Cieszę się, że wśród czytelników mojego bloga jest tak wielu miłośników zwierząt. Zachęcana licznymi mailami jeszcze raz pozwolę sobie odnieść się do sprawy zwierzęcego „życia po życiu”.
Żyjemy w świecie cyber-technologii, mieszkamy w betonowych domach, a nasze stopy nie znają miękkości trawy. Bardzo często Naturę traktujemy jako wroga, który złośliwie niszczy chodniki siejąc w szparach chwasty, wroga który „nasyła” na nas tornada, deszcze i śnieżyce.
Stawiając siebie ponad wszelkim stworzeniem uzurpujemy sobie prawo do „czynienia sobie Ziemi poddaną”. Okazjonalnie zachwycamy się pięknem krajobrazu, ale nie czujemy się jego częścią. Kiedy wyjeżdżamy na wycieczkę w góry czy do lasu, zachowujemy się jakbyśmy wpadli w odwiedziny do dawno niewidzianej ciotki. Owszem występuje pewne powinowactwo, ale głębokiej więzi brak. Tymczasem jesteśmy częścią Natury, która nie dzieli swoich dzieci na lepsze i gorsze. Ona pielęgnuje życie w wielu formach i rodzajach. Każde stworzenie ma szansę żyć i przeżyć doświadczając łaski istnienia.
Proszę zwrócić uwagę, że religie pierwotne zupełnie inaczej postrzegały świat. Była to głęboka duchowość nie rozdzielająca świata na lepszy ludzki i gorszy zwierzęcy. Celtowie, Germanie lub Słowianie widzieli w górach i lasach miejsca święte, kolebki życia i rezerwuar sił witalnych. Zabijali zwierzęta żeby przeżyć ponieważ w dawnych czasach dostęp do żywności nie był tak oczywisty, jak w dzisiejszej zamożnej Europie.
W tej chwili przemysł hodowlany uczynił ze zwierząt towar, który można po prostu produkować zupełnie jak meble czy telewizory. Utrwalił się podział na zwierzęta, które można jeść i przyjaciół człowieka (psy, koty), których jedzenie jest kulturowym tabu. W życiu po życiu, w tak zwanym niebie też chcemy spotkać swoich pupili. Wyobrażamy sobie, że nasza miłość czyni akurat te stworzenia wyjątkowymi, lepszymi od wszystkich innych.
Jest to wielka hipokryzja. Wiem, że niektórzy się oburzą na moje słowa, ale zawsze piszę to, co myślę. Jeśli jest się katolikiem czy w ogóle chrześcijaninem i uznaje się dogmaty kościelne trudno jednocześnie wierzyć w zmartwychwstanie zwierząt. Mimo, że w historii kościoła pojawiają się takie postacie jak św. Franciszek z Asyżu głoszący miłość do braci mniejszych, reguła pozostaje niezmienna: zwierzę nie ma duszy, a człowiek to korona stworzenia. Człowiekowi wolno wszystko i tylko on, oczywiście odpowiednio poprowadzony przez swego duchowego pasterza dostąpi życia wiecznego. Częściej wśród duchownych natkniemy się na myśliwych niż miłośników zwierząt. Czy wśród osób protestujących w obronie zwierząt spotkaliście Państwo jakiegoś biskupa lub księdza? Ja nie spotkałam obrońców zwierząt w koloratkach. Za to widziałam filmik ze święcenia nowo powstałej rzeźni. Chodziły również słuchy, że biskupi lobbowali w sprawie uboju rytualnego. Podobno z inspiracji duchownych innych wyznań, dla których ten barbarzyński zwyczaj ma fundamentalne znaczenie religijne. Tej wersji zadają kłam, co przytomniejsi obserwatorzy dopatrujący się wpływów bardziej wypłacalnego lobby hodowców. Zostawmy jednak politykę, bo to temat niezdrowy i niesmaczny. Fakty są takie, że Kościół w obliczu rosnących w siłę ruchów „pro animals”, powiększającej się rzeszy wegetarian i wegan, gotowych opuścić swych pasterzy w imię miłości do braci mniejszych zaczął szukać rozwiązań teologicznych, aby jakoś załagodzić tę kwestię. Przeczytałam sporo wywodów o mnogiej duszy zwierzęcej, o tym, że w Piśmie można znaleźć kilka cytatów przemawiających za obecnością zwierząt w Raju, o mocy Boga dla którego nie ma rzeczy niemożliwych itp. Konkretnego stanowiska nie ma.
Jednym słowem katolik lub prawosławny sam musi rozstrzygnąć, powołując na sędziego własne sumienie, czy należy do rasy panów, czy po prostu jest jedną z wielu Istot żyjących na tej planecie. Rozstrzygnąć dodajmy ze wszystkimi konsekwencjami przyjęcia określonego stanowiska.
Filozofia buddyjska i hinduska to zupełnie inna mentalność. Ze względu na wiarę w reinkarnację ludzie Wschodu, trzy razy się zastanowią zanim skrzywdzą zwierzę. Nie chodzi tu oczywiście tylko o możliwość odrodzenia w ciele zwierzęcia, ale przede wszystkim o nie zadawanie cierpienia, ponieważ to celowe okrucieństwo najbardziej obciąża karmę.
Pytacie Państwo, czy po tamtej stronie widziałam zwierzęta? Owszem widziałam, co ważniejsze widziało je wiele osób. Nie wiem czy były to duchy zwierząt żyjących wcześniej wśród nas, czy zupełnie inne stworzenia.
Wierzę, że istnieje nieogarniony dla ludzkiego rozumu Bóg, który jako siewca życia uczynił tę planetę płodną. Powołał Naturę, Gaję, Matkę Ziemię (nazwa dowolna) do opieki nad wszystkimi stworzeniami. Jesteśmy połączeni tak z Ojcem w Niebie jak i Matką Ziemią, po śmierci ciała przechodzimy do świata duchowego gdzie przyjmujemy ciała mistyczne. Być może, że dusze zwierząt różnią się od ludzkich dusz, ale nie są w związku z tym gorsze tylko inne. Energia życiowa nie ginie, a co za tym idzie energia zwierząt również trwa w tej czy innej formie.
Sama jestem wegeterianką,muszę jednak stwierdzić że osoby które nie spożywają mięsa wcale nie są świętsze od duchownych czy katolików,którzy lubią sobie w niedziele zjeść np. schabowego,a to z tego prostego powodu że wszyscy łącznie z wegetarianami nosimy np. buty skórzane.Nie wspomnę już o torebkach paskach portfelach itp. Gdyby zrobić sondaż ilu wegetarian nie nosi zimą skórzanych butów,myślę że byłoby ciekawie.
Wegetarianie sa „świętsi” choćby tylko dlatego, że nie dokładają cierpienia by zaspokoić zmysł smaku. Nie kupuję skórzanych wyrobów, nie używam kosmetykow testowanych na zwierzętach lub/i zawierających składniki pochodzenia zwierzecego
Problem mam z lekami – nie zawsze mogę je odrzucić, i z nabiałem ale pracuję nad tym. Znam tez katolikow, ktorzy postępują podobnie. To nie kwestia wiary tylko wrażliwosci.
Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałem na ten temat i wielkie podziękowania dla Edel za tak ciekawy i mądry opis wątku „zwierzęcego”. Wszystko bardzo trafnie ujęte. Wielu ludzi traktuje zwierzęta jak przedmioty, jakieś rzeczy które można wyrzucić lub pozbyć się ich zabijając w bestialski sposób. Dla mnie osobiście jest to ogromny cios, gdy w mediach podaje się, że jakiś człowiek skatował swojego psa lub kota na śmierć i wielokrotnie zdarza się, iż zakopał bardzo cierpiące jeszcze żywe zwierzę……… A najbardziej przykre jest to, że często tym zwierzętom taki los funduje ich właściciel, którego darzyły na swój sposób uczuciem i ufały mu bezgranicznie jak najlepszemu przyjacielowi….
Ja wierze w to, ze zwierzeta tak samo jak ludzie posiadaja dusze, wierzyl w to nawet moj ociec ktory zwierzat nie lubil. Nie raz tez odwiedzaly mnie moje zwierzaki, po tym jak odeszly za teczowy most. Ukochana kotke ktora zostala uspiona po ciezkiej chorobie, czesto potem widzialam w domu jak przechodzila a pokoju do przedpokoju. Moj ojciec nie raz lapal za oparcie krzesla zeby na nim usiasc, po czym siadal na innym, zapytany o dziwne zachowanie wyjasnil: „Dina tam siedzi”, krzeslo bylo ciezkie jakby kotka tam lezala. Moja corka, ktora nigdy kotki nie poznala opisala mi ja bardzo dokladnie, zapytana z kad to wie, odpowiedziala: „bo ja ja widzialam” A ukochany pies przyszedl sie ze mna pozegnas we snie i przekazac mi, ze nie ma nic przeciwko temu abym miala nastepnego psa. Nastepna kotka po swojej smierci budzila mnie przebiegajac po lozku od strony sciany, albo wchodzac mi na poduszke, lub budzilam sie czujac jej ciezar na moich nogach. Kolejna kotka mialaczala, aby otworzyc jej drzwi, tak jak to robila za zycia jak wracala ze spaceru i w snach nawiedzala. A kiedy zaginal moj obecny kot, to ta ostatnia kotka przysnila mi sie i przekazala, zebym sie nie martwila bo ona go odszuka i przyprowadzi do domu i ze zawsze bedzie sie nim opiekowac, kot za dwa dni wrocil poturbowany, widac przytrafilo mu sie cos zlego. itp, itd
ciekawie opisane
18 stycznia tego roku straciłam ukochaną Dianą 14 letnią sznaucerkę.Bardzo chorowała od małego miesiąc przed uśpieniem wykryto u niej raka czarniaka w pyszczku .To była trudna decyzja żeby się z nią rozstać ale musieliśmy żeby nie cierpiała.Pochowliśmy ją na cmentarzu dzień po pochówku otrzymaliśmy zdjęcie grobu każde zwierzę ma swój kamień. Na kamieniu ukazała się nasza Diania i to niesama z fretką z którą się uwielbiały i bawiły. Trudno było mi w to uwierzyć ale na każdym zdjęciu jest to widoczne.Wieże że to znak od niej że już nie cierpi.
Dziękuję za te historię. Pozdrawiam ciepło