Rewenant – powracający z dalekiej podróży

Mimo ogromnego postępu w medycynie, współcześni lekarze nie zawsze potrafią odróżnić śmierć biologiczną od letargu, czyli śmierci pozornej. Przypadki osób, które uznano za zmarłe, a wybudziły się z letargu nie należą wcale do odosobnionych i zdarzają się na całym świecie, nawet w krajach szczycących się wysokimi standardami medycznymi.

Z oczywistych względów takie sytuacje budzą przerażenie wśród pracowników kostnic oraz domów pogrzebowych, gdyż to oni jako pierwsi odkrywają pomyłki lekarskie. Dziwi natomiast fakt, że krewni i przyjaciele owych zmartwychwstańców, miast okazywać radość z ich powrotu do świata żywych, często witają swoich bliskich z dużą rezerwą. Z czysto psychologicznego punktu widzenia, konfrontacja z tym osobliwym fenomenem ludzkiej fizyczności, mimo rozwoju cywilizacyjnego i powszechnego dostępu do wiedzy, wywołuje ogromny szok. Przypomina bowiem o budzących grozę przypadkach osób pochowanych żywcem oraz ukazuje małość człowieka wobec sił rządzących życiem i śmiercią.

Jest to sytuacja bardzo stresująca, co w konsekwencji sprzyja podejmowaniu działań irracjonalnych, a nawet jawnej agresji. Boimy się tego czego nie rozumiemy. Genezę tego lęku można prześledzić badając historię i mitologię wielu narodów.

Świat starożytnych Celtów znał zmiennokształtne demony zwane sluagh – duchy niespokojnych umarłych. Wikingowie w swoich opowieściach mówili o żądnych krwi wojownikach zwanych draugrami (dosłownie – ponownie chodzący), tych jednak można było unicestwić, gdyż jak pisze Chester Gould:

„Draugar umiera „drugą śmiercią”, kiedy jego ciało ulega rozkładowi, zostają spalone, rozczłonkowane lub w inny sposób zniszczone.”

W naszym kręgu kulturowym znane są upiory, strzygi i wąpierze oraz wiele innych mitycznych istot, które za sprawą sił nieczystych (innych przecież nie brano pod uwagę) ożywały. Oczywiście w jednym tylko celu: by szkodzić ludziom. Słowo revenant pojawia się w tekstach chrześcijańskich mnichów (XI wiek) na określenie przypadków osób, które zostały pochowane lub uznane za zmarłe, a jednak powracały do świata żywych. Dla przykładu opat z Burton pisał, że około roku 1090 dwaj chłopi, którzy wcześniej uciekli od swego pana, nagle zmarli, po czym niespodziewanie wrócili do swojej wsi wzbudzając ogromną panikę wśród mieszkańców. Dobijali się do domostw krzycząc „Ruszajcie! Trzeba iść! Wychodźcie”.

Zapewne owi chłopi działali pod wpływem głębokiego wstrząsu spowodowanego zarówno koszmarnym przebudzeniem w grobie, jak i reakcją otoczenia na ich pojawienie się w wiosce. Tak czy owak żywot rewenantów niebawem zakończono, gdyż w okolicy rozpętała się epidemia, a sąsiedzi uznali, że ich związek z rozprzestrzeniającą się zarazą jest oczywisty.

Los rewenanta, został barwnie przedstawiony w filmie „Nieśmiertelny” (reż. Russell Mulcahy). Oto, szkocki góral Conor MacLeod żyjący w XVI wieku uczestniczy w bitwie, podczas której odnosi śmiertelne rany. Konający wojownik zostaje otoczony opieką swego klanu, a kiedy jego ciało wydaje się martwe, bliscy szczerze go opłakują. Tymczasem MacLeod w niepojęty dla otoczenia sposób regeneruje się i wraca do życia. Członkowie klanu uznają, że stało się to wbrew naturze i było możliwe jedynie za sprawą diabelskich mocy. Rozhisteryzowany tłum żąda jego śmierci na stosie, jedynie szybka interwencja krewnego ratuje go przed okrutną egzekucją. Ostatecznie MacLeod zostaje skazany na wygnanie.

