Piszecie Państwo do mnie w różnych sprawach. Otrzymuję korespondencję od osób, które niedawno utraciły kogoś bliskiego i szukają wsparcia oraz odpowiedzi na dramatyczne pytanie; dlaczego On/Ona musiał odejść? Dlaczego dobrzy ludzie cierpią i umierają w męczarniach? Czasami proszona jestem o pomoc w wyjaśnieniu okoliczności śmierci. Jeśli jestem w stanie zawsze staram się pomóc. Spora grupa Czytelników dzieli się ze mną swoimi przeżyciami z pogranicza śmierci lub z szeroko pojętej sfery paranormalnej. Za wszystkie maile bardzo dziękuję.
Zdarzają się jednak maile, które bardzo mnie drażnią i napawają niechęcią. Chodzi mi o wiadomości pisane przez ludzi, którzy desperacko pragną nawiązać kontakt z osobą zmarłą lub innymi metodami uzyskać wskazówki w sprawie dóbr materialnych przez nią ukrytych. Choć często listy te pisane są w sposób bardzo elegancki, a autor wznosi się na wyżyny sztuki epistolarnej (byle tylko nie nazywać rzeczy po imieniu) to treść od tych zabiegów nie zyskuje. Jak mawia pewien ojciec z Torunia: „Nie mylmy szamba z perfumerią”.
W skrócie korespondencja ta wygląda mniej więcej tak: „ Moja ciotka/babka/stryjek za życia zgromadzili sporo złota/kosztowności/waluty. Na własne oczy widziałem szkatułki/słoiki/pudełka z których dobra wręcz przelewały się na zewnątrz. Jestem/jesteśmy jedyną rodziną i oczekiwaliśmy tego spadku (moim zdaniem powinno być czekaliśmy na ten zgon, ale kłócić się nie będę). Ciotka/babka/stryjek żyli skromnie. Po przeszukaniu mieszkania/domu/ogrodu nigdzie nie znaleźliśmy owych precjozów/waluty. Powstaje pytanie- gdzie zostały ukryte? (gdzie ta stara sknera je ukryła). Jesteśmy spadkobiercami i nam się to po prostu należy.
Niektórzy spadkobiercy łatwo się nie poddają ”wynajęliśmy człowieka , który sprawdził teren wykrywaczem metali”, „Wezwaliśmy radiestetę”, „Byliśmy na seansie i dziadek powiedział, że schował to i owo w garażu i przedpokoju. Niestety po skuciu kafelek i zdarciu boazerii nic nie znaleźliśmy. Dziadek z nas zakpił albo ta kobieta z seansu była jakaś głupia”.
Drodzy, zawiedzeni spadkobiercy jedno jest pewne: nic wam się nie należy. Każda osoba (pomijając oczywiście ubezwłasnowolnione sądownie) do ostatnich chwil swej ziemskiej egzystencji ma prawo w pełni decydować o swoim majątku. Powołujecie się na więzy krwi, na tradycję i rodzinne obyczaje. Zapytam nieśmiało: gdzie byliście kiedy krewny was potrzebował? Ile razy daliście do zrozumienia, że jest zbędny, że marudzi, że nie macie dla niego czasu? Czy przez więzy krwi i tradycję rozumiecie telefon lub kartkę z życzeniami trzy razy do roku?
Jeśli jak twierdzicie ktoś babcię/ciotkę/stryjka omotał i namówił do przekazania swojego majątku to pytam gdzie wtedy byliście? Oczywiście nie neguje, że trafiają się sprytni naciągacze. W polskich sądach toczą się sprawy o podważenie wiarygodności testamentu. Rodziny sądzą się tak z osobami świeckimi jak i duchownymi. Zdarzają się zwłaszcza zakony, które choć z nazwy ubogie i bose to mieszkaniem w dobrej lokalizacji nie pogardzą.
Zapytam zatem raz jeszcze, gdzie byliście spadkobiercy kiedy owi „opiekunowie” systematycznie odwiedzali seniora i zapewniali mu to czego pragnął tj. zainteresowanie i opiekę? Starsi ludzie bywają naiwni, ale w sprawach dziedziczenia nie jest łatwo przekonać ich aby de facto wydziedziczyli wnuki/bratanice/siostrzeńca i przekazali dorobek życia obcej osobie lub jakiejś instytucji. Taki senior-delikwent musi być urabiany miesiącami jeśli nie latami żeby postąpił zgodnie z wolą swoich „opiekunów”.
Poruszę jeszcze temat seansów spirytystycznych i wykorzystywania pozyskanej tam wiedzy do celów eksploracyjnych. Po pierwsze uważam, że ściąganie duszy z innego wymiaru w celu wypytania o lokalizację szkatułek/słoików/pudełek jest tak wielkim nietaktem, że aż brak mi słów aby to wyrazić. (Oczywiście brak mi słów w języku ludzi kulturalnych. W każdym innym służę bardzo mięsnymi określeniami).
Przy stoliku gromadzi się energia osób uczestniczących w seansie. Jak wiemy prawo sympatii lub jak kto woli zasada przyciągania podobieństw działa we wszechświecie bez zarzutu, a co za tym idzie możemy się spodziewać, że przy stoliku „spadkobierców” pojawi się byt odpowiadający ich nastawieniu. Taki nieproszony gość ma zapewne niezły ubaw odpowiadając na zadane pytania. Jeśli nawet na to zaproszenie zareaguje ów zmarły krewny to pytam jakie jest prawdopodobieństwo, że z perspektywy zaświatów, zmieni zdanie i ujawni ukryte przedmioty? Moim zdaniem niewielkie bądź żadne.
Zawiedziony spadkobierco, skoro nie interesowałeś się krewnym za życia, to po śmierci tym bardziej daj mu spokój. Jeśli coś ze swego majątku ukrył, to miał do tego prawo. Jeśli przekazał na inny cel niż zasilenie Twojego konta, widocznie taka była jego wola.
Zawiedziony spadkobierco stań przed lustrem tam znajdziesz powód jego/jej decyzji.
Rowniez tym razem podziwiam tak celny jezyk jak i wlasciwe podejscie do tematu. Zawsze wypatruje i zawsze czytam z przyjemnoscia.
I bardzo dziekuje za zaistnienie na stronach FB.