzie bez względu na czas w jakim żyli, kulturę czy religię zdawali sobie sprawę z faktu, że sen to stan szczególny. Wtedy właśnie nasze ciało fizycznie podlega regeneracji, a umysł oczyszcza się i porządkuje zebrane dane. Czy jednak tylko o fizjologię tutaj chodzi? Dla osoby, która widzi siebie przede wszystkim jako duszę posiadającą ciało, sen jest darem, a przestrzeń „poza ciałem” obszarem komunikacji pozazmysłowej. Kto bodaj raz doświadczył takiego połączenia, ten doskonale rozumie różnicę między „fizjologicznym czyszczeniem plików”, a porozumiewaniem pozazmysłowym.
Przedstawię teraz fragment listu od Pani M.
„ Moja Mama umierała przez trzy dni. Czuwałam w szpitalu na zmianę z siostrą. Starałam się być czujna, ale sen mnie pokonał. Przysięgam, że nie pamiętam momentu samego zasypiania. Śniło mi się, że siedzę na krześle obok łóżka Mamy i śpię, a ona podchodzi do mnie i łagodnie mnie budzi. Jestem zdziwiona, ponieważ Mama nie chodziła samodzielnie już od kilku tygodni. Mama jest taka szczęśliwa i młoda. Mówi do mnie: córeczko odpocznij. Ja też już będę odpoczywać. Jestem zadowolona. Wszystko odpracowałam. Już czas na mnie. Dziękuję za opiekę. Moje kochane dziewczynki, będę za wami tęskniła. Kiedy Mama znikła obudziłam się naprawdę. Mam na myśli salę szpitalną. Pamiętam, że przed zaśnięciem patrzyłam na zegarek była równo pierwsza w nocy. Kiedy się ocknęłam była pierwsza i siedem minut. Mama umarła w tym czasie.
Pięknie opisała takie spotkanie ze swoim mężem Pani B. :
„Czułam się źle. Przeniosłam swoje życie do salonu, do tam był telewizor, zasypiałam przy nim, byle nie myśleć i nie czuć, nie wiedząc dokładnie jakie oglądam programy; budziłam się w nocy. To, czym musiałam się w tym okresie zająć to papiery, papiery, papiery.
Pamiętam odcinanie narożnika dowodu osobistego męża. Nie ma go. Nie istnieje. Wszystkie papiery krzyczą, że przestał istnieć. Wreszcie zasnęłam. I wtedy poczułam siebie pod sufitem. Nie miałam ciała, nie widziałam też swojego ciała poniżej. Byłam myślą, czymś, co czuje, słyszy, widzi. Widziałam nasz salon pod sobą, miał beżowo-złote zasłony, przez które wpadało do środka ciepłe, łagodne światło. Obok mnie, po prawej stronie był mój mąż. Wiedziałam, że jest, nie widziałam go. Powiedział, a właściwie przesłał do mojego umysłu słowa „jestem tutaj”. Zaczęłam „mówić” do niego, że przecież nie ma go, bo te papiery i ten odcięty narożnik dowodu. O on się śmiał i powtórzył „jestem tutaj”. Przebudziłam się. Zaczęłam płakać ze szczęścia.”
Te relacje bardzo mnie poruszyły. Dziękuję obu Paniom za możliwość podzielenia się nimi ze wszystkimi Czytelnikami tego bloga.