Podobne, choć nieco mniej drastyczne historie działy się również w czasach współczesnych. Pragnę przedstawić jedną z archiwum Biura Duchów:

Rzecz dzieje się w latach dwudziestych ubiegłego wieku na terenie Łodzi. Młody mężczyzna o imieniu Antoni, zapada na zapalenie płuc. Ku rozpaczy bliskich jego stan pogarsza się z dnia na dzień. Matka czuwa przy nim nieustannie, a cała rodzina nie szczędzi środków na lekarza. W pewnym momencie ciało Antoniego robi się zimne. Matka przekonana, że syn przestał oddychać, wzywa lekarza, który stwierdza zgon.

Ruszają przygotowania do pogrzebu. Zgodnie z obowiązującym wtedy zwyczajem, zmarły został ubrany i złożony do trumny w swoim domu. W dniu pogrzebu, kiedy jego bracia i ojciec weszli do pokoju, aby przykryć trumnę wiekiem, zobaczyli niezwykłą scenę. Kompletnie zdezorientowany Antoni, usiłował wydostać się z trumny, a na ich widok rozpłakał się i wykrzyknął „Nie chowajcie mnie, ja żyję”.

Mężczyzna był słaby i chwiał się na nogach. Nie wiedzieć czemu wezwano księdza, a nie medyka, jak podpowiadałby zdrowy rozsądek. Na nieszczęście dla Antoniego, ksiądz wchodząc do pomieszczenia, przeżegnał się i strasznym głosem rzekł: ki diabeł cię ożywił? Oczywiście później, kiedy duchowny oswoił się z myślą, że Antoni mógł być w letargu, przeprosił go za te słowa. Ziarno podejrzeń zostało już jednak zasiane.

Rodzina i znajomi obserwowali go przez cały czas. Jedna z ciotek dała do zrozumienia, że „ci co się śmierci wyrwą krótko żyją”. Jego narzeczona pod presją swojej rodziny zerwała zaręczyny. Faktycznie Antoni, pod wpływem tych przykrych wydarzeń bardzo się zmienił. Potraktowano to jako znak, wskazujący na obecność ciemnych sił, które być może pomogły mu ożyć.

Zdesperowany mężczyzna napisał list do swojej kuzynki mieszkającej za oceanem. Podobno miał go zakończyć słowami: jeśli i ty droga Marylko mnie zawiedziesz, nie mam innej drogi jak tylko się powiesić. Kuzynka Antoniego, dzięki swej zjawiskowej urodzie, wyszła bogato za mąż i można rzec, że w USA odnalazła szczęście i stabilizację. Zyskała też nowe spojrzenie na rzeczywistość.

Wiedziona odruchem serca pomogła Antoniemu i ściągnęła go do kraju nieograniczonych możliwości. Antoni, odnalazł się tam znakomicie, założył rodzinę i opuścił ten świat w wieku lat dziewięćdziesięciu trzech, otoczony wianuszkiem dzieci i wnucząt. Tym samym zadał kłam słowom ciotki, która wieszczyła mu krótkie i marne życie.

Cóż, lata dwudzieste mogą wydawać się niezwykle odległe, zwłaszcza w odbiorze młodych Czytelników. Jednak bieżąca korespondencja, dotykająca fenomenu śmierci pozornej, niewiele różni się od przytoczonego przykładu. Radość nadal miesza się z zabobonnym strachem, a osoba rewenanta poddawana jest w swoim środowisku lustracji.

W wieku dziewiętnastu lat zostałem porażony prądem. Reanimowano mnie i serce podjęło prace, ale po chwili zatrzymało się ponownie (przynajmniej w opinii ratowników). W szpitalu stwierdzono zgon. Moje wspomnienia z czasu poza ciałem są bardzo podobne do relacji wielu innych osób. Ciemny tunel, jasne światło, które przepełnia człowieka nieopisaną błogością i ogród pełen kwitnących roślin. Wreszcie bardzo realna postać rudowłosej kobiety w białej szacie, która mówi do mnie: dla własnego dobra wracaj, masz jeszcze tyle do zrobienia. I nagle znowu ciemność, a później przeszywający ból poparzonej ręki i połamanych podczas reanimacji żeber.

