Jak wspomniałam w poprzednim wpisie mój niestrudzony towarzysz, czyli Tadeusz zorganizował mi czas również na wakacjach. Przed samym wyjazdem dowiedziałam się tylko, że jest sprawa do załatwienia na kirkucie w Lesku. Już pierwszej nocy po przyjeździe nad Solinę Tadeusz przyprowadził Esterę. Zapytał czy chcę z nią rozmawiać. Oczywiście, że chciałam. Nie sposób odmówić tak uroczej osobie jak ta dziewczyna. Prześliczna, przy tym bardzo skromna. Gdybym miała użyć tylko dwóch sów, aby scharakteryzować jej fizjonomię powiedziałabym: łagodna i smutna.
Wielką trudność dla mnie stanowi opisanie tego, co odwiedzający mają mi do przekazania. To wszystko dzieje się bardzo szybko. Jakbym oglądała film z ich życia w niesamowitym przyśpieszeniu. Obraz zatrzymuje się tylko w najistotniejszych momentach. W historii Estery nie detale są najważniejsze, choć było ich wiele, ale powód, dla którego pokutniczo tułała się od wielu lat. Kiedy do Leska weszli Niemcy, wyjechała z miasta w towarzystwie Polki, która chciała ratować ją za wszelką cenę. Estera miała fałszywe dokumenty, a jej aryjski wygląd ułatwił sprawę. Od razu wyjaśniam, że kobietą nie kierowała chęć zysku, a zgoła inne powody. Obie podróżniczki szczęśliwie dotarły do celu, którym była pewna parafia – proboszcz (o ile dobrze zrozumiałam) był spokrewniony z opiekunką Estery. Niestety wydarzyła się tragedia, kobieta zginęła podczas strzelaniny na jakiejś stacji kolejowej. Ksiądz przez zaufanego człowieka usiłował zapewnić dziewczynce bezpieczne schronienie. I tak przewożono ją z miejsca na miejsce. Większość ludzi zaangażowanych w jej ratowanie zginęła. Estera była świadkiem śmierci ostatniej ze swoich opiekunek.
„Powinnam była zostać z rodzicami. Podzielić ich los w święto Jom Kipur. Wiesz oni wszyscy wtedy zginęli. Moi rodzice, dalsi krewni, najlepsza przyjaciółka. To było moje przeznaczenie. Ofiara Izraela. Pamiętam pożegnanie z mamusią, powiedziała, że tak trzeba, że jak się skończy ten straszny czas to ona mnie znajdzie. Przeżyła moich krewnych zaledwie dwa i pół roku. Za moje życie, wielu ludzi zapłaciło cenę najwyższą. Nie mogę o tym myśleć spokojnie. Tadeusz mówi, że czas iść dalej. „
Zapytałam, co mogę dla niej zrobić.
„Idź do synagogi opisanej, jako dom boży. Zmów modlitwę. Idź na kirkut, pokaże ci gdzie, połóż kamień w moim imieniu”.
Przez moment zobaczyłam obraz kirkutu. Zapamiętałam kilka charakterystycznych szczegółów. Jednak, co do modlitwy pojawiła się pewna niezręczność. Ja nie znam żadnej modlitwy judaistycznej. Estera wypowiedziała pewien tekst, pozostaje mi mieć nadzieję, że niczego nie poprzekręcałam. Po przebudzeniu nie miałam pod ręką nic do pisania, a zatem musiałam liczyć tylko i wyłącznie na swoją pamięć.
„Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba. Dusza, którą mi dałeś była czysta. Ty ją zachowasz. Ty ją odbierzesz. Boże moich przodków ulituj się. Haszem Panie wszystkich dusz.. Skoro nadeszła pora Ty ją zachowaj. Ty ją odbierz.”
Pierwsza część zadania była stosunkowo prosta . Na budynku synagogi widnieje wszak hebrajski napis, który przetłumaczono na język polski „ O, jakimże lękiem napawa to miejsce! Nic tu innego, tylko dom Boży”. W środku znajduje się galeria sztuki. Los mi sprzyjał, nie było żadnych turystów. Odmówiłam modlitwę zgodnie z prośbą trzykrotnie. Gorsza sprawa z kirkutem. Na miejscu okazało się , że jest bardzo rozległy i przy moim braku orientacji w terenie odnalezienie wskazanego grobu mogło okazać się niemożliwe. Zebrałam myśli skupiając się na charakterystycznych elementach. Wreszcie udało się znalazłam to miejsce. Aby dojść do grobu, na którym tak bardzo zależało Esterze, musiałam nieźle się ubłocić i poparzyć pokrzywami, ale było warto.Kamyk spoczął na grobie jej przodków.
Niesamowita historia! Jest Pani skarbem na tym i na tamtym świecie. Wspaniale, że opisuje Pani swoje doświadczenia. To daje nadzieję i wiarę.
Jeśli mogę spytać, to jak zmarła Estera? Bardzo jej współczuję. Mam nadzieje, że teraz zazna spokoju.
Serdecznie pozdrawiam!
Dziękuję za te miłe choć nie zasłużone słowa.