Od siebie dodam opis następującego zdarzenia:
Podczas mojej nauki w IPS miałam zajęcia z Panią T. Zwykle wykładowcy pracujący z nami przedkładali sympatyczną atmosferę nad sztywne normy i obyczaje. Pani T. była bardzo zasadnicza i miała swoje wymagania tak przed zajęciami jak i w trakcie. Zajęcia odbywały się w trybie weekendowym. Ponieważ w sobotę poszłam spać późno, miałam obawy czy uda mi się wstać o doprawdy barbarzyńskiej godzinie: szóstej trzydzieści rano w niedzielę. We śnie przyszła do mnie miła starsza pani, która delikatnie poruszając moim ciałem powiedziała: „Obudź się. Trzeba wstać! Wiesz jak moja wnuczka nie lubi spóźnialskich. Wstań dziecko, już czas. Powiedz T., że jest dobrze.” Ocknęłam się i zmobilizowałam do działania. Postać starszej pani miała znajome rysy twarzy i bardzo specyficzne dłonie. Przedstawiła się jako babcia Pani T., przysięgła bym, że obie miały identyczne oczy. W szkole podczas przerwy opowiedziałam ten sen kolegom i koleżankom. Byłam przekonana, że to moja wyobraźnia stworzyła, swego rodzaju „strażnika”, który miał zastąpić budzik. Ponieważ u podłoża moich obaw znajdowała się postać Pani T., więc „strażnik” miał jej cechy. Nie zauważyłam, że mojej opowieści przysłuchuje się również Pani T. Poczułam się dość niekomfortowo. Pani T. bez słowa odeszła i zadzwoniła gdzieś z komórki. Następnie podeszła do mnie i powiedziała: „znam twojego bloga, to rzeczywiście mogła być moja babcia. Rozmawiałam z mamą. Babcia jest w szpitalu, a jej stan lekarze kwalifikują jako agonalny. Jest bardziej po tamtej niż po tej stronie. Opisałaś ją doskonale, nawet ja nie wierzę, że ten obraz to dzieło tylko i wyłącznie wyobraźni.”
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę i ta rozmowa bardzo zmieniła mój stosunek do Pani T.
Sen w pewnym sensie otwiera każdego z nas, nawet sceptyków. Może skala doświadczeń zależy od tego, czy chcemy przyjąć posłańca, czy go odrzucamy obawiając się jakie wiadomości przyniesie ?
Dziekuje Pani za te wpisy.Zawsze kiedy grunt usuwa mi sie pod nogami wchodze tu I jest! kolejny wpis! Tak jak dzis…Szkoda ze tak dkugo trzeba czekac na kolejny!
Kiedy czytam historie innych ludzi wiem ze ktos po tamtej stronie jest I moze mi pomoc o to jest bardzo kojace uczucie.
Moze kiedys odwaze sie opowiedziec moja historie
Wśród grona moich najbliższych przyjaciół są dwaj bracia. Jakieś 3-4 lata temu zmarł ich dziadek. Tak się złożyło, że widziałam się z nimi w tamten przykry wieczór. Mimo iż dziadek chłopców zawsze powtarzał by po nim nie rozpaczać, a na stypie pić wódkę i dobrze się bawić, jeden z braci przeżył jego śmierć bardziej niż drugi. M. nie płakał, nie popadł w apatię, ale było widać gołym okiem jak bardzo jest mu przykro z powodu straty ukochanego dziadka. Nie pamiętam czy stało się to już tej samej nocy, ale nie minęło więcej niż 3 dni kiedy M. przyśnił się dziadek, rozpromieniony i uśmiechnięty szedł wzdłuż krzaków malin i machał do swojego wnuka. Niby taka drobnostka, a wystarczyła by M. natychmiast odzyskał spokój, dobry humor i uśmiech na twarzy. Mógł też przekazać całej rodzinie, że dziadek ma się dobrze, co z pewnością pomogło też dojść do siebie babci, która najbardziej ze wszystkich przeżywała utratę męża.
I tak sobie myślę… Każdy wierzy w to co chce – szanuję to. Kiedy jednak słyszę o takich niesamowitych przypadkach trudno mi zrozumieć jak można nie dopuszczać do świadomości, choćby tylko odrobinę, że po śmierci może istnieć coś jeszcze i że nasi bliscy zmarli dający nam znaki, które pozwalają ukoić ból po ich stracie, nie są tylko wytworem naszego zrozpaczonego umysłu?
Ojciec mojego dziecka, po powieszeniu się w realnym życiu, odwiedzał mnie w moich snach. Zawsze przekazywał mi najpiękniejsze uczucie miłości, jakie kiedykolwiek doznałam. Czułam miłośc, ciepło i radość. Wizyty ustały w momencie, kiedy jego rodzona siostra pogodziła się z tą śmiercią i „dała mu” odejść.
Bardzo się cieszę, że znalazłam Pani bloga. Tematyka zaświatów, duchów i snów towarzyszy mi od wielu lat.
Witam serdecznie w moich skromnych progach