Następnie wielkie zdziwienie, bo zobaczyłem, że leżę na metalowym łóżku ukrytym za parawanem w szpitalnej łazience. Znałem to pomieszczenie, gdyż kilka tygodni wcześniej pomagałem dziadkowi leżącemu w tym szpitalu, skorzystać z prysznica.

Salowa zaalarmowała pielęgniarki i lekarzy. Cały personel zachowywał się wobec mnie dziwnie, jakby mieli poczucie winy i wstydzili się spojrzeć mi w oczy. Moi rodzice cieszyli się, że wróciłem do życia, dosłownie płakali ze szczęścia. Jednak moi znajomi pozwalali sobie na głupie żarty w stylu: no to teraz jesteś jak demon z horrorów, tylko patrzeć, jak zaczniesz czynić cuda itp. Czułem się bardzo głupio i było mi przykro. Ja przez to co mnie spotkało wydoroślałem i wiele zrozumiałem. Towarzystwo moich rówieśników mierziło mnie, szukałem odpowiedzi w książkach. Uznano, że mi odbiło, a „dowcipna” koleżanka orzekła, że jestem opętany. Nie wiem czy długo wytrzymałbym psychicznie w takim środowisku. Na szczęście dla mnie, dostałem się na studia i wyjechałem do Wrocławia. Tam nikt nie znał mojej historii. Odżyłem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Wśród osób wyrwanych z koszmaru pozornej śmierci znajdują się zwykli ludzie, ale i znane postaci historyczne. Szczęście w nieszczęściu mieli: słynny skrzypek Nicollo Paganini i hrabia d’Ornano oraz Katarzyna, dwórka Henryka Brodatego. Martwy przez dobę był także Francesco Petrarka. Sławny poeta ożył na cztery godziny przed pochówkiem, prawdopodobnie za sprawą raptownej zmiany temperatury w pomieszczeniu, do którego go przeniesiono. Temat wydaje się znany i z medycznego punktu widzenia oczywisty. Skąd więc biorą się lęki i uprzedzenia?

Patrząc na zagadnienie z perspektywy psychologii oraz parapsychologii okazuje się, że my światli ludzie XXI wieku, nie różnimy się specjalnie od naszych przodków, którzy w podobnej sytuacji również reagowali lękiem, a rewenantom przypisywali nadludzkie lub demoniczne cechy i zdolności. Na gruncie dysonansu poznawczego utrwalały się historie o ludziach powracających z zaświatów tak w formie duchowej jak i fizycznej.

Śmierć ciała, miała zamykać niewidzialną bramę, z poza której nie było już powrotu do świata żywych. Rewenanci wydawali się łamać tę zasadę, co wykraczało poza możliwości poznawcze całych pokoleń. Ten stan rzeczy, doprowadził (na gruncie nieświadomości zbiorowej) do powstania potężnych egregorów, które pod dziś dzień wchodzą w interakcje z ludzkimi umysłami, podsuwając najgorsze z możliwych interpretacji.

Być może w trakcie procesu przemian, w jakim niewątpliwie znajduje się obecnie planeta Ziemia, warto rozjaśnić tę ciemność nie tylko kagankiem oświaty, ale i ciepłem naszych serc. Zwłaszcza, że żyjemy w kręgu kulturowym, gdzie słowa Jezusa z Nazaretu „Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto wierzy we mnie, żyć będzie, chociażby umarł” znalazły tak wielu odbiorców.

Źródła:

https://en.wikipedia.org

Chadwick, N. „Norse ghosts: A study in the Draugr and the Haugbúi

Focus Historia Nr 4(130)

 

Otagowano , , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Jedna odpowiedź na „Rewenant – powracający z dalekiej podróży

  1. komentarz komentarz:

    Jak zwykle , wspaniały artykuł.Jasność wypowiedzi, prostota, trafianie w punkt.
    a poza tym- nareszcie Pani znowu jest na blogu Pani Ado, tyle czasu , martwiłam się , stęskniłam się 🙂 .